Artykuły

Warszawskie Spotkania Teatralne. Oresteja

Znacie to uczucie? Oglądacie film, czytacie książkę, uczestniczycie w spektaklu, a jednak gdzieś na dnie zostaje otwarte miejsce, niedomówienie - o spektaklu "Oresteja" w reż. Jana Klaty ze Starego Teatru w Krakowie prezentowanym podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Borough of Islingon z Nowej Siły Krytycznej.

Opowieść Klaty wybucha cicho na długo przed opadnięciem na widowni zasłony milczenia, która jest zwykle sygnałem, że "oto właśnie spektakl się zaczyna". Antyczne dramaty namaszczone są jedyną w swoim rodzaju, oleistą i zakrzepłą od krwi cieczą, z której mroku docierają do nas pojedyncze słowa. Wojna. Zemsta. Klątwa. Przeznaczenie. "Oresteja" Klaty nie bierze jednak swojego początku ze słów, ale z tego, co je otacza, czyli gęstej atmosfery, wśród której sprawy biegną swym niezmiennym torem od tysięcy lat.

Salę teatru spowija dym podobny do tego, jaki wzbija się w niebo na miejscu wyburzanego budynku, czy też zawalającego się wieżowca. Scenę pokrywa gruba warstwa popiołów i gruzu. "Oresteja" rozgrywa się w świecie, którego rytm wybija katastrofa, wojna i krwawe przeznaczenie. U Klaty nie ma szczęśliwego zakończenia. Ciężka atmosfera przytłacza tak samo na początku spektaklu, jak i w końcowym monologu Orestesa (Piotr Głowacki) zaczerpniętym z "Materiałów do Medei" Heinera Müllera. Nie oznacza to jednak, że linia napięć między mrokiem a humorem jest zawsze jednostajna. Wręcz przeciwnie!

Klimat spektaklu zawdzięczamy doskonałemu światłu i scenografii. Szczególna w tym względzie jest scena monologu Kasandry (Małgorzata Gałkowska) - postaci, która w swym obłąkaniu wypowiada tylko kilka czystych i zrozumiałych słów. Córka Priama, trojańska wieszczka, mimo że ledwo widziana wśród mgły i popiołów, to jednak krzykliwie jaskrawa, dzięki tłu, które ma za sobą. Mój podziw dla sposobu skonstruowania elementów scenografii i światła jest tak wielki, że to na ręce Justyny Łagowskiej składam moje pierwsze podziękowania za spektakl.

Postaci "Orestei" naznaczone są piętnem, które nie wypływa, ot tak sobie, z ludzkich namiętności. Tragizm bohaterów rodzi się z konfrontacji, jaka wynika tylko i wyłącznie z faktu istnienia. Gdzieś nad orestesowym mitem zawieszone są prawa, których nie sposób ominąć i które nie dają szans na wybór między życiem a śmiercią, dobrem a złem. Kluczem jest zemsta, która od pokoleń pcha ród Atrydów ku zagładzie. Nie ma wyboru! Motorem do działań jest Chór, który "podrzuca" postaciom kwestie i przechyla szalę zemsty na stronę krwi, a nie wybaczenia. Symboliczna staje się postać Orestesa, dla którego przyszłości nie ma znaczenia, czy zabije Klitajmestrę (doskonała Anna Dymna), czy też daruje jej życie.

Wydawałoby się, że konfrontacja jednostek z odwiecznymi prawdami jest już wystarczająca. Nie! Klata idzie dalej, budując pomost pomiędzy tekstem Ajschylosa i współczesnością, która na początku wkrada się na scenę niezauważona, by na końcu eksplodować. Orestes staje się "mścicielem" - superbohaterem rodem z komputerowych gier, który na białej koszulce wypisaną ma pierwszą literę swojego imienia. Syn Agamemnona cały czas pozostaje jednak dzieckiem, które pchane jest przez fatum na ścieżki przeznaczenia. Orestes nie rozumie do końca motywów, które kierują nim w czasie mordu na matce. I tak dochodzimy do trzeciej części trylogii Ajschylosa, czyli "Eumenid". Na scenie pojawiają się bogowie i WOW! Greccy bogowie z gór Olimpu schodzą do telewizyjnego studia i na koncertowe sale. Absolut zdegradowany zostaje do popkulturowego idola, mającego w sobie tę moc, która wyznacza kierunek i od której zależy dziś życie wielu. Sąd nad Orestesem rozstrzyga Atena, która zdejmuje z rodu Atrydów klątwę rodową. Ajschylos kończy swój dramat. Sprawiedliwość staje się cnotą, która ma zagościć w sądach ateńskiej demokracji. Klata drąży jednak dalej. Samotny Orestes wygłasza na scenie monolog. Sens mitu skupiony zostaje na jednostce. Orestes - człowiek poszukujący sensu, człowiek poszukujący świadomości.

Ostatni monolog gdzieś nam ucieka. Fragment z "Materiałów do Medei" nie daje się szybko wchłonąć. Znacie to uczucie? Oglądacie film, czytacie książkę, uczestniczycie w spektaklu, a jednak gdzieś na dnie zostaje otwarte miejsce, niedomówienie. Tak jest z "Oresteją", znakomitym spektaklem, który wymaga powrotu. Ja chętnie wrócę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji