Artykuły

Tartuffe w garniturze

"Tartuffe czyli szalbierz" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Takich Tartuffe'ów mamy dookoła na pęczki, nie tylko w Kaliszu. Pełno ich w polityce. Pracują w korporacjach, mieszkają po sąsiedzku. Wniosek? Molier ma rację: szalbierze byli, są i będą.

A Grzegorz Chrapkiewicz mając tego świadomość, sięgnął po "Tartuffe'a" w przekładzie Jerzego Radziwiłowicza, który, jak na aktora przystało, tak go przełożył, aby sprzyjał aktorom, aby brzmiał współcześnie. Wiersz się załamuje, wytraca swoje metrum na rzecz bardziej naturalnej składni. Jednak, jeśli ktoś myśli, że usłyszy jakieś "nara" czy "spoko", to się zawiedzie. To nie jest przekład na język potoczny ani slangowy.

Chrapkiewicz skrócił do maksimum Moliera (przedstawienie trwa bez przerwy półtorej godziny). Zastosował technikę narracji znaną z filmów akcji, szybkie tempo, wyraźnie zarysowane postaci i sceny. Nawet nieznaczne zmiany scenografii dokonują się w klimacie filmów akcji (gratuluję ról pracownikom technicznym). Do tego znakomity zabieg z kostiumami. Bohaterowie kaliskiego "Tartuffe'a" pojawiają się na scenie w kostiumach stylizowanych na czasy Moliera, choć kryzy i żaboty jakby nie takie. Widać od razu, że mają charakter znakowy; tylko odwołują się do tradycji, a nie udają jej. Spod spodu wyziera zwyczajna odzież rodem ze sklepu za rogiem. W miarę upływu akcji, w zasadzie podczas drugiego wejścia postaci na scenę, oglądamy ich w koszulkach, marynarkach, sukienkach, bojówkach... Z tego założenia wyłamuje się tylko tytułowy Tartuffe, który od pierwszej do ostatniej sceny występuje w dobrze skrojonym garniturze.

Redukcja. To jest kolejny klucz do współczesnego odczytania Moliera. Kaliski Tartuffe to może być pracownik korporacji, polityk (bardziej kojarzy mi się z prawą stroną polityki), który jest ubrany w markowy garnitur, dobrze ostrzyżony, wygolony (niemalże metroseksualny), bardzo dobrze wychowany, gotowy na wszystko, zaangażowany w to, co robi. Ale jest to maska. Pod tą powłoką kryje się bezwzględne zwierzę, które dla dobra własnego pod płaszczykiem interesu firmy lub partii zrobi wszystko, posunie się do najgorszych świństw. Po prostu szalbierz. Świetną rolę stworzył Szymon Mysłakowski.

Nie jest to jedyna udana rola w tym przedstawieniu. Rewelacyjna była Doryna Agnieszki Dulęby-Kaszy, zbuntowana, potencjalnie przyszła mieszkanka skłotu. Krwistą Panią Pernelle, matkę Orgona, zagrała Krystyna Horodyńska, która jako żywo przypominała mi panie w moherowych beretach. Bardzo dobry był też Kleant w wykonaniu Dariusza Taraszkiewicza. Zwykle postać tę traktuje się jako starego, marudnego kawalera. Tymczasem Dariusz Taraszkiewicz nadał mu rys inteligenta - mentora, który z dystansem komentuje świat.

Mamy w Kaliszu nowego "Tartuffe'a". Przedstawienie mądre, które wiele mówi o nas bez nachalnych aktualizacji, bez konkretnych odniesień czy aluzji wprost. Szkoda tylko, że przesłanie, które zostawia nam na koniec Molier rozmywa się, bo Adam Szymański grający Oficera Gwardii Królewskiej chyba nie wie, co mówi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji