Artykuły

Jakby w rytm jednego serca

"Ślub" w reż. Elmo Nüganena w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Recenzja Janusza Milanowskiego w Gazecie Wyborczej-Toruń.

"Ślub" Gombrowicza w reżyserii Elmo Nüganena to przedstawienie wybitne. Piękne w inscenizacyjnej prostocie, miesza metafizykę ze wszystkim, co ludzkie.

Estończyk Elmo Nuganen nigdy wcześniej nie czytał Gombrowicza. Vladas Bagdonas z Litwy, grający rolę Ignacego, zasłynął iście mistycznymi rolami w spektaklach Nekrošiusa. Cóż więc wyszło z tego międzynarodowego spotkania? Przedstawienie nieskalane żadnymi "pomysłami na Gombrowicza". Pulsuje w nim myśl - myśl, która stwarza przestrzeń na oczach widza.

"Ślub" najczęściej grany był w kontekście wojny czy katastrofy. Nuganen odczytał go jako katastrofę ludzkiej świadomości wystawionej na pokusę nihilizmu i władzy (odnajdziemy tu także duchowość Fausta i Hamleta). Wojna, owszem, uderzyła na samym początku przerażającym hukiem w ciemności, gdy Henryk (Sławomir Maciejewski) jeszcze jest żołnierzem i powoli zaczyna swą oniryczną wędrówkę. Śni o domu rodzinnym, a przestrzeń wokół zaczyna zapełniać się wraz z intensywnością jego myśli. Pojawia się stół, szafa, krzesła. I w końcu rodzice. Jolanta Teska i Vladas Bagdonas są jednością. Nawet poruszają się tak samo, schodząc bądź wstępując na scenę krokiem tanecznym, równo odmierzonym, jakby w rytm jednego serca. Pięknie brzmi ich śpiewna mowa, wzmocniona niesamowitym akcentem Bagdonasa. Słucha się ich jak muzyki, ogląda jak zjawy z innego świata. W świadomości Henryka ów świat już nie istnieje: dom rodzinny to karczma, matka jest cieniem damy, ojca prześladują pijacy, a służąca Mania (Maria Kierzkowska) to dziewka karczemna. - Nic. - Nic. - Przeinaczone. - Wykręcone. - Zrujnowane. - Wypaczone - mówi jedno przez drugie.

W tym śnie jest jeszcze Władzio (Tomasz Mycan), przyjaciel Henryka - postać jak najbardziej rzeczywista, bardzo swobodnie zagrana. Władzio potrafi wprowadzić chwilowy ład w ten zapętlony świat, neutralizuje to, co szarpie Henrykiem. Mycan z dużym wyczuciem gra tę postać do jej końca, kiedy to zwyczajnym tonem powie swoje najważniejsze słowa: "Dobrze. Jeżeli chcesz to bardzo chętnie", godząc się na samobójstwo, by zadość uczynić koszmarnej prośbie Henryka.

Znakomita w tej pierwszej części jest Maria Kierzkowska. Scena przy stole z jej udziałem na pewno pozostanie w pamięci widzów. Gdy Katarzyna (matka) prosi ją o zebranie naczyń, Kierzkowska rzuca się z dziką pasją na stół między te wszystkie miski. Widzimy nienawiść w najczystszej postaci, drapieżną negację zastałego ceremoniału.

A role główne? Są wybitne. Bagdonas swoją postacią inspiruje chyba wszystkich na scenie. Jego dostojeństwo przejawia się w porażającej formie. Gdy z dramatycznym zaśpiewem krzyczy "świnia", gdy z rozpaczą domaga się nietykalności, opędza od dręczących go pijaków (Paweł Tchórzelski, Jarosław Felczykowski - znakomici jak wszyscy) i gdy w końcu staje się skopaną ofiarą. Bagdonas to metafizyka, ale targana ludzkim smutkiem i rozpaczą. Ten "ulubieniec Nekrošiusa" pokazał, że wielki aktor, to ten, który talentem obdzieli także partnerów, podzieli się swoją energią i sercem do gry. Taki właśnie jest Bagdonas i dlatego trudno od niego oderwać oczy.

Magnetyzm Bagdonasa jeszcze bardziej pozwolił zaistnieć Sławomirowi Maciejewskiemu, choć tenże - co podkreślam - sam w sobie jest znakomity. W tekście Gombrowicza Henryk nie jest "sympatyczną postacią". W zasadzie dźwiga wszelkie nasze kulturowe obciążenia: megalomanię, Konradowską pychę, etc. Nuganen nieskażony - jak przypuszczam - wiedzą o naszych imponderabiliach, stworzył postać, która nie może oprzeć się pokusie władzy. Reżyser bardzo ironicznie ukazał groteskową naturę tego pożądania. Henryk ma władzę również nad przestrzenią. Na scenie dzieje się to, co on pomyśli do tego stopnia, że nawet lampa przestanie się bujać, gdy jej rozkaże. Takie i inne zabiegi inscenizacyjne nadają "Ślubowi" wdzięku, wydobywają go z wszechwładnego mroku większości polskich przedstawień tego dramatu. "Ślub" Nuganena jest jasny i lekki jak "Sen nocy letniej". To w znacznej mierze Maciejewski nadaje temu spektaklowi ton pewnej niefrasobliwości. Z jakim mistrzostwem potrafi uśmierzyć konflikt wewnętrzny Henryka.

Romantyczną neurozę zastępuje zwykłym rozsądkiem, zwykłym wzruszeniem ramion, jakby chodziło o błahostkę. Maciejewski próbuje zbudzić Henryka z tego wariackiego snu. To trudne. Sen zastawia pułapki. Jest pokusą łatwego stwarzania rzeczy i władzy nad ludźmi. "Zdradź ojca swego, króla - kusi go pijak. - Wszak biskup, król, Kościół, Bóg to stare przesądy. Sam ogłoś się władcą, a wtedy żaden boski, ani inny, autorytet ci niepotrzebny, sam dasz sobie ślub i zmusisz wszystkich, żeby go uznali i żeby uznali Manię za nieskalaną, tobie poślubioną". I zdradzi, i przegra.

Jest "Ślub" Nuganena dramatem świadomości w ontologicznej pustce - tylko tym i aż tylko tym. Rezygnacja z kontekstu wojny odświeżyła mnóstwo innych znaczeń. Ich sceniczny wyraz to uczta dla miłośników Gombrowicza w każdej warstwie tego przedstawienia: w świetnej scenografii Anny Sekuły, muzyce Avo Pärta i wspaniałym aktorstwie. Teatr Wilama Horzycy z wielką klasą zapisał się w Gombrowiczowskim "roku owym".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji