Artykuły

Jaś nie taki przestraszony

"Jaś i Małgosia" w reż. Cezarego Domagały w Operze Nova w Bydgoszczy na XV Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Marek K. Jankowiak w Gazecie Pomorskiej.

Zachwycające elfy

Co ci się z tego spektaklu najbardziej podobało? O czym opowiesz mamie w domu? - Wszystko, od samego początku do końca. A najbardziej elfy, Jak tańczyły - odrzekł mały Sebastian, który premierę bajki "Jaś i Małgosia" oglądał w Operze Nova z dziadkami.

Piszę "bajki" trochę z przekory, ale też z niemałą satysfakcją. Bo trochę się obawiałem po tym, co słyszałem przed premierą, że Cezary Domagała, reżyser spektaklu, który rozpoczął tegoroczny, XV Bydgoski Festiwal Operowy, na tyle mocno udziwni ten swój "spektakl familijny", że z bajki niewiele zostanie. A z satysfakcją - dlatego, że mimo wszystko odnalazłem w tej bajce sporo fragmentów z ... bajki, którą kiedyś czytali mi rodzice.

Joystic i gra komputerowa na wstępie, nie zapowiadały przecież wcale tego, że gdzieś jednak pojawi się piec, do którego wrzucona zostanie Baba Jaga, czarownica poleci na miotle, a chatka będzie z piernika. Tymczasem to wszystko było. Czasem - na dotknięcie ręki, a czasem - w wyobraźni, którą pomogły wyzwolić dwa telebimy "domykające" scenę z jej lewej i prawej strony. To jeden z lepszych pomysłów tego bajkowego pomysłu, którego bracia Grimm na pewno nie byli w stanie nawet sobie wymarzyć.

Dziadek, jejciuś, żebyś widział...

Przyznaję też, że do końca nie byłem pewien, czy Małgorzacie Szydłowskiej, która miała pieczę nad scenografią uda się zrealizować zapewnienie, że będzie pięknie i strasznie, a nawet może odrażająco zarazem. Ale i to się udało. Bo było nastrojowo, kolorowo i duchowo, czyli w sumie pięknie, a strasznie - nie aż tak, żeby się bać i ze strachu piszczeć, będąc wciśniętym w kawałek fotela. Czarownica w stylu disco (w tej roli świetna Katarzyna Nowak-Stańczyk) była bardziej intrygująca niż przerażająca. Nawet kiedy jej symbolem była wielka ośmiornica, której macki były w stanie dopaść wszędzie biednego Jasia i Małgosię. Przewrotnie napiszę, że może nawet zabrakło mi takiego jednego "bardzo strasznego" elementu w tej wizji baśniowej, który sprawiłby, że ów Sebastian czy każdy inny maluch-młodziak (a było ich na widowni dużo, jak nigdy wcześniej podczas premiery festiwalu) po powrocie do domu opowiadałby z oczami wielkimi jak "pięćdziesięciogrószówki" tak: "dziadek, jejciuś, żebyś ty widział.....

Piękne brzmienie, dobra kondycja

Co natomiast mnie zaskoczyło? I to mile? Najbardziej chyba muzyka tego spektaklu. Nie dyskutuję z dyrektorem Sławomirem Pietrasem, który przekonywał, że ona jest lepsza od wagnerowskiej, a do tej ostatniej wszyscy ją przyrównują, wszak to dzieło Engelberta Humperdincka, a ten był asystentem Wagnera. Zapewniam jednak, że choć w całości trudna dość w odbiorze, fragmentami była piękna, a nawet porywająca.

Trudna zresztą także do zagrania. Tym większy więc podziw dla umiejętności Jerzego Wołosiuka, młodego dyrygenta, który pierwszy raz w życiu to dzieło odtwarzał. I tak poprowadził bydgoską orkiestrę, że wszyscy zachwyceni byli jej kondycją artystyczną i brzmieniem. Ja, zresztą, też. Mniemam jednak, że ma w tym udział też doświadczenie Andrzeja Knapa, który muzycznie z Wołosiukiem współpracował.

Jasio z Ukrainy

Na pewno zaskoczeniem była Darina Gapicz w roli Jasia. Nie tylko dlatego, że dziewczyna zagrała rolę chłopaka, ale głównie dlatego, że nie tylko świetnie śpiewała, ale również znakomicie aktorsko namalowała postać trochę ciągle zbuntowanego głodomora i trzpiota zarazem. Jeśli wziąć pod uwagę, że Darina jest jeszcze studentką w bydgoskiej Akademii Muzycznej, a do tego Ukrainką, to z pewnością zdziwić też może konkluzja dyrektora Macieja Figasa. Wyznał on, że Darina od samego początku ujęła go tym, że najlepiej podawała polski tekst tej bajki.

A a propos tekstu - głosy wprawdzie były podzielone, ja jednak podpisuję się pod tymi, którzy uznali za dobry pomysł napisy w języku polskim. Niekoniecznie musiały zdejmować z artystów obowiązek dobrej artykulacji i dykcji, a dzieciom na pewno mogły ułatwić odbiór tekstu.

No i na koniec - po raz kolejny zaskoczył mnie swoimi pomysłami choreograf Marek Zajączkowski.

Elfy i pierniki

Jego elfy stworzyły tak bajkową scenerię, że trudno o niej zapomnieć nawet w obliczu strachu przed Babą Jagą. Ruchomy, baletowy las na tyle mocno ożywił scenę i wyobraźnię, że nietrudno mi było uwierzyć, że stwardniałe mocno pierniki z dziecięca twarzą, nagle znów zaczęły mówić i śpiewać ludzkim głosem. Tak pięknym zresztą, że Iza Cywińska z Pałacu Młodzieży, która z tą grupą pracuje od dawna, znów może zbierać tylko laury.

Zachwyciły mnie też... Ale nie, już więcej nie napiszę. Bydgoska inscenizacja "Jasia i Małgosi", to naprawdę dobry pretekst, by z całą rodziną wybrać się do opery. A dawno już w Bydgoszczy nie mieliśmy takiej okazji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji