Artykuły

Teatr idzie do teatru

Teatr niemiecki, który dawno temu wyprowadził się z teatru, nagle zaczął tęsknić za nim. Ale czy da się wrócić tam, skąd się uciekło? - pisze Piotr Gruszczyński w Gazecie Wyborczej.

Takie pytania zadaję sobie po zakończonych właśnie Berlińskich Spotkań Teatralnych. Tu co roku pokazanych jest dziesięć najlepszych spektakli wyselekcjonowanych z całego obszaru niemieckojęzycznego.

"Wujaszek Wania" Jürgen Goscha cały utkany jest z subtelnej tkanki emocji. Nieco po staroświecku, z samowarem ustawionym na środku sceny. Rzecz rozgrywa się w przestrzeni pozbawionej jakiegokolwiek wyjścia dla aktorów. Wielkie, choć płytkie pudło całe zostało wysmarowane cienką warstwą glinianego błota, które brudzi buty i kostiumy. Aktorzy przebierają się na naszych oczach.

Kostiumy zdradzają całkowite pomieszanie epok. Wszyscy aktorzy są cały czas obecni na scenie. Od razu czujemy, że reżyser nie pozwoli sobie jednak na zagranie "Wujaszka Wani". Ujmuje swoją wypowiedź w teatralny cudzysłów, pozostając na granicy teatru, w którym aktorzy, a w konsekwencji widzowie identyfikują się z postaciami i tego, w którym dokonuje się chłodnej prezentacji. Bohaterowie nie są malowniczymi Rosjanami, ale prostakami. Nawet Helena - mroczny przedmiot pożądania wszystkich mężczyzn - ma zwyczaj plucia resztkami jedzenia na podłogę.

Tak potraktowany bardzo komiczny Czechow działa jak zimny prysznic na widzów, którzy przecież zawsze wydają się sobie niedocenieni przez świat, pechowo ulokowani w życiu i urodzeni nie w tym miejscu.

Dla Stefana Puchera (znanego z występów na wrocławskim Kontakcie [Dialogu - przyp. www.e-teatr.pl]) "Burza" Szekspira jest pretekstem do konfrontacji z medializacją naszej wyobraźni. Wszystko jest grą i tylko grą.

Katastrofa okrętu to tandetny film w pirackiej konwencji. Bohaterowie przypominają bohaterów popkultury. Np. Miranda, córka Prospera, w błyszczących i wyuzdanych strojach naśladuje telewizyjne gwiazdy. Jej ruchy i gesty są sztuczne, powtórzone, zaczerpnięte z jedynego źródła prawdy - z telewizji. Nie dziwi więc, że Ferdynand - syn złego księcia Neapolu, który Mirandę wedle woli Szekspira ma poślubić - jest glamourowym paniczykiem. Kaliban zaś wyśpiewuje punkowe kawałki. Prospero jest kobietą, co nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji interpretacyjnych. Żyje w luksusowym hightechpostkolonialnym apartamencie, w którym zamiast okna ma wielki telewizyjny monitor.

Pucher swoim teatrem wchodzi w realny wymiar dziwnego second life. Jego spektakl wygląda jak przywieziony z przyszłości (niezbyt zresztą odległej).

Niemcy wciąż rozliczają się ze swoją historią, a z nazistowskiej przeszłości uczynili swoistą atrakcję. Thomas Ostermeier wystawił filmowy scenariusz Wernera Marii Fassbindera "Małżeństwo Marii Braun". Historia młodej Niemki, której dzieje są pars pro toto tworzenia się nowoczesnych Niemiec i ich cudu gospodarczego kosztem osobistej katastrofy opowiedziana została chłodno i klarownie, z ewidentnym teatralnym cudzysłowem i demonstracyjnym odgrywaniem poszczególnych scenek.

Największą niespodzianką festiwalu była teatralna instalacja skandynawskiej performerki Signy. Trwający tydzień bez przerwy "spektakl" polegał na zbudowaniu miasta, w którym żołnierze strzegli mniejszości etnicznej. Widzowie wchodzili do "Ruby Town" i od nich samych zależało, czy przejdą niezauważeni, czy nawiążą kontakt z mieszkańcami i żołnierzami i wydobędą z nich historię, która się tu wydarzyła. Miasteczko założyła Marta Ruby uważana za świętą. Marta, niestety, często znika, wtedy mieszkańców ogarnia niepokój i mroczne myśli. Szybko dowiaduję się, że jedna z mieszkanek zakochała się w żołnierzu i została ukarana ślubem z niekochanym mężczyzną. Żołnierze zdradzają mi rodzaj protekcjonalnej pogardy, którą żywią do niefrasobliwie niezachodnich mieszkańców zamkniętego miasta. Wielokrotnie zachęcany idę do peepshow, gdzie piękna Lula obnaża dla mnie swoje piersi.

Zaczynam solidaryzować się z mieszkańcami Ruby Town, ale nie mogę tego zrobić do końca, bo nieszczerość teatralnego działania i nieautentyczność opresji bardzo przeszkadzają.

Niemiecki teatr, który od lat zachwyca i inspiruje teatr polski, znalazł się w punkcie granicznym. Trzeba teraz podjąć decyzję, czy wprowadzamy się z powrotem do teatru, czy też nie. Wolałbym nie. Trzeba dalej szukać życia w teatrze. Przede wszystkim rozmawiając z widzem.

45. Berliner Theater Treffen, 2-18 maja 2008

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji