Autentyczny Brecht
CORAZ WIĘCEJ przedstawień marginesowych w stosunku do głównego nurtu teatralnego w Warszawie budzi większe zainteresowanie niż niejedna premiera na stałych scenach. Po szkolnym "Tramwaju zwanym pożądaniem" oglądaliśmy "Operę za trzy grosze" Brechta. Narodziny tego przedstawienia wydają się dość skomplikowane: pod szyldem Klubu "Krzywe Koło", dla telewizji, w wykonaniu aktorów różnych teatrów, w Teatrze Współczesnym, przed widownią złożoną z zaproszonych gości. Czy będzie powtarzane? Nie wiem. Szkoda jednak, aby to był tylko jednorazowy i to zamknięty występ.
Był to w dodatku debiut reżyserski KONRADA SWINARSKIEGO, który przez dłuższy czas terminował u samego Brechta w Berlinie. Jak dużo z tego terminowania skorzystał, znać z przedstawienia, które miało bardzo brechtowski charakter bardzo czysto, bez żadnych dobudówek i dodatków przekazywało doskonały tekst Brechta przerywany songami będącymi zwróconym do publiczności komentarzem, czy refleksją nad toczącą się akcją. Dzięki temu ukazało się tym wyraźniej specyficzne połączenie zabawy i moralitetu, tak charakterystyczne dla tego i dla innych utworów Brechta.
Dziś zawarty w "Operze za trzy grosze" protest przeciw nędzy i wyzyskowi, przedstawiony poprzez środowisko złodziejów, żebraków, bandytów, prostytutek i lumpenproletariackich mętów, może się nam wydać nieco staroświecki. Ale sztuka ta pozostała świetną satyrą na zasady rządzące światem, w którym jednakowymi przestępcami są złodzieje i ścigający ich policjanci, w którym jednakowo zbrodnicze jest włamanie do banku jak i założenie banku, w którym za pieniądze można zrobić wszystko zarówno na samym dnie społeczeństwa jak i na najwyższych szczeblach władzy.
AKTORSKO przedstawienie było na dobrym poziomie. Bardzo ważną i istotną jego częścią są kapitalne tekstowo i muzycznie songi trudne do śpiewania i interpretacji. Byłoby przesadą powiedzieć, że ich wykonanie znajdowało się na najwyższym i nieskazitelnym poziomie, ale niewątpliwie aktorzy nieźle dawali sobie z nimi radę. Zwłaszcza K. JĘDRUSIK jako Polly i pod względem głosowym i przez swą grę zasłużyła na szczególne uznanie. Ta aktorka zaczyna się coraz wyraźniej wyróżniać i wyrabia się z każdym przedstawieniem. Również KRAFFTÓWNA jako Lucy trafiła w odpowiedni ton gry. Bardzo dobry był J. BYLCZYŃSKI jako szeryf, udaną parę właścicieli zakładu żebraków tworzyli H. KOSSOBUDZKA i BARDINI. TADEUSZOWI PLUCIŃSKIEMU brakowało warunków aktorskich na brutalnego i uwodzicielskiego gangstera, któremu nikt nie może się oprzeć. Poza tym występowało jeszcze z powodzeniem wielu innych aktorów.