Artykuły

One o nas i odwrotnie

"Wszystko o kobietach. Wszystko o mężczyznach" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Krzysztof Karwat w miesięczniku Śląsk.

Miro Gavran nie jest dla teatromanów zabrzańskich postacią anonimową. Na jednym z festiwali "Rzeczywistość przedstawiona" został laureatem Grand Prix (a tę nagrodę przyznają widzowie). Zrobiono mu więc tu nawet mini wy stawę, a to dramaturg bardzo ceniony i chętnie grany nie tylko na chorwackiej ziemi. Rzeczywiście, dysponuje niebanalnym zmysłem obserwacji i sarkastycznym dowcipem. Buduje dialogi i sceny zgrabnie, z energią. Wykorzystano to z naddatkiem w nowohuckim Teatrze Ludowym, bo tam właśnie wystawiono nagrodzone "Wszystko o kobietach". Reżyserował z powodzeniem Paweł Szumiec, choć w jeszcze większym stopniu o sukcesie tego spektaklu zadecydowały aktorskie kreacje.

Zabrzańskie przedstawienie, po raz pierwszy w Polsce zagrane jednego wieczoru wraz z poniekąd drugą częścią, czyli "Wszystko o mężczyznach", nie dorównuje krakowskiemu. I to pod wieloma względami. Ale nie znaczy to, że trzeba szerokim łukiem omijać nareszcie wyremontowany gmach przy zabrzańskim placu Teatralnym. Warto to przedstawienie oglądnąć, bo jest lekkie, łatwe i przyjemne - w sam raz na spędzenie bezpretensjonalnego wieczoru. Choć ci, którzy widzieli spektakl krakowski, mają prawo odczuć pewien niedosyt. Aktorstwo jest co najwyżej poprawne. Zabrakło finezji albo i ostrych, niechby nawet lekko w stronę farsy zmierzających szarż. To sprawiło, że zamiast głośno się śmiać, poprzestajemy na pobłażliwym uśmiechu. Silniejsze emocje rzadko otwierają publiczność. Jest zabawnie, śmiesznie, ale jednak atmosfera panuje letnia. To trochę tak jak z taśmowymi serialami telewizyjnymi. Niby nas bawią te wszystkie damsko-męskie perypetie i relacje, nierozwiązywalne antagonizmy i nieporozumienia, ale nie boli nas serce, gdy trzeba od ekranu odejść, by - na przykład - pójść do kuchni i zaparzyć herbatę. "Wszystko o kobietach" to seria odrębnych etiud, obyczajowych scenek, które niczym puzzle dobierają się, dopełniają, mienią się różnymi kolorami i nastrojami. Wielkie wyzwanie i przygoda dla trzech aktorek. Tu: dla Aleksandry Gajewskiej, Joanny Talkowskiej i najbardziej doświadczonej z nich, i także najbardziej wyrazistej, Danuty Lewandowskiej. Grają po kilka postaci. Raz są regularnie upijającymi się pod nieobecność mężów sekretarkami, niby przyjaciółkami od serca, co to nie mają przed sobą żadnych tajemnic (pikantnie potrafią opowiadać o erotycznych podbojach i doświadczeniach), by jednak potem bezwzględnie walczyć o nowe stanowisko i oczerniać się wzajemnie. Innym razem stanowią... grupkę dzieci walczących o zabawki i terytorium, a jeszcze innym - pensjonariuszka-mi domu spokojnej starości, w którym bynajmniej spokoju nie ma, bo babcie walczą o względy tego samego dziadka. Mężczyzn na scenie nie ma. I na tym polega pomysł. Niby są nieobecni, ale przecież pojawiają się w tej codziennej paplaninie jako partnerzy, wrogowie, ci, o których się mówi. Ale te kobitki mówiąc o nas, samcach, tak naprawdę, obnażają siebie.

Ta sama zasada, tylko odwrócona, jest budulcem drugiej części spektaklu, a właściwie drugiego "odcinka" - "Wszystko o mężczyznach". To rodzaj lustra. Bo znowu mamy trójkę aktorów, grających po kilka postaci. Wątki i scenki urywają się, by potem znajdować rozwinięcie. Wymieszane to wszystkie, przenicowane w różne strony (bywa, że wchodzimy także w świat homoseksualistów, ale jakoś dziwnie podobny do tego heteroseksualnego, ale o to właśnie chodziło). Męska paplanina niewiele różni się od tej babskiej. Bohaterowie prężą muskuły (kilka scen rozgrywa się w siłowni), opowiadają o pracy, o potrzebie odprężenia, no i oczywiście - o kobietach. Są kumplami z biura, co jednak nie przeszkadza, że jeden podbiera żonę drugiemu i widzi w tym akt niemalże przyjacielskiego gestu. No, tak - to jest rodzaj lustra. Ani te kobiety takie kobiece, ani ci mężczyźni tacy męscy. O ile w pierwszej części najbardziej żywiołowo zagrana została scena popisów wokalnych staruszek podczas rodzaju "akademii ku czci", o tyle tutaj najbardziej bawi sekwencja w teatrzyku dla striptizerów (my zaś, widzowie, mamy być tym rozszalałym tłumem wyzwolonych niewiast). I znowu akcenty i stereotypy są odwrócone -"męscy mężczyźni" kolejno wysiadają i zjada ich wstyd. To naprawdę zabawne, choć "Wszystko o mężczyznach" - dramaturgicznie - jest wyraźnie słabsze od pierwowzoru. W zabrzańskim przedstawieniu grają: Marcin Kocela, Norbert Kaczorowski i Krzysztof Urbanowicz. Role tego ostatniego trochę zaskakują, bo wychodzą poza dotychczasowe doświadczenia tego aktora, poszerzają jego emploi.

***

Sztuka (sztuki) chorwackiego pisarza otworzyły nową dyrekcję (poprzednie premiery zaplanowane były jeszcze przez Andrzeja Lipskiego i jego najbliższych współpracowników). W Zabrzu dokonały się istotne zmiany. Dyrektorem naczelnym został Jerzy Makselon, a artystycznym Zbigniew Rybka. Odeszło też paru aktorów. Wcześniej już trochę zespół się posypał, trwała jego przebudowa. I chyba się jeszcze nie skończyła. Jakie przyniesie efekty? Dopiero kolejne premiery przybliżą nas do odpowiedzi na to pytanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji