Artykuły

Umarł Gustaw, umarł Konrad

Po raz ostatni pokazał się w styczniu w Teatrze Narodowym, kiedy przypomniano jego interpretację "Wielkiej Improwizacji" w 40-lecie zdjęcia "Dziadów" Dejmka. Pięć lat temu, 6 marca 2008 roku, zmarł GUSTAW HOLOUBEK.

Miał długą owację. Wycieńczony długo walczył ze słabością, by się podnieść i ukłonić. Więziło go schorowane ciało. Siedząc unieruchomiony w swoim fotelu, w mieszkaniu przy Narbutta w Warszawie, mówił tak, jakby chciał je przekonać do jeszcze jednego wysiłku. Imponował pamięcią

- Powinienem wyreżyserować jeszcze "Dziady". Mógłbym to zrobić, nie ruszając się z fotela. Tak mi się zdaję. Myślę, że znam się trochę na materii słowa - i przeciągał je charakterystycznie dla siebie, podczas gdy oczy wibrowały psotnie, chłopięco, z przekorą.

"Dziady" raz jeszcze

Pokłutymi po kroplówkach dłońmi sięgał po papierosy, które palił z niemalejącym apetytem. Cieszył się z filmu nakręconego przez syna Jana, z udziałem jego i przyjaciela Tadeusza Konwickiego. I było mu zarazem przykro, że "Słońce i cień" puszczono w nocy. Oburzał się, że osoby decydujące w telewizji publicznej o sprawach kultury robią wszystko, by wycofywać z anteny to, co ma wartość, i zrobić ze społeczeństwa półidiotów.

Wbrew częstym wizytom w szpitalu, wszyscy wierzyli, że "Dziady" reżyserowane przez telefon powstaną, Holoubek powróci do dyrektorskiego gabinetu w Ateneum, a przy drzwiach znowu otoczy go wianuszek aktorów. Przy nowych pieprznych anegdotach będzie wybuchał śmiech. Że będzie znowu królował przy czytelnikowskim stoliku czy u Bliklego. Latem zaś w jurackiej Bryzie, gdzie uwielbiał obchodzić imieniny i grać w brydża.

W nową rzeczywistość wchodził z trudem. Naszego naczelnego Dariusza Fikusa nawiedził, by zaprotestować przeciwko recenzji, które, jego zdaniem, naruszały prywatność aktora argumentami ad personam. Oddzielał życie od sceny i żądał tego od innych. Z czasem nabrał dystansu także do nowego teatru. Poszedł do Rozmaitości, ale podkreślał, że teatr jest od oglądania, a nie podglądania.

Kibic Cracovii

Urodził się w Krakowie i kibicował Cracovii. Ojciec był Czechem, oficerem Drugiej Brygady Legionów. Wybitny aktor wychował się na Sienkiewiczu. Kiedy wybuchła wojna, miał 16 lat i poszedł na ochotnika do piechoty. Oddział miotał się w kleszczach wojsk niemieckich i Sowietów. Trafił do obozu. Zwolniono go jako małoletniego po wykryciu gruźlicy.

Kiedy przyjmowano go do szkoły aktorskiej, ważył 49 kilogramów i nie wymawiał aż sześciu liter. Wraz z Tadeuszem Łomnickim był największym polskim aktorem XX w. Za mistrzów uważał Władysława Woźnika i Kazimierza Dejmka. Jego dyrekcja w Dramatycznym, którą przerwał stan wojenny, przeszła do legendy polskiej sceny. To wtedy rozwinęła się kariera Zbigniewa Zapasiewicza, rozpoczęła Marka Kondrata, Piotra Fronczewskiego i Janusza Gajosa. Nikt go nie zastąpi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji