Artykuły

Papierowa "Tosca"

"Tosca" w reż. Gianmarii Romagnoli'ego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Teresa Grabowska w Trybunie.

Zapowiedzi były wielce obiecujące, oczekiwania zatem również niemałe. Realizacji (...) opery Pucciniego, jaką jest "Tosca", podjął się rzymianin, syn wybitnego śpiewaka operowego Gianmaria Romagnoli. Wyksztalcony na kilku rzymskich uczelniach artystycznych, mający już w dorobku wystawienie na wielu scenach licznych dzieł operowych, zarówno z żelaznego repertuaru, jak i współczesnych.

Podjął się roli nie tylko reżysera, ale i scenografa projektującego również kostiumy. Być może z powodu owej zachłanności nic z zapowiedzi nie znalazło pokrycia w scenicznej wizji i działaniach bohaterów. Monumentalne, lecz raczej brzydkie i niefunkcjonalne, bo pozbawione związku z librettem dekoracje nie stworzyły żadnego klimatu, ulotniła się gdzieś atmosfera tak ważnych dla kompozytora miejsc: kościoła, pałacu famego, zamku św. Anioła. Obiecywane przez reżysera związki z estetyką włoskiego neorealizmu mogły się tu kojarzyć raczej z tandetnym filmowym szaleństwem Hollywoodu; malowany przez Cavaradossiego obraz w świątyni - bardzo ważne ogniwo akcji - tu był po prostu kiczem.

"Tosca" to przecież świetnie skonstruowany dramat wielkiej miłości i bezrozumnej zazdrości, pożądania, cynizmu i okrucieństwa, nie zdołają go wiarygodnie zrealizować choćby i pięknie śpiewające, lecz papierowe postacie, pomiędzy którymi reżyser nie umiał zbudować żadnego napięcia. Na scenie brakuje zresztą wyrazistych osobowości wśród wykonawców i tak mocno osadzonych w treści kontrastów sytuacyjnych. Wewnętrznej pustki tego spektaklu nie zapełniają też obficie wprowadzone postacie statystów - widowiskowa zawsze scena procesji na końcu I aktu jest tu całkowicie statyczna, przechodzi więc bez należytego wrażenia.

Jak to dzisiaj w modzie, realizator chciał i tu wprowadzić na scenę współczesność, ale wyszło to raczej kiepsko: telewizja (pozwalająca podglądać salę tortur) w domu prefekta policji oraz pisanie na laptopie listu-glejtu dla Toski, budzą niezamierzony śmiech publiczności - tak są obce w tym bezstylowym zlepku różnych obrazów, na dodatek zdumiewająco zakończonym. Otóż Tosca zamiast uświęconego stuletnią tradycją i wymogami libretta skoku w przepaść z murów zamczyska-więzienia, ginie od strzału z pistoletu. Na szczęście jest jeszcze nienaruszona muzyka Pucciniego, grana dobrze przez orkiestrę Teatru Wielkiego-Opery Narodowej pod batutą Jacka Kaspszyka, który ratuje tę pozbawioną sensu i ekspresji inscenizację od całkowitej klęski No i są soliści (z rzadka tylko tym razem "przykrywani" przez orkiestrę zbyt potężnym forte), na ogół dobrze wypełniający swoje wokalne zadania. To goście: albańsko-włoski tenor Giuseppe Gipali, sopranistka Teatru Maryjskiego z Petersburga Irina Gordei, obdarzona głosem o wyjątkowej mocy, oraz nasi śpiewacy: baryton Mikołaj Zalasiński jako Scarpia a także basy - Piotr Nowacki i Czesław Gałka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji