Artykuły

Tylko kukiełka

"Pinokio" w reż. Jacka Malinowskiego w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Przemysław Gulda w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Najnowsza premiera Teatru Miniatura to adaptacja "Pinokia" Carlo Collodiego.

W jednej ze swych najlepszych scen w zabawny sposób udaje telewizyjną tłumaczkę na język migowy. Magdalena Żulińska - prawdziwe odkrycie gdańskiej Miniatury - jest najmocniejszym punktem inscenizacji "Pinokia".

Najnowszy spektakl na scenie gdańskiego Teatru Miniatura to przedstawienie na podstawie jednej z najbardziej znanych bajek dla dzieci - powieści Carlo Collodiego o Pinokiu - drewnianym pajacu, który chce być żywym chłopcem. Inscenizacji tej, wielokrotnie już przedstawianej na deskach scenicznych, ekranach telewizyjnych i filmowych bajki, podjął się - na podstawie adaptacji przygotowanej przez Konrada Dworakowskiego - Jacek Malinowski.

I choć wydawało się, że to nic prostszego - nie do końca się to udało. Oglądając ten spektakl, bez trudu można odnieść wrażenie, że twórca bardzo mocno skupił się na jego warstwie ideologicznej, gubiąc gdzieś po drodze całą wartość narracyjną i dramaturgiczną klasycznej historii. Z jednej strony owocuje to więc bardzo ciekawym - choć zdecydowanie zbyt abstrakcyjnym, by mogła to wychwycić najmłodsza publiczność - ujęciem całej inscenizacji w ramy konwencji teatru w teatrze, w której bardzo płynnie przeplatają się i przenikają co najmniej trzy plany: przygody tytułowego bohatera, jego rola w teatrze prowadzonym przez Ogniomistrza i sceny, podczas których aktorzy Miniatury grają samych siebie, zwracając się do siebie po imieniu i komentując sztukę. Równie ciekawe jest podjęcie w spektaklu kilku ważnych współcześnie pytań, np. kwestii pięciominutowej medialnej sławy za każdą cenę (tu: za cenę, całkiem dosłownego, zostania osłem).

Niestety, z tych wszystkich formalnych i intelektualnych zabaw trudno wyłowić historię Pinokia. Niby na scenie rozgrywają się kolejne przygody, ale trudno połączyć je w całość, trudno ułożyć je w opowieść o dorastaniu, dojrzewaniu i nauce odpowiedzialności. Dlatego końcowa scena, w której bohater z drewnianego pajacyka staje się żywym chłopcem, choć dzięki możliwościom teatru lalkowego staje się zjawiskowa: kukiełka zamienia się w prawdziwego człowieka (a dokładniej w grającego tę rolę - choć niemal przez cały spektakl pozostającego w ukryciu - Jakuba Ehrlicha), jest zupełnie nieprzekonująca.

W tej sytuacji ratunkiem dla rozpadającego się, w sensie narracyjnym, na pojedyncze sceny spektaklu, muszą być aktorzy. Na szczęście ci radzą sobie doskonale. Cieszyć to może tym bardziej, że po poprzednim popisie zasadniczej części zespołu Miniatury, którą była niedawna premiera "Pchły Szachrajki", reżyserowi udało się zbudować składającą się z niemal zupełnie innych osób, a równie wartościową i utalentowaną, obsadę.

Ciężar spektaklu spoczął na barkach pary aktorów, którzy grają kilka ról i przebywają na scenie praktycznie przez całe przedstawienie, tańcząc, śpiewając, operując kilkoma różnymi kukiełkami i wykonując kilka dodatkowych - czasem zupełnie nieoczekiwanych - zadań (jak choćby modyfikacje ciekawej, zdominowanej przez drewniane elementy, zastawkowej scenografii Ireneusza Salwy). To Jacek Majok, aktor Miniatury i nowe odkrycie - Magdalena Żulińska, wciąż jeszcze studentka białostockiej szkoły lalkarskiej. Tworzą na scenie bardzo zgraną parę, czy to odtwarzając parę drugoplanowych, acz niezwykle ważnych bohaterów, Lisa i Kota, manipulując na oczach widzów ciężkimi, drewnianymi lalkami, czy też "grając" samych siebie w ładnej, wieloznacznej scenie otwierającej drugi akt przedstawienia. O ile przez pierwszą część spektaklu są na scenie niemal nierozłączni, pod koniec prym wiedzie już tylko Żulińska, prezentując w kolejnych scenach (choćby w tej, gdzie parodiuje telewizyjne tłumaczenie na język migowy) różne oblicza swego dużego talentu.

Z jednej strony nie sposób przyklasnąć Malinowskiemu, że udało mu się tak dobrze wykorzystać możliwości swoich aktorów i że postarał się nadać klasycznej opowieści o drewnianym pajacu tak wiele nowych znaczeń, z drugiej - szkoda, że to ambitne przedsięwzięcie gubi trochę swoją narracyjną moc. "Pinokio" na scenie Miniatury pozostaje bardzo ładną i sprawnie poruszaną, ale jednak tylko kukiełką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji