Artykuły

Wędrowanie i gadanie

"Wschód słońca u Voldiego" w reż. Laumy Balode w Teatrze Nowym w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Młody autor, młoda reżyserka, młodzi aktorzy, młodzi bohaterowie - na scenie panuje niepodzielnie młodość. Spektakl jest sprawny, choć nieco owa młodość nuży.

Ansels Kaugers napisał "Wschód słońca u Voldiego" w wieku lat 19. Bohaterami są Artis i Alise - dwójka nastolatków, którzy wybrali się w daleką podróż do niejakiego Voldiego. Voldi jest postacią tajemniczą i być może nieistniejącą, wymyśloną przez Artisa; w każdym razie ze skąpych informacji wynika, że Voldi jest stary, ma gdzieś na krańcu świata (czyli Łotwy) gospodarstwo, w którym panują jakieś (bliżej nieokreślone) zasady - i aby tam dotrzeć, trzeba iść pieszo, przemierzając dziennie kilkadziesiąt kilometrów.

Do Voldiego wybierał się Artis, Alise dołączyła do niego spontanicznie, spotkawszy go w pubie. No i idą. Idą i gadają - z tego gadania wyłaniają się portrety zagubionych, nieszczęśliwych, szukających jakiegoś punktu zaczepienia, młodych bardzo ludzi.

Spektakl jest dziełem młodej reżyserki z Łotwy (Lauma Balode jest jeszcze studentką, była w krakowskiej PWST na stypendium - to jej spektakl dyplomowy) i równie młodych aktorów (studenci krakowskiej PWST Magdalena Grąziowska i Łukasz Kamiński). Pusta scena, parę wielkich plastikowych butli z wodą, dwa metalowe trapezowe wielościany - to wszystko. Spektakl zaczyna się od uruchomienia wyobraźni widzów. Aktorzy przechylają rytmicznie butle z wodą: woda bulgoce - całkiem jak morze. Aktorka pisze kredą na ścianie "morze". I już jesteśmy na plaży. Bezludnej, zimnej łotewskiej plaży, którą wędrują Alise i Artis. Wędrują w miejscu, wspierając się na metalowych wielościanach - raz energicznie, innym razem z wysiłkiem. Czasami rozbijają obóz, rozpalają ognisko, coś jedzą (częściej nie jedzą, bo niewiele ze sobą zabrali).

Para wydaje się niezbyt dobrana - Alise jest nadpobudliwą irytującą chłopczycą, zajętą (przynajmniej na początku) swoim wyglądem i osobowością. Gada jak najęta, wtrącając angielskie zwroty. To licealistka z Rygi, córka prawników, zamożna i niby wyzwolona - oznajmia bez wahania, że jest lesbijką i ma swoją kobietę Justynę. Artis - bardziej zamknięty w sobie, wygląda misiowato i poczciwie - uczy się na stolarza i w tajemnicy pisze wiersze. Oboje są jednak pogubieni, podczas wędrówki okazuje się, że życie ich uwiera, przyszłość jest niepewna i budząca lęk. Dlatego wyruszyli w podróż - chcieli uciec, odnaleźć stały punkt odniesienia dla swojego pogmatwanego i nieukształtowanego życia.

Spektakl jest zrobiony sprawnie i z poczuciem humoru - Balode umiejętnie skontrastowała sceniczną umowność z ekspresją aktorską, nadpobudliwość Magdaleny Grąziowskiej i powagę Łukasza Kamińskiego. Spektakl - choć niedługi, bo trwa półtorej godziny - ma co prawda puste miejsca, no i dość szybko wiemy już wszystko o bohaterach, ale jak na debiut jest całkiem udany. Gdyby jeszcze tłumacz powściągnął chęć oddania młodzieżowego języka (od nadmiaru "kumasz" i "czaisz" boli głowa), byłoby znacznie lepiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji