Teatr i "Szewcy"
Nie wiem, czy to dobrze, gdy - jak mówią - źle się gdzieś dzieje, a efekty tego są dobre? Proszę mnie nie posądzać o tworzenie tanich paradoksów. Ani o chęć zaprezentowania w ten sposób sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza "SZEWCY" granej ostatnio w Teatrze Kameralnym im. H. Modrzejewskiej. Czyli - filii Teatru Starego. Wstępne zdanie dotyczy właśnie Starego Teatru. Rozprzestrzeniły się bowiem od jakiegoś czasu pogłoski, że ogarnął tę scenę kryzys, że niesnaski wewnątrz zespołu, zadrażnienia i pretensje wzajemne między kierownictwem a aktorami, że coś nie tak, jak być powinno - podczas gdy kolejne premiery teatru zaskakują artystycznym poziomem.
Wstrząsają świeżością. Atakują wyobraźnię i umysły widowni z taką mocą, na którą przecież nie mógłby się zdobyć organizm schorzały, rozbity wewnetrznie, porażony bezwładem...
Więc widocznie - mimo tych, czy owych konfliktów (a gdzież my to mamy życie bezkonfliktowe?) - można jednak zrobić dobry teatr, jeśli zdołało się wokół dobrego zespołu zgrupować dobrych reżyserów i zadbać o ciekawą dramaturgię. Choćby ona wywoływała spory i polemiki artystyczne, a nawet kontrowersje natury filozoficznej o kształt socjalistycznego świata. Bez takiego dialogu, twórczego dialogu sceny z widzami - nie kształci się postaw i poglądów. A przecież rzecz idzie o sztukę myślenia ideowego, a nie o deklaracje, gotowe etykietki oraz frazesy.
Śmiem zaryzykować pogląd, że Stary Teatr w jakiś sposób przyczynił się do rozmów z nami samymi - wysuwając w prezentowanych sztukach i widowiskach sprawy pobudzające do refleksy nad określeniem, gdzie i dlaczego jest nasze "miejsce na ziemi'". Po jakiej stronie musimy się opowiedzieć - i co należy usprawnić w imię społecznego dobra. Sam fakt inspiracji do myślenia, każe upatrywać w działaniu teatru postawy twórczej. I nie ma co mówić o sytuacji kryzysowej takiej sceny, która produkuje spektakle niebanalne w treściach i formie.
Być może - to nieco przydługie wprowadzenie do przedstawienia "Szewców" w Teatrze Kameralnym - wydawałoby się oderwane od konkretnej sztuki oraz jej kształtu scenicznego. Nie sądzę, żeby tak było. Po "mocnym uderzeniu" Wajdy w "Biesach" Dostojewskiego następuje premiera Witkacego:
znów (przy całej złożoności filozoficznego i artystycznego ładunku "Szewców") teatralne wydarzenie.
Inscenizacja "Szewców", to wspólne dzieło St. I. Witkiewicza - Jerzego Jarockiego (reżyseria), Krystyny Zachwatowicz (scenografia), Stanisława Radwana (muzyka) oraz Jacka Tomasika i Marka Lecha (pantomima, układy akrobacji).
Witkacy napisał swój utwór w r. 1934. Na tę datę warto zwrócić uwagę, nie tylko ze względu, że owa "naukowa sztuka ze śpiewkami w trzech aktach" jest ostatnim i najlepszym dramatem pisarza, który w pięć lat po napisaniu "Szewców" popełnił samobójstwo. Także wybór samobójczej śmierci łączy się w pewnej mierze ze światem, ukazanym w utworze, z ucieczką od katastroficznej wizji: przed zmorą faszyzmu i z lęku oraz niewiary w rewolucję - na tle bardzo osobistych doznań autora; przede wszystkim jednak z tragigroteskowego spojrzenia na "absurdalną" rzeczywistość kraju, który żadnej
rewolucji w swojej historii nie przeszedł i wciąż uważał się za cudowne dziecko w rodzinie pozostałych narodów. Pamiętajmy, że r. 1934 - to nie tylko Hitler w III Rzeszy, ale i zapatrzenie się naszej sanacji we wzory narodowo - socjalistyczne. Pamiętajmy, że to już początek końca parlamentaryzmu i ze-wnętrznej demokracji w Polsce - i obłędny, obsesyjny strach przed "bolszewizmem"; że tylko nieliczni przedstawiciele postępowej inteligencji - poza komunistami i radykalną lewicą - dostrzegają konieczności reform i zmian ustrojowych. Ale nawet i ci, którzy chcieliby odnowy spo-łecznej państwa odrzucając jednak ideologię marksistowską - boją się "widma" rewolucji. Goniąc w przysłowiową piętkę - wolą głosić wizje katastrofy, z której już nie ma wyjścia.
Witkiewicz, zbyt inteligentny i na swój sposób realnie oceniający sytuację - ucieka mimo to, przed realnością w świat absurdu, świat wymyślony. Stąd i wymyślone dla sceny rewolucje, i absurdalne zjawy - i państwo chuci, nieładu społeczno-erotycznego. Wszystko staje jakby na głowie.
Wykrzywienia rzeczywistości - owa Dziwność Istnienia, Tajemnica "Czystej Formy" (?) - rzutują na wyobraźnię pisarza, malarza i filozofa. Na jego utwory. Rodzi się, szyderstwo totalne - ze wszystkiego, co wniosły do życia narodu: tradycje, głównie romantyczne, i "Wesele" Wyspiańskiego - jako ponury żart z bratania się inteligencji z chłopami, i "Uciekła mi przepióreczka" Żeromskiego, groteskowy obraz księżniczek-wykładowczyń, dobrodziejek ludu, filisterstwa arystokracji. A dalej brnąc w historię, którą pisarz sam przeżywa - wyłania się karykatura wszelkich ruchów ideowych w modelu ziemiańsko - burżuazyjnego zaścianka. Odbicie w krzywym zwierciadle społeczeństwa lat międzywojennych. Nie ma już ludzi. Są zwierzęta. Zwierzęcy erotyzm, jako siła napędowa - gdy pozostaje tylko "zupełna pustka (co to) już... nic nie bawi".
Stąd droga do "szewskiej" rewolucji, która przyniesie odwrotkę władzy "arystokratyczno-burżuazyjnej", bo wszystkie czyny, a więc i praca rąk szewców zginie w gadulstwie gwarowo-uczonym, a bełkotliwym.
Czy z bełkotu, papki pełnej neologizmów językowych, rubasznych aż do granic ordynarności - coś się przedziera ku widowni żyjącej blisko 40 lat później? Naturalnie. Społeczeństwo ma przecież podobne cechy do tamtego, ale wreszcie - przynajmniej w olbrzymim procencie - dojrzało, nauczyło się na tragicznej lekcji Września i okupacji, pierwszej rewolucji i wojnie domowej - życia realnego. Przestało wierzyć w swą cudowną, naiwną i pozbawioną podstaw "cudowność", w abstrakcje - zamiast rozsądku.
Ale jeszcze wiele przywar, z kapitalną drwiną ukazanych w "Szewcach" tkwi w polskiej: gadatliwej, frazesowej duszy. Toteż podstawienie niektórym przed oczy zwierciadła Witkacego - ma swoje uzasadnienie. Jak w tym oczyszczającym śmiechu Gogola.
Przedstawienie "Szewców" wykazuje to dowodnie - żartem, szyderstwem, kpiną, kabaretowym tonem - tak polskim, że niemal wszystko, co przyniosły inscenizacje Różewicza, Mrożka, Brylla, jak na dłoni wywodzi się z Witkacego.
Jerzy Jarocki posługuje się tu kluczem prawie realistycznym. Prawie, ale z zachowaniem dystansu do absurdalnych spięć czasu Witkiewicza z naszymi czasami. Z naszą wiedzą i dojrzałością polityczną. Dlatego polityczna wykładnia "Szewców" nie zamienia się w tani dowcip "między wierszami".
Spektakl jest czysty teatralnie. Bardzo dobrze grany. Byłby wręcz znakomity, gdyby reżyser zdecydował się na więcej skreśleń, aniżeli ich dokonał. Albowiem już od połowy drugiego aktu - ku końcowi, nadmiar słów zaczyna nużyć. Tak, jak obfitość przenośni w wierszu kładzie cień na każdej następnej metaforze. Choćby była najcelniejsza. A przecież autor pomieścił w "Szewcach" dowcipy i znakomite powiedzonka w ilości, zdolnej zapełnić co najmniej trzy osobne sztuki.
Wśród aktorów - kapitalnie wypadła trójka szewców: Juliusz Grabowski, Jerzy Trela i Jerzy Bińczycki. Z tym, że nowoczesności środków wyrazu Bińczyckiego i Treli przeciwstawił Grabowski nieco tradycyjny warsztat komizmu. Ale w dobrym tonie. Ostro zarysowane postaci Księżnej i jej Prokuratora-Psa, zademonstrowali : Ewa Lassek i Marek Walczewski. Ich obsesje erotyczne oraz infantylizm polityczny tworzyły celowy kontrast podkreślający inteligencję postaci - rodzaj ironicznej samowiedzy scenicznej - w oddziaływaniu na widza i w stylu zabawy. Pełnym pikanterii majstersztykiem aktorskim był Hiperrobociarz w ujęciu Jerzego Nowaka. Epizod wysokiej próby artystycznej. Lokaja Księżnej grał wyraziście, acz w skromnym wymiarze tekstu - Andrzej Buszewicz. Sylwetkę Puczymordy, echa Hetmana z "Wesela" - dobrze wypełnił ponurą drwiną Zdzisław Zazula.
Wiele wyśmienitych scen przynosi krakowska realizacja "Szewców" (początek I aktu, "orgia pracy" w II akcie, czy swoista "odprawa przedstawicieli ludu" i samo zakończenie sztuki z lilipucimi, nowymi władcami świata Witkiewiczowskiego bezsensu). Nie jest to przedstawienie, które ogląda się bez wysiłku intelektualnego. Żeby je w pełni zrozumieć, trzeba umieć myśleć. Także kategoriami społecznymi. To dobrze, że "Szewcy" pomagają w tym procesie.