Artykuły

Arcypolski, bo trochę zagraniczny

"Ślub" w reż. Elmo Nüganena w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Recenzja Andrzeja Churskiego w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

"Ślub" w Teatrze Horzycy. Wydarzenie na początek sezonu. Świetna gra Vladasa Bagdonasa, Sławomira Maciejewskiego i toruńskiego zespołu. To jest premiera sezonu! Mówię tak, choć sezon na dobre się dopiero zaczął. Można się było spodziewać ciekawego przedstawienia, bo toruński teatr zaprosił do współpracy twórców znanych (u nas np. z festiwalu Kontakt) i cenionych. Ale dostaliśmy przedstawienie nie tylko ciekawe. Estoński reżyser Elmo Nüganen, nie gubiąc niczego z historycznego kontekstu dramatu, przyjrzał się wnikliwie relacjom między bohaterami. Okazało się, że tekst (z 1946 roku, nieco skrócony) autora, który nie chodził do teatru, nie brzmi anachronicznie. Ba, skrzy się dowcipem, wzrusza, zaskakuje.

Ojciec ojców

Wzrusza zwłaszcza wtedy, gdy wielki litewski aktor Vladas Bagdonas mówi tekst po polsku, z charakterystycznym, kresowym zaśpiewem i z absolutnym zrozumieniem: do widza dociera sens każdego słowa i każdego zdania. Jego wejście na scenę z brzemieniem stołu na plecach jest elementem reżyserskiego zamysłu, ale będzie się je pamiętać jako wejście Bagdonasa. Pomysł ten powraca jako zaskakujące i inspirujące zakończenie przedstawienia w wykonaniu Sławomira Maciejewskiego, grającego Henryka. To druga znakomita rola w tym spektaklu. Maciejewskiemu udaje się sztuka równoczesnego grania kilku postaci. Nazwanych i nienazwanych przez Gombrowicza. To rzeczywiście jest polski Ryszard III i polski Hamlet, ale też romantyczny kreator we współczesnej skórze jakiegoś sympatycznego, lekko na koniec bezradnego brutalisty. Dzięki Maciejewskiemu nie gubi się ani sens opowiadanej na scenie historii, ani logika snu, który mu się śni. Wózek inwalidzki w III akcie jest pozostałością ostatniego etapu prób, gdy aktor, potrącony przez samochód, tylko w ten sposób mógł pracować.

Teatr w teatrze

W kreacji tej nie ma zresztą niczego z iluzji. To gra i tylko gra, bo też cały "Ślub" Nüganena jest, jak chciał Gombrowicz, kwintesencją teatralności. Twórcy przedstawienia podejmują grę z autorem korzystając właśnie z poetyki snu. Lampa przesuwa się nad głowami wchodzących aktorów, zastyga w nienormalnej pozycji, gdy oni się zatrzymują. Bardziej ryzykowna jest pałacowa kolumnada, która zaczyna tańczyć i wznosi się ponad scenę rozhuśtana

szalejącymi w dole emocjami. Świat wypadł z formy? Oczywiście, i można to pokazać.

Znakomitym pomysłem teatralnym jest rozdwojenie postaci Pijaka. U Nüganena grają go brawurowo Jarosław Felczykowski i Paweł Tchórzelski. Szczególnie warta uwagi jest scena, w której przekonują Henryka, by zdradził Ojca i wziął los w swoje ręce.

Świetne role

Bardzo starannie prowadzone w tym przedstawieniu są wszystkie role (nawet najmniejsze). Powiedzieć to trzeba szczególnie o Jolancie Tesce (przekonująca Matka, Królowa) i Marii Kierzkowskiej (Mania, Księżniczka - stylizowana na dziewkę i świętą z obrazka).

Pomysł dyrekcji teatru, by do pracy nad "Ślubem" zaprosić estońskiego reżysera i litewskiego aktora zaowocował efektownym i mądrym przedstawieniem. Nie jest to pewnie uniwersalna recepta, ale w tym wypadku jeden z polskich arcydramatów zyskał czytelną i niebanalną sceniczną interpretację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji