Artykuły

Kto nie widzi kultury w internecie?

Czy Polacy jeszcze jakoś uczestniczą w kulturze? Czy relatywnie niski stopień zamożności i brak wolnego czasu zmieniają nas tylko w bezrefleksyjnych odbiorców masowej rozrywki? Czy surfowanie w internecie to udział w życiu kulturalnym? - pyta Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

- Nie da się ukryć, że chamiejemy - mówi Kazimierz Krzysztofek, profesor socjologii ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, członek europejskiej sieci instytutów badań nad kulturą i centrów informacji o kulturze (CIRCLE). Po badaniach, jakie pod koniec zeszłego roku przeprowadził TNS OBOP - wykazały one, że 70 proc. dorosłych Polaków w ogóle nie uczestniczy w wydarzeniach kulturalnych - kolejne dane przyniósł raport z początku tego roku instytutu ARC Rynek i Opinia. Z tych badań wynika, że jedynie 27 proc. badanych wykazało choćby niewielkie, okazjonalne zainteresowanie kulturą. W porównaniu z badaniami z 2004 r. to prawie 10-proc. spadek Dla porównania: osoby deklarujące "zdecydowanie zainteresowane" to tylko 2-proc. elita. Kultura coraz częściej ogranicza się dla Polaków do dostępnych w domu form rozrywki: telewizję ogląda 99,2 proc.; DVD - 57,5 proc. (od 2004 r. wzrost o ponad 17 proc.); książki czyta 37,2 proc. (spadek o blisko 15 proc.). W ciągu czterech lat o połowę spadło zainteresowanie koncertami - z 22,6 proc. do 10,8 proc., a trzykrotnie wystawami - z 15 do 5,6 proc. i teatrem - z 15,2 do 6,8 proc. Ponadto teatr stał się dziedziną zdominowaną przez kobiety (64 proc.), młodzież do 24. roku życia (42,7 proc.), mieszkańców wsi i małych miast (mieszkańcy dużych miast, gdzie teatr jest najłatwiej dostępny, stanowią jedynie 17,1 proc. publiczności).

Co wynika z tych danych? Czego możemy się spodziewać, obserwując kryzys czytelnictwa, odnotowując, że bogacenie się społeczeństwa (zwłaszcza mieszkańców wielkich miast) nie przekłada się na większy udział w kulturze? Czy Polskę czeka intelektualna i cywilizacyjna degradacja?

Prof. Krzysztofek: - Kompletny brak przygotowania do uczestnictwa w życiu kulturalnym odróżnia nas choćby od Francji. Tam już dawno zrozumiano, że jedynie rodziny inteligenckie zarażają kulturą i "tresowanie do kultury" zaczęto realizować w szkole. Poza tym nie osiągnęliśmy jeszcze takiego poziomu zamożności, który pozwoliłby nam zamienić hasło "bogaćcie się" na "rozwijajcie się". Badania pokazują, że dopiero od poziomu dochodu ok. 8,5 tys. zł miesięcznie obok potrzeb materialnych pojawiają się potrzeby duchowe.

- Problem stanowi u nas przede wszystkim brak silnej i wykształconej klasy średniej - tłumaczy Dorota Ilczuk, dr hab. nauk humanistycznych, założycielka fundacji Pro Cultura, członek Europejskiego Parlamentu Kulturalnego. - Polacy nie korzystają z kultury albo przez ograniczenia finansowe, albo - jak w przypadku dużych miast - z powodu braku wolnego czasu.

Krzysztofek tłumaczy też przewagę kobiet wśród odbiorców kultury i bierność mieszkańców wielkich miast. - Udział kobiet jest większy, bo to one potrzebują najbardziej kultury pozadomowej. Częściej też traktują sztukę jako inspirację do myślenia o własnych dylematach. Z kolei specyfika wielkich miast polega na tworzeniu domowych centrów kultury wyizolowanych z rzeczywistego otoczenia. Ludzie są tam zmęczeni codziennym tempem, szukają więc lżejszych, relaksujących form.

Dr Małgorzata Jacyno z Zakładu Socjologii Kultury UW, autorka książki "Kultura indywidualizmu", dodaje, że nowi "wielkomieszczanie" mogą mieć poczucie, że sztuką i tak nieustannie oddychają, więc nie warto podejmować dodatkowych wysiłków. - Każda oferta weekendowa galerii handlowej wzbogacona jest zwykle o występ, spotkanie z gwiazdą, prezentację kuchni orientalnej, konsultację z psychologiem. Z kolei wstępu do galerii sztuki bronią nam nadal bariery symboliczne. Robotnik może latami przechodzić obok wystawy, a i tak nie wejdzie, bo będzie miał poczucie, że to "nie dla niego" - mówi.

Czy badania instytutu ARC rzeczywiście pozwalają obiektywnie ocenić nasze uczestnictwo w kulturze?

Jacyno: - W PRL-u sztuka nobilitowała, udział w niej odgrywał niemal rolę działalności opozycyjnej. Jednocześnie inny był stosunek do konsumpcji. Zdobycie puszki coca-coli nie było zwykłym zakupem, ale dawało poczucie przynależenia do kultury Zachodu. A zgodnie z tym kluczem w zmienionym systemie awans społeczny nadal realizuje się poprzez udział w konsumpcji. Oferta nie sprowadza się już tylko do muzeów, filharmonii i teatru, poszerzyła się o warsztaty, kursy, podróże, egzotyczne restauracje. Nasz udział w kulturze może wyrażać się przez to, jak się ubieramy, jak urządzamy nasze otoczenie, dokąd podróżujemy, jak "kreujemy siebie".

To tak jak w haśle ze starej, wyświetlanej na zachodzie reklamy Ikei: "W '68 zmienialiśmy świat, w '86 zmieniamy kuchnię".

Ważne jest także, co ankieterzy ARC pomijają.

- W tych badaniach nie ma śladu namysłu nad ewolucją form uczestnictwa w kulturze - zauważa Lidia Makowska, prezeska gdańskiego stowarzyszenia Kultura Miejska, menedżerka kultury, ekspertka w dziedzinie polityki kulturalnej. - Z wyników ARC bije czysty populizm. Anachroniczny sposób formułowania pytań ankietowych odpowiada biznesowo-liberalnym standardom z lat 90. Chodziło wtedy, by sprawdzić, ile podatnik płaci, a ile za to dostaje np. w postaci produktu kultury. W tych badaniach nie ma ani słowa o internecie. A przecież każdy z nas codziennie właśnie tam ogląda projekty artystyczne, czyta prasę kulturalną, korzysta z blogów, gdzie można pobrać muzykę czy książki.

Dorota Ilczuk także podkreśla, że papierowa "Galaktyka Gutenberga" przestała być dla nas wszechświatem, a stała się jedynie jedną z opcji. - To nie jest żadna zmiana, ale tendencja utrzymująca się od lat 90. Zmierzamy w stronę społeczeństwa informacyjnego, które czyta mniej książek, a więcej witryn.

Według Kazimierza Krzysztofka przechodzimy na dwa nowe systemy odbioru: - Chodzi o "lean-back" (oprzyj się), czyli typ kanapowy, bierny, masowy, typ "push" (pchaj, typ wciskania gotowego produktu) oraz typ "pull" (ciągnij), typ aktywnego, samodzielnego poszukiwania, często poza oficjalnym nurtem i tradycyjnym rozumieniem "kultury wysokiej".

Rozpada się narodowy kanon kultury - każdy może mieć własny. Nie tylko w Polsce obserwuje się coraz mniejszą potrzebę instytucji. Dominuje samozaspokojenie ludyczne, a energia idzie do sieci.

Jak uważa Lidia Makowska, wcale nie musi to oznaczać strat dla producentów kultury. - Z badań kanadyjskich wynika np., że wymiana muzyki, filmów czy tekstów pomiędzy blogowiczami na zasadzie peer-to-peer (czyli w myśl liberalnych zasad - wbrew restrykcyjnym prawom autorskim) wspiera dostęp do kultury i uczestnictwo w niej. Hobbyści blogowicze chętniej kupują płyty i filmy DVD, jeżeli najpierw ściągną je z bloga albo przynajmniej obejrzą fragment na YouTube.

Lidia Makowska podkreśla, że w Polsce sztuka w sieci (net art) i projekty artystyczne na styku działań alterglobalistycznych i równościowych pozostają zupełnie niezbadane.

- Badania statystyczne bez analizy dostępu do kultury za pomocą internetu są niepełne i niewiarygodne. To po prostu podsycanie populistycznych mitów, że ludzie wybierają telewizję, DVD i rozrywkę. Należy w takich badaniach ankietowych pytać o oglądanie filmów w necie, słuchanie muzyki z blogów, czytanie tekstów jako PDF albo podcasty audio. I nagle okaże się, że ludzie czytają poezję (również na jakiejś Naszej-klasie). Wchodzą, często przypadkowo, na strony artystów, muzyków i czytają, słuchają - najczęściej fragmentów - i w konsekwencji ściągają (kupują) całą książkę, film, płytę. A to jest przecież udział w kulturze - mówi Makowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji