Artykuły

Dobrze ml jest

- Nie interesuje mnie spektakl, którego reżyser nie potrafi, czasem do końca prób, określić swojej interpretacji, albo hasa po tekście jak rzeźnik. Wychowałam się w tradycji szacunku dla słowa i akceptuję wszelkie eksperymenty, ale wtedy, gdy mają sens! - ANNA POLONY w rozmowie z Henryką Wach-Malicką

Bohaterka "Twórców obrazów", którą to postać gra pani gościnnie na deskach Teatru Śląskiego to kobieta mądra, niezależna i pewna siebie. Lubi pani rozdawać karty?

- Lubię. To trudna sztuka, choć łatwo się w niej rozsmakować. W każdym człowieku tkwi chęć dominowania; nawet nie łapiemy momentu, gdy tracimy umiar. Wydawać rozkazy? - cóż za rozkosz. U Polaków pragnienie podporządkowania sobie świata bardzo jakoś jest rozwinięte, nie sądzi pani? Ja też lubię sobie czasem porządzić. Reżyserując, wykładając w szkole teatralnej. Staram się jednak kontrolować, a i z wiekiem stałam się jednak bardziej tolerancyjna.

Aktorstwo to zawód, w którym trudno zachować niezależność. W końcu przedstawienie jest przede wszystkim wizją reżysera.

- Ja już mogę sobie pozwolić na odrzucanie propozycji i czasem to robię. Nie interesuje mnie spektakl, którego reżyser nie potrafi, czasem do końca prób, określić swojej interpretacji, albo hasa po tekście jak rzeźnik. Tu wytnie, tam wlepi fragment innej sztuki albo zgoła utwór obcego autora, a w końcu mówi, że to wina publiczności, bo niczego nie zrozumiała. Publiczność swoje wie... Ja wychowałam się w tradycji szacunku dla słowa i akceptuję wszelkie eksperymenty, ale wtedy, gdy mają sens!

Ale nie unika pani pracy z młodymi reżyserami?

- Oczywiście, że nie. To nie jest tak, że skreślam całe pokolenie. Hochsztaplerzy nie mają wieku, wśród starszych reżyserów też się zdarzają, a współpraca z młodymi bywa nad wyraz interesująca. Bardzo bym chciała przywieźć do Katowic przedstawienie pt. "Kreatura" Johna Murrela, oparte na biografii Sary Bernhardt. Zrealizowała je młoda reżyserka Agata Duda Gracz i uważam to przedsięwzięcie za jedno z ciekawszych w moim życiu. To nie znaczy, że nie było przy pracy spięć czy dyskusji, ale tak to ja mogę dyskutować. Z sensem i potrzebą kompromisu z obydwu stron.

Sara, aktorska legenda, nie była tuzinkową postacią. Podobno sypiała w trumnie...

- To dziennikarze wyprowadzili ją z równowagi wymyślonym pytaniem: "Czy to prawda, że sypia pani w trumnie?". A ona: "Owszem, najczęściej nago

i nie sama". Poszło w świat, Bernhardt nie prostowała. Chyba bawiła ją anegdota. W spektaklu przypominamy to zdarzenie. Sztuka pokazuje jednak wielką aktorkę nie tylko od anegdotycznej strony.

Czy pani biografią też trochę manipulowano? Jest pani przecież w czołówce polskiego aktorstwa, a życie gwiazd budzi ciekawość.

- Gwiazda, co też pani mówi. Żyję skromnie i raczej grzecznie. Ale prawdę mówiąc kiedyś spekulowano. Machałam ręką, a niech sobie mówią. Zwłaszcza na temat moich związków z Konradem Swinarskim. Dziś to już nie jest żadna tajemnica, ukazały się na ten temat książki i wypowiedzi różnych ludzi, więc nie ma co robić sensacji. Byliśmy z Konradem w rzeczywiście niezwykłej symbiozie, ale nie powiedziałabym, że byłam jego dziewczyną. To nie było możliwe. Wiązała nas natomiast niesłychana wspólnota w sztuce. Nie mam wątpliwości; to on mnie ukształtował, ulepił, naznaczył. Miałam wtedy dwadzieścia kilka lat, byłam młodziutka, bardzo podatna na jego autorytet i nie przeczę, zafascynowana osobowością Konrada. Tamte lata to najlepszy okres w mojej karierze, jeśli już pani używa tego słowa.

A chyba i w dziejach polskiego teatru.

- Bo mieliśmy poczucie jakiejś misji, wagi tego, co robimy. Uzasadnione, za nami szła przecież publiczność. Teatr to było miejsce naprawdę ważne, miejsce oczyszczenia, mówienia prawdy. Dla mnie osobiście najważniejsze, czuję się bowiem przede wszystkim aktorką sceniczną, także w teatrze telewizji. Film jakoś nie przyniósł mi satysfakcji, choć i nie traktował po macoszemu.

Udział w spektaklach Konrada Swinarskiego przyniósł pani popularność i uznanie.

Raczej nie myślałam wiedy o sławie, choć dziś widzę, że było tak, jak pani mówi. Ale wtedy czułam się kimś wyjątkowym i bardzo ważnym. Rola Muzy w "Wyzwoleniu" to był dla mnie bardzo długo punkt i odniesienia; porywać, tłumaczyć przez sztukę... Grałam wtedy dużo i intensywnie. Sztuki Szekspira, polskich romantyków, Wyspiański, ale także "Żegnaj, Judaszu" Iredyńskiego. Konrad kształtował mój gust artystyczny, rozumienie tekstu, ale uczył także urody życia poza teatrem, poniekąd wyposażył mnie na całą przyszłość. Jego śmierć była strasznym przeżyciem.

Po okresie wielkich heroin przeszła pani do ról charakterystycznych. Szybciej niż norma nakazuje.

- Andrzej Wajda mnie przekabacił, artystycznie przekupił, proponując rolę Dulskiej w widowisku "Z biegiem lat, z biegiem dni". Najpierw się żachnęłam. Jak to? Chwilę temu grałam Rachelę, a tu nagle mam być być Dulską? Studiowałam wtedy reżyserię, więc zaproponował mi współpracę przy spektaklu. A we mnie ambicja zagrała, bo byłam dopiero na II roku! Sukces zresztą był niewątpliwy - powstało przedstawienie zabawne, świetnie zagrane, integrujące zespół Starego Teatru, bardzo krakowskie wreszcie. A dla mnie pouczające - wtedy, gdy rzeczywiście nadszedł czas pożegnania z wielkimi tragiczkami, ja już byłam zaprzyjaźniona z Anielą Dulską.

Podkreśla pani, że przedstawienie było "krakowskie". Order pani za tę wierność rodzinnemu miastu powinna dostać!

- Oj, tak. Cale życie spędziłam w Krakowie, nawet mi się z tego powodu sprawy prywatne bardzo pokomplikowały. Ale to są więzy trudne do przerwania. Miałam tu mamę, rodzeństwo, teatr. Dziś żyję sobie wśród bratanków i siostrzeńców, kolegów. No i dobrze mi jest!

Dziękuję za spotkanie.

Rozmawiała: Henryka Wach-Malicka

ANNA POLONY

Wybitna indywidualność sceny polskiej. Urodzonaw Krakowie absolwetnego Wydziału Aktorskego ~ (1960) i Wydziału Reżyserii (1984) krakowskiej PWST. W ciągu bogatej kariery artystycznej występowała tylko w dwóch testrach, oczywiście krakowskich: Teatrze im. J. Słowackiego (dwa sezony) i Starym Teatrze (całe życie). Zagrała kilkaset (!) ról; także w spektaklach telewizyjnych i filmach, między innymi: Orcia w "Nie-Boskiej komedii", Joas w "Sędziach", Młodą w "Klątwie", Helenę we "Śnie nocy letniej", Marylę i Ewę w "Dziadach" Muzę w "Wyzwoleniu", Rachelę w "Weselu", Ofelię w "Tragicznej historii Hamleta księcia Danii", Profesora (rola mężczyzny) w "Lekcji", królową Małgorzatę w "Iwonie, księżniczce Burgunda", Orgonową w "Damach i huzarach".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji