Artykuły

Wszystkiemu winien Puzyna

Sławomir Mrożek w liście, który Konstanty Puzyna opu­blikował w "Dialogu" jako komentarz do "Rzeźni", pisze: "Złe jest w każdym razie dla autora, kiedy musi prywatnie dopowiadać i wyjaśniać to, co chciał powiedzieć w utwo­rze. To, niestety, jest mój przypadek w sprawie "Rzeź­ni". "Jest jeszcze gorzej, jeśli takie wyznania zostają obna­żone, zdekonspirowane, wysta­wione na widok publiczny. Do żenujących truizmów należy powtarzanie, że każde dzieło sztuki (a już chyba szczegól­nie tekst dramatyczny czy scenariusz) z chwilą opusz­czenia warsztatu twórcy, za­czyna żyć życiem własnym. Niezależnym od takich czy innych chęci, zamierzeń i ży­czeń autora. Staje się ono zjawiskiem obdarzonym samodzielną egzystencją, w znacz­niejszym może stopniu uzależ­nioną od zespołu okoliczności i charakteru odbiorców niźli właśnie od życzeń, chęci i za­mierzeń autorskich. Stąd ujawnianie odautorskich wy­jaśnień, owa autentyczna egzegeza utworu, zwłaszcza czy­niona przedwcześnie (tj. przed puszczeniem dzieła "w obieg", jak to się stało z drukiem "Rzeźni") jest przysłowiową niedźwiedzią przysługą. Siłą - nie tyle faktu, co autory­tetu - narzuca ona przyszłym realizatorom jakiś pozornie wzorcowy system interpretacji, jakiś model, jakiś gotowy klucz - mające zastąpić ich własną wrażliwość i ich włas­ny system myślenia, ich własne, nieuprzedzone, bo z zewnątrz, spojrzenie na całą sprawę, bardzo subiektywnym, pozbawionym perspektywy, "macierzyńskim" prowadze­niem utworu na pasku włas­nych nadziei i oczekiwań au­tora. Przedstawienie każdego dzieła ad oculos publiczności przecina pępowinę między utworem i jego twórcą. I tym lepiej, im szybciej ów akuszerski zabieg zostanie prze­prowadzony. Źle więc się sta­ło, że Puzyna nie przemilczał dyskretnie swej prywatnej z Mrożkiem korespondencji i opublikował jego list z dnia 27 lutego 1973 roku na łamach 9 numeru (z tegoż roku) mie­sięcznika "Dialog". Należało te korespondencje zostawić do "Dzieł zebranych" Mrożka, najlepiej jubileuszowych, wte­dy byłaby ona rarytasem dla polonistów następnego stule­cia i - zapewne - łakomym kąskiem dla doktorantów piszących prace teatrologiczne z "mrożkologii" względnie "puzynoznawstwa". Tymczasem mamy list, tekst słuchowiska, adaptację sceniczną "Rzeźni" Jerzego Jarockiego i przed­stawienie Górskiego we Wro­cławiu.

W słuchowisku konflikt sprowadza się do wyboru między antynomicznymi po­stawami:

1) "Cokolwiek pomyślę, wszystko jest moją myślą. Więc jeżeli ja sam jestem zrobiony z mojej wyobraźni, to co dopiero rzeczy i zda­rzenia, co dopiero cała reszta świata...Tak, ja jestem tyl­ko moją wyobraźnią, a więc tym bardziej cały świat". (Kwestia Skrzypka).

2) ,,... iluzje się przeżyły, sztuka się przeżyła. Ludzie łakną samej, samiutkiej gołej prawdy. Prawda jest w rzeźni, dlaczego więc nie pokazać jej ludziom? Więc my ją pokaże­my. Będziemy zabijać publicz­nie, na scenie, w pełnym blasku reflektorów" (kwestia Dyrektora Filharmonii).

Z jednej strony mamy tu w czystej nieomal formie solipsystyczne pojmowanie by­tu, z drugiej - nawoływanie do behavioryzmu. Skrajny idealizm i mechanistyczny materializm, między którymi rozpina się cała sztuka, wraz z bohaterem i widownią (a raczej słuchaczami, pamięta­jąc o radiowej formie wyjś­ciowej dzieła). Przy czym ani klęska solipsystycznej postawy indywiduum, ani zwycięstwo sprymitywizowanego materia­lizmu tłumu - nie oznaczają akceptacji autora. Są po pros­tu zarejestrowane. Pokazane trochę na podobieństwo właś­nie behaviorystycznego ekspe­rymentu: szczur wpuszczony do labiryntu po iluś tam pró­bach obiera drogę najkrótszą. Nikt jednak nie sugeruje, że jest to droga najlepsza.

Mrożek pisze do Puzyny: ,,w "Rzeźni" potępienie (nie wprost jednak, nie wprost, tylko przez ukazanie mecha­nizmu konsekwencji) absolutystycznej obsesji: zgubność głodu ostateczności, jedyności, Prawdy jedynej Realizowa­nej".

W adaptacji scenicznej i in­scenizacji Jerzego Jarockiego "Rzeźnia" jest sztuką o świa­domym, ostatecznym wyborze, jakiego dokonywa człowiek w świecie współczesnym. Wyborze między rolą rzeźnika a wołu, mordującego a mordo wanego. Zalecona jednak zostaje nam w końcu trzecia droga: jedyna zresztą pozwa­lająca ocalić godność i czło­wieczeństwo - droga ofiaro­wania. Siebie. Trochę to Chrystusowe, piękne i straszne przez swój maksymalizm mo­ralny. Bo Jarocki nie pozosta­wia sprawy otwartej, żadnych uchylonych drzwi, żadnych niedomówień. Rzecz jest o rzeźni, nie rzeźniku!

Zupełnie odmiennie potrak­tował Mrożka Wiesław Gór­ski, którego spektakl powi­nien wlaściwie zwać się "Rzeźnik". Rzeźnik, czyli za­wodowy, fachowy morderca, a nie instytucja, nie struktu­ra służąca zabijaniu. Skrzy­pek w trakcie spektaklu do­konuje dwukrotnego mordu na dziecku-karle. Bezsensow­nego, nie umotywowanego ani tekstem, ani kontekstem, ani epistolografią. Sadystyczny psychopata w rodzaju mor­dercy nieletnich (Kot) lub za­bójcy kobiet (Marchwicki), a nie człowiek wkręcony w try­by ostateczności świata, zdaje się przesuwać w głębi sceny. Gdzie tu do Mrożka.

Poza tym mamy już tylko cień witkacowskiej makabres­ki w gęstym i mało strawnym sosie psychologizmu. Oczywiś­cie, ani warstwa intelektual­na, ani sytuacje dramatyczne, ani struktura dialogu nie po­zwalają na konsekwentne zwitkacyzowanie utworu. Ab­surd nakładany na absurd - niczym zbyt grube warstwy szminki - zacierają ostrość rysów, konturu, prawdziwą barwę dzieła. Zostaje nijakość, nuda, trywialność. Po­nieważ nawet postaci rozpły­wają się w tym wszystkim, przeto każdy ratuje się jak podczas żywiołowej katastro­fy: na własną rękę. W tea­trze oznacza to, że każdy ak­tor gra w innym, własnym, najbliższym mu stylu. I w panicznym strachu, że mimo wszystko nie uratuje się.

Tymczasem reżyser jakby sobie raz po raz przypominał, że jest jeszcze nie dość nowo­czesny, wobec czego demon­struje nam, że słyszał o te­atrze partycypacji, o happe­ningu i różnych takich rze­czach. Gra wtedy między wi­dzami lub łowi spośród pu­bliczności jakąś nieszczęsną ofiarę, by wprowadzić ją "na plan". Chwyt żałosny, sztucz­ny i do cna już wyeksploato­wany. Teraz już inne style "nosimy". Najlepiej zresztą, jeśli własne.

Byłoby dobrze, gdybyśmy zamiast towarzyskiej maska­rady w foyer teatralnym, istotnie zostali zapędzeni do filharmonii-rzeźni i zamiast wstydzić się sztuczności akto­rów na widowni, zawstydzili się własnej autentyczności w szlachtuzie. Ale do tego nie dochodzi. Pozostajemy zimni, obojętni, lekko znudzeni, za­dając sobie pytanie, czemu ten Mrożek taki słaby i dla­czego zrzyna z Witkacego?

A to nie Mrożek, to tylko reżyser.

Wrocławskie, skameralizowane (mimo tych nieszczęsnych happeningowych wstawek w foyer) przedstawienie "Rzeź­ni" nie sprawdziło się, bo nie pozwolił mu na to brak koncepcji inscenizacyjnej i - dodajmy - adaptatorskiej. Rzecz nie jest - zgadzam się i z Mrożkiem, i z Puzyną - o ludziach, lecz o sprawach. Stąd kameralny psychologizm rozsypuje się w proch i pył, brak mu spoiwa zarówno w dramaturgii, jak i w tekście. Przeniesienie słuchowiska w sferę widowiskowych środków wyrazu dokonano tak, jakby było obojętne, czy tekst się mówi przed ludźmi czy przed mikrofonem. Stąd brak prób przekształcenia dźwięku w obraz, czy raczej tego, co słyszalne, w to, co widzialne. Brak owej adaptacji scenicz­nej, której mistrzowsko doko­nał Jarocki w Warszawskim Teatrze Dramatycznym.

Oczywiście w spektaklu chy­bionym reżysersko trudno jest mówić o interpretacji aktor­skiej. Wydaje się jednak, że Józef Skwark (Skrzypek) i Piotr Kurowski (Woźny) mie­li najwięcej szans na intere­sujące propozycje postaci, gdyby nie skierowano ich w labirynt inscenizacji, z które­go nie było wyjścia. Nie da­wał on szans ani aktorom, ani autorowi, ani - co naj­smutniejsze - widowni. Niko­mu!

Może, gdyby Puzyna nie opublikował listu Mrożka raz po raz samokrytycznie wy­wlekającego braki i niedo­statki "Rzeźni", Wiesław Gór­ski znalazłby jakąś własną lub mrożkowską (via tekst) drogę interpretacji utworu, a nie podpierał się najgorszymi doświadczeniami z Witkacego, tj. stylem "byle dziwniej" ...

Tak więc wszystkiemu wi­nien jest Puzyna. No i Degler, jako przodujący witkacolog Wrocławia. Czyli, jak zwykle, ONI.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji