Artykuły

Sałatka z Wyspiańskiego

"....." wg "Wyzwolenia" Stanisława Wyspiańskiego w reż. - Pawła Kamzy w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Punkt wyjścia nieciekawy, punkt dojścia - żaden. Po drodze też nie najlepiej. Cel przedsięwzięcia niejasny. To spektakl pod tytułem "....." w Łaźni Nowej.

Kropek w tytule jest pięć - symbolizują one pięcioro aktorów. Cudzysłów chyba nic nie symbolizuje, ale kto wie? Może chodzi o wzięcie Wyspiańskiego i jego "Wyzwolenia" w cudzysłów - że my, aktorzy i reżyser, tak swobodnie i osobiście do tego tekstu podchodzimy? Może i o to chodzi, w każdym razie swoboda w stosunku do tekstu jest widoczna. Co do osobistego podejścia, jest kłopot. To znaczy aktorzy starają się dać do zrozumienia, że rozmawiają ze sobą ot tak, swobodnie i kolokwialnie (albo z patosem bądź ironią) "Wyzwoleniem", tyle że jakoś nie można uwierzyć w ich osobiste podejście. Przedstawienie jest bowiem chłodne i nużąco obojętne, i po parunastu minutach - gdy już wiadomo, że nic się nie zmieni - wzbudza zniecierpliwienie i chęć ucieczki.

Paweł Kamza posiekał "Wyzwolenie" na drobne kawałki i wymieszał je bez troski o to, czy ma to sens, czy wręcz przeciwnie. Nie tylko nie ma fabuły "Wyzwolenia", ale i przebiegu myśli Wyspiańskiego. Jedyne, co Kamza zachował, to miejsce akcji. Niejako nie miał wyjścia, skoro "Wyzwolenie" dzieje się na scenie.

Jest więc sala Łaźni, z podłogą przykrytą folią i rozmaitymi rupieciami upchniętymi po kątach. Wchodzą ubrani prywatnie aktorzy, jeden z nich deklaruje, że jest Reżyserem, pretensjonalna słaniająca się dziewczyna jest Muzą (bądź się za nią uważa), następuje krótki spór o to, kto będzie Konradem - mimo oporu dwóch panów, Konradem zostaje kobieta. Ale tak naprawdę nie ma na scenie ani Reżysera, ani Muzy, ani Konrada - pięcioro aktorów wyrzuca z siebie poszatkowane frazy Wyspiańskiego, ozdabiając je działaniami aktorskimi wyglądającymi na dość przypadkowe. Każdy pokazuje, co tam mu w duszy zagrało i wygląda to tak, jakby reżyser kupował wszystko, cokolwiek aktorzy zaproponowali.

Niby przewijają się jakieś tematy - wyzwolenie, śmierć, teatr, oczyszczenie - ale żaden nie wybrzmiewa, zatłuczony słowno-ruchową siekanką. Nikt nie staje się postacią, która coś by czuła czy mówiła z sensem (choć Kamza twierdzi, że jego celem było "zmierzenie się z fundamentalnymi pytaniami Wyspiańskiego" - cytuję za "Lodołamaczem"). Wszyscy są aktorami, którzy nauczyli się kawałków tekstu i udają, że tworzą nową jakość. Ech, te ambicje podejścia do tekstu całkiem na nowo...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji