Artykuły

Zabawa w teatr

"Portret Doriana Graya" w reż. zespołu w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Justyna Świerczyńska w portalu Trójmiasto.pl

W czasach, gdy od wartości artystycznej bardziej liczą się rankingi popularności i zysk, gdy publiczność zamiast wizyty w teatrze wybiera kolejne programy z cyklu "artyści na lodzie, wodzie, w cyrku lub samolocie", wystawianie "Portretu Doriana Graya" jako prostej satyry na panujący establishment jest niewybaczalne.

"Portret Doriana Graya", najnowszy spektakl Teatru Wybrzeże, to skrzyżowanie sensacji z tragedią. Sensacji, ponieważ taki wymiar miała wyreżyserowana przez "niewiadomo kogo" premiera. A tragedii, gdyż na naszych oczach zawaliło się w gruzach to, co skłonni jesteśmy nazywać teatrem.

Odsunięcie od realizacji na kilka dni przed premierą reżyserki Bogny Podbielskiej nie mogło zakończyć się powodzeniem. Podczas, gdy zwyczajowa praca nad spektaklem trwa dwa, trzy, a czasem nawet sześć miesięcy, przygotowanie nowego przedstawienia w zaledwie cztery dni graniczyłoby z cudem. Cudu jednak nie było.

Gdyby próbować doszukać się w "Portrecie Doriana Graya" elementu pozytywnego, byłby nim z pewnością jego wymiar edukacyjny. Najnowsza gdańska realizacja to niemal modelowy przykład teatru mieszczańskiego, który podszywając się pod nowoczesne realizacje udowadnia, jak szybko współczesne środki wyrazu ulegają teatralnej konwencjonalizacji.

Na scenie oglądamy więc wszystkie kanoniczne elementy "nowoczesnego" teatru - ascetyczną scenografię, ahistoryczne kostiumy, elektroniczne gadżety, homoseksualną miłość oraz - rzecz jasna - równie męską nagość. Wszystko, za co kilka lat temu obrywał cięgi choćby Krzysztof Warlikowski, powraca w gdańskiej realizacji w niczym nie umotywowanej formie. Drażniącej tym bardziej, że przysłaniającej największe niedociągnięcie spektaklu, czyli trudny do zrozumienia brak refleksji nad warstwą literacką powieści Oskara Wilde'a.

W czasach, gdy od wartości artystycznej bardziej liczą się rankingi popularności i zysk, gdy publiczność zamiast wizyty w teatrze wybiera kolejne programy z cyklu "artyści na lodzie, wodzie, w cyrku lub samolocie", wystawianie "Portretu Doriana Graya" jako prostej satyry na panujący establishment jest niewybaczalne.

Wspólnie z realizatorami mogliśmy pośmiać się z chodzenia do opery, rewitalizowania terenów postindustrialnych, czy wreszcie z body art-u i sztuki współczesnej w ogóle. W powodzi niewybrednych gagów zniknęła całkowicie zupełnie poważna dyskusja nad rolą elit w sponsorowaniu, promocji czy kształtowaniu kulturalnych gustów. Bo i po co prowadzić taką dyskusję? Lepiej wyśmiać to, co zbyt trudne lub nieznane i wysłać rozgrzeszonego odbiorcę z powrotem przed telewizor.

Interpretację pozostałych elementów gdańskiej realizacji pominę, oddając głos znakomitemu krytykowi teatralnemu Antoniemu Słonimskiemu. "Nie warto chodzić. Jeśli się już pójdzie, nie warto słuchać. Jeśli się słucha, nie warto o tym pisać. Jeśli się napisze, nie warto drukować. Jeśli się wydrukuje, nie warto czytać. Jacyś ludzie nauczyli się tego na pamięć. Dziwne. Wstyd."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji