Artykuły

Paździerzowe płyty wkroczyły do Teatru im. J. Słowackiego

"Bliżej" w rez. Redbada Klijnstry w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Sztuka "Bliżej" mówi o miłościach nieudanych. W krakowskiej wersji zahaczają one o banał.

Na scenie Miniatura rozstawiono paździerzowe płyty. Zwykłe, brązowo-nijakie, o chropowatej fakturze, które od razu budzą estetyczną niechęć. Do tego stolik, kanapa, imitacja nieba z kłębami białych chmur i schowana za sklejką kuchnia, z której czasami słychać bulgotanie gotującej się w czajniku wody. Przaśność i ordynarność. Tak tylko można określić scenografię do przedstawienia "Bliżej", które w Krakowie wystawił Redbad Klijnstra.

Tak, tak - wiem, że dekoracja Aleksandry Maślak miała być metaforą tymczasowości i nietrwałości, określającej charakter związku bohaterów sztuki Patrica Markera. Wiem, że miała tylko sugerować niemożność nawiązania bliższych relacji we współczesnym świecie. Wiem, że miała być jak najdalsza od realizmu, tak jak gra czwórki aktorów, którzy robią wszystko, by zdystansować się od swoich ról. Tylko że w efekcie takich zabiegów wyszedł zwyczajny banał sceniczny, który w żaden sposób mnie nie zaintrygował. A rzekłabym, że tylko znudził, nie pobudzając ani na chwilę do zastanowienia się nad problemami bohaterów.

Bowiem największym osiągnięciem aktorki Anny Cieślak, grającej Alice, był erotyczny taniec na stole. Kiedy jednak przestała zmysłowo ruszać biodrami i zaczęła odgrywać irytującą lolitkę, nie dziwiłam się już, że Dan Marcina Sianki, miast kochać ją dozgonnie, uległ urokowi Anny Dominiki Bednarczyk. Choć cóż ona z kolei widziała takiego w autorze nekrologów i nieudacznym pisarzu, nie wiem do dzisiaj. Podobnie jak nie mogę zrozumieć, co poza głupim dowcipem mogło przyciągnąć do niej lekarza Larry'ego (Radosław Krzyżowski). Chłód, jaki stał się od początku jej głównym aktorskim środkiem, był tak samo mało pociągający jak kształt obiektywu aparatu fotograficznego, który zawisł na jej szyi. Bo Anna robiła zdjęcia raczej bez zapału, podobnie zresztą jak kochała się ze swoimi partnerami.

Bowiem erotyzm, którym przesiąknięta jest sztuka, i dwuznaczność sytuacji, w jakie wplątują się jej bohaterowie, wart jest w spektaklu Redbada Klijnstry paździerzowej płyty, stanowiącej tło scenicznego dzieła. Reżyser doprowadził do tego, że zamiast emocjonalnych rozbitków szukających zapomnienia w powierzchownych związkach, mamy przed sobą manekiny o pozbawionych wyrazu oczach, z których wyziera jedynie pustka. A że ludzkie manekiny niewiele mnie obchodzą, nie uwierzyłam w żaden sposób w ich tęsknotę za miłością i bliskością drugiej osoby. Tym bardziej że nie radzący sobie z prowadzeniem postaci twórca przedstawienia, o rytmie spektaklu już nie wspominając, nie wiadomo z jakiego powodu w finale uciekł się do ogranego chwytu sfilmowania aktorów na szpitalnym korytarzu.

Czyżby chciał w ten sposób nawiązać do świetnej, niezwykle wyrafinowanej, ekranowej wersji "Bliżej", z Natalie Portman, Judem Lawem, Julią Roberts, Clive'em Owenem? Jeżeli tak, to strzelił sobie rzeczywiście paździerzowego samobója.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji