Artykuły

Po "Burzy" zaległa cisza

"Burza" w reż. Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Komu pozostał w pamięci "Faust" Janusza Wiśniewskiego, powinien obejrzeć też jego "Burzę". Reżyser po raz kolejny zestawia na scenie arcydzieła literatury i malarstwa. Erudycyjny kolaż tym razem pozostawia jednak widza z poczuciem interpretacyjnego chaosu.

"Burza" Williama Szekspira w ujęciu Wiśniewskiego jest nie tyle spektaklem o przebaczeniu, co gorzkim rozważaniem na temat misji artysty w świecie pełnym lęku i przemocy. To, oczywiście, tylko jedna z wielu propozycji odczytania autorskiej wizji reżysera, która rodziła się na naszych oczach przez ostatnie dwa lata (a w wyobraźni Janusza Wiśniewskiego zapewne nawet dłużej). Spektakl obejrzeli w sobotę pierwsi widzowie. Publiczność otoczyła grających niczym morze wyspę: od strony sceny, widowni i balkonu.

W przedsięwzięciu wzięła udział plejada aktorów z Teatru Nowego. W rolę Prospera - księcia Mediolanu wygnanego wraz z córką na bezludną wyspę - wcielił się Mariusz Puchalski. Brata Prospera, uzurpatora tronu - Antonia - zagrał Witold Dębicki, a jego pomocnika Alonsa, władcę Neapolu - Aleksander Machalica. Jest w opowieści Wiśniewskiego syn Alonsa - Ferdynand (Cezary Łukaszewicz) - który zakochuje się z wzajemnością w córce Prospera - Mirandzie (Jagoda Stach) dzięki nadprzyrodzonej mocy ducha Ariela (Łukasz Mazurek). Jest prawowity mieszkaniec wyspy, syn wiedźmy - Kaliban (Mirosław Kropielnicki). Pojawia się wreszcie cały szereg duchów i zjaw, odgrywających wedle potrzeby, a to gości weselnych, a to tłum zwykłych przechodniów i życiowych rozbitków, a to chór, komentujący bieżące wydarzenia. Sceny zbiorowe z udziałem fantastycznych postaci przywodzą momentami na myśl płótna wielkich malarzy, m.in. Hieronima Boscha. Elementy magii i farsy, tworzące plastyczny kalejdoskop płynnie i łagodnie popychają całą opowieść naprzód i wypełniają lukę po zawirowaniach akcji. U Wiśniewskiego właściwie nie wiadomo, dlaczego Ariel rozkochuje w sobie królewską parę (u Szekspira Ariel wykonywał rozkazy Prospera; to właśnie zdetronizowany książę Mediolanu wywołał tytułową burzę, rozbił statek swoich prześladowców i sprowadził ich na wyspę). Te niedopowiedzenia mają jednak godne alibi: granice scenicznych poszukiwań, obok romansu Szekspira, wyznaczyły artystom fragmenty utworów takich jak "Ziemia jałowa" Thomasa Stearnsa Eliota, "Morze i zwierciadło" Wystana Hugh Audena, "Przychodzimy, odchodzimy" Janusza Jęczmyka, "Poza dobrem i złem" Friedricha Nietzschego, "Doktor Faustus" Thomasa Manna czy wreszcie Księga Psalmów. Odtworzenie ciągu przyczynowo-skutkowego Szekspirowskiego pierwowzoru z założenia nie było chyba nadrzędnym celem twórców poznańskiej "Burzy".

Co zatem było ich celem? Pytanie nasila się w miarę trwania spektaklu. I nie rozwiewają go nawet sekwencje krwawego finału, kiedy miejsce erudycyjnych nawiązań zajmuje scena rodem z popularnego filmu "Romeo i Julia" Baza Luhrmanna (z Claire Danes i Leonardo DiCaprio w tytułowych rolach). W ostatnich minutach spektaklu oglądamy Kalibana, który wysiada z atrapy luksusowego samochodu odziany w wężowy kostium gwiazdy estrady. Naśladując głos Elvisa Presleya Kaliban nuci do mikrofonu, by po chwili zabrać się za smażenie jajecznicy. A potem strzela do zakneblowanego artysty, który wije się bezbronnie na ziemi.

Gdy w sobotę po spektaklu umilkły brawa, widzowie wciąż nie byli pewni, czy to już koniec. Ci na widowni czekali, co zrobi publiczność, która zasiadła na tyłach sceny. Zaległa cisza. Obie strony przez chwilę przyglądały się sobie w napięciu, jak w magicznym zwierciadle. W końcu skwitowały tę sytuację śmiechem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji