Inny niż wszystkie
Kordiana, czyli panoptikum strachów polskich w reż. Adama Sroki w Teatrze Powszechnym w Radomiu obejrzały Irmina Opałka i Anna Wolska.
O premierze sztuki "Kordian, czyli panoptikum strachów polskich" w radomskim Teatrze Powszechnym można powiedzieć jedno - była inna niż wszystkie. Świadczy o tym chociażby konsternacja widzów
Trzy wnioski nasuwają się po obejrzeniu przedstawienia. Po pierwsze: chaos wywołany przenoszeniem miejsca akcji w rozmaite przestrzenie sceny i widowni oraz wędrówka publiczności podążającej tropem przeżyć i rozterek bohatera.
Po drugie: przekonująca gra młodego Kordiana, która zachwyca świeżością i zaangażowaniem. Szkoda tylko, że poszatkowany tekst nie pozwolił zaprezentować wszystkich możliwości aktorskich debiutanta Andrzeja Rozmusa, studenta III roku PWST w Krakowie.
Po trzecie: ciekawa oprawa plastyczna sztuki, której elementy wdzierają się w przestrzeń, należącą zazwyczaj do widzów.
Należy jednak zadać sobie pytanie, czy wszystkie te zabiegi w jakikolwiek sposób wpływają na nowatorstwo odczytania tekstu dramatu? Czy oryginalność przedstawienia przełożyła się na jego komunikowalność? Spytaliśmy Adama Srokę, reżysera spektaklu, skąd pomysł, by publiczność fizycznie towarzyszyła bohaterowi w jego duchowej wędrówce? - Chciałem, by sztuka pozostawiła trwały ślad w odbiorcach - tłumaczy.
Czy udało się zrealizować ten zamysł? Czy wszystkie zastosowane zabiegi artystyczne sprawiły, że spektakl poza wrażeniem, jakie pozostawiła na niektórych widzach scenografia, wywołał u nich poruszenie duszy?
Wydaje się, że środki symboliczne, tak ważne dla dramatu romantycznego, pozostały niezrozumiałe.
Po obejrzeniu spektaklu Sroki nasuwa się charakterystyczne dla klasycznego już sporu pytanie o to, czy komunikowalność sztuki jest jej zaletą czy wadą. Czy nieczytelność zastosowanych przez reżysera symboli wynika z braku kompetencji estetycznych i intelektualnych odbiorców, czy też to zamysł reżysera jest zrozumiały tylko dla niego samego.