Artykuły

Kochajcie małych i wielkich

"Wielkoludy" w reż. Konrada Dworakowskiego w Teatrze Arlekin w Łodzi. Pisze Dariusz Pawłowski w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Wielkiego zagrać to przecież nie jest trudno. Każdy z nas lubi się czuć wielkim. Ale zagrać mniejszego od siebie? I to tak, żeby przekonać wszystkich, że naprawdę jest się małym, choć w rzeczywistości dużym? To jest dopiero sztuka!

Sztuka ta udała się wybornie w łódzkim Teatrze Lalek Arlekin. Premiera "Wielkoludów" Andrzeja Maleszki, w reżyserii Konrada Dworakowskiego, to feeria pomysłów i talentów inscenizacyjnych i aktorskich. A co jeszcze ważniejsze - to zarazem mądre przedstawienie, które ma swoje przesłania tak dla dzieci, jak i dla dorosłych. W dodatku przekazane nie-nachalnie, precyzyjnie i w atra-kcyjnej scenicznie formie.

W wielkim skrócie "Wielkoludy" to opowieść o Małej, która zgubiła drogę do swojego domu i trafiła do świata Wielkoludów. Tutaj spotyka Małego, który nie ma łatwego życia. Jako mikrus, czyli coś gorszego, jest dla swoich Wielkoludów, małżeństwa Gustawa i Berty, popychadłem i obiektem kpin. W łapy Wielkoludów dostaje się i Mała, a sytuacja robi się szczególnie napięta, gdy swoją wizytę w domu gospodarzy zapowiedział szef Gustawa, pan Kinggott. By uniknąć kompromitacji, którą przecież stanowią takie karzełki, Gustaw chciałby najchętniej, żeby Mały i Mała natychmiast urośli. Ale to przecież niemożliwe. I z pewnością jest to wina małych, krnąbrnych istot...

Konrad Dworakowski użył tekstu Andrzeja Maleszki do przyjrzenia się jeszcze raz starej jak świat prawdzie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W tym przypadku - wysokości patrzenia. Znalazł sposób na wpisanie swego głosu w dyskusje wywołane głośnymi ostatnio wydarzeniami związanymi z przemocą wobec dzieci. Próbuje nam przypomnieć, że łatwo jest okazać swoją wyższość wobec mniejszego i słabszego, ale że jednocześnie ów mniejszy i słabszy może kiedyś spotkać jeszcze mniejszego i jeszcze słabszego i być może przeniesie wpojone mu kody zachowań na kolejną istotę. Dodaje przy tym, że tak naprawdę wielkość nie zależy od wzrostu, a naprawdę duża dusza może się mieścić w zupełnie niedużym ciele.

Twórcy przedstawienia namawiają do miłości, odpowiedzialności i tolerancji. Trzeba przy tym podkreślić, że dzięki atrakcyjnej formule, którą nadali swojemu spektaklowi, unikają taniego dydaktyzmu. Konrad Dworakowski pracuje ze swoją siostrą Martyną Dworakowską, która jest autorką scenografii i okazało się, że to duet doskonale uzupełniający się w pomysłach. Dworakowski przygotował precyzyjne widowisko, które trzyma tempo, z licznymi grepsami i gagami, umiejętnie budując napięcie - choćby przez zatrzymania akcji i muzyczne "wstawki" rodem z popularnego teatru sensacji. Dworakowska zaś wsparła go inteligentną scenografią i świetnym pomysłem na połączenie aktora i lalki w jedno, tworząc w ten sposób małych i dużych. Dyndające nóżki u pasa aktora zmyślnie ukrytego w czarnej tkaninie, wspartego jeszcze schowaną za jego plecami animatorką, dają kiedy trzeba efekt komiczny, kiedy trzeba poruszający, a na pewno robiący wrażenie na oglądającym. No i wywołują szacunek wobec sporej pracy aktorów, którzy musieli się w ten "zestaw" wcielić.

Aktorzy zresztą wykazują się poziomem, do którego Arlekin zdążył już swoich widzów przyzwyczaić. Nikt nie zawodzi, każdy umiejętnie potrafi zaistnieć na scenie i co najważniejsze - nikt nie wyłamuje się z zespołowego grania. Po "Wielkoludach" najbardziej w pamięci zostają świetni Anna Zadęcka, Patryk Steczek i Pavel Kryksunov, ale to także dlatego, że ich postaci "dawały" im najwięcej możliwości. Bo i Aleksandra Gałaj, i Maciej Piotrowski, choć grają "uboższe" role, wypełniają je krwiście i znacząco. Trzeba jeszcze wspomnieć o niewidocznych na scenie, ale przez całe przedstawienie bardzo zajętych animacją, Katarzynie Kalecie i Annie Guzik.

Teatrowi Arlekin udało się wyprodukować widowisko, w pełni znaczenia tego słowa familijne. Mogące bawić i "wciągać" dzieci, a i dające rozrywkę oraz - oby - refleksję widzom dorosłym. Oni nawet może bardziej niż dzieci mogą odnaleźć siebie w tym przedstawieniu. Znerwicowani, zapracowani, zestresowani, zniecierpliwieni, łatwo sięgający po swoją przewagę psychiczną i fizyczną. A od takiej łatwości blisko do patologii. Być może więc warto to zobaczyć. Bo lepiej, żeby Wielkoludy zostały w teatrze, niż żeby człowiek człowiekowi był wielkoludem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji