Artykuły

Mam marzenie i doskonale wiem co z nim robić

To fantastyczny spektakl dla ludzi, którzy lubią piosenki Montanda lub ten rodzaj muzyki - o spektaklu "Głowa pełna słońca, czyli o czym marzył Yves Montand" w reż. Tadeusza Zięby w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.

Yves Montand był niekwestionowaną gwiazdą piosenki i filmu. Jego kariera estradowa zaczęła się w latach czterdziestych od występów w knajpkach oraz salach koncertowych Marsylii, a później innych miast południa Francji. Prawdziwą sławę zyskał jednak w Paryżu, gdzie występował między innymi u boku ikony muzyki tamtych czasów - Edith Piaf, z którą zresztą miał romans. Spektakl-recital w Teatrze im. Słowackiego, choć zakreśla perspektywę całego życia artysty korzystając z fragmentów jego książki "Moje życie - wspomnienia spisane przez Jean Denysa", skupia się głównie na jego drodze do sceny i początkach kariery. Lata sławy, związek z Piaf i późniejsze małżeństwo z aktorką Simone Signoret potraktowane zostały bardzo skrótowo - są niejako epilogiem przedstawienia.

Spektakl "Głowa pełna słońca, czyli o czym marzył Yves Montand" jest bowiem, jak wskazuje tytuł, utkany z marzeń. Jego motto to zdanie Scotta Fitzgeralda, które Montand miał wypisane nad biurkiem: "Musimy zdawać sobie zdanie z beznadziejności rzeczy i jednocześnie być zdecydowanymi je zmieniać". Życie pieśniarza wydaje się idealnym odzwierciedleniem takiej właśnie postawy. Jego życiorys jest bowiem świetnym przykładem walki z wszelkimi przeciwnościami losu - tak z ograniczeniami zewnętrznymi, jak i, a może przede wszystkim, wewnętrznymi. Wychowując się w ubogiej rodzinie, młody Yves musiał zrezygnować z edukacji, by zacząć pracować jako fryzjer. I choć obcinanie i układanie włosów nie było szczytem jego marzeń i ambicji - zakompleksionemu Yves'owi trudno było uwierzyć, że może w swoim życiu osiągnąć coś więcej niż kilka medali na konkursach fryzjerskich. Świadomość konieczności zmiany swojej postawy przyszła w zasadzie spontanicznie - jako objawianie w chwili kryzysu. Choć wiara we własne siły nie przyszła wraz z nią, lecz wymagała wielkiej wewnętrznej pracy, umacnianej pierwszymi sukcesami - z czasem wyniosła Yves'a na sam szczyt. Nie udałoby się to oczywiście bez ogromnego talentu, w który jak się zdaje najpierw uwierzyli inni - zwłaszcza jego przyjaciel organizujący mu pierwsze występy - potem dopiero on sam.

Opowiadając historię początków kariery artysty - spektakl skupia się na jego przemyśleniach, odczuciach i pragnieniach, które z czasem przekształciły się w rzeczywistość. A że Yves z jednej strony marzył o śpiewaniu, z drugiej zaś najszczerszy tego wyraz dawał w piosenkach - to one, a nie sceny dramatyczne stanowią główny element spektaklu.

Na scenie oprócz grającego Montanda - Tadeusz Zięby - znajduje się jeszcze dwóch muzyków: skrzypaczka Halina Jarczyk oraz akordeonista Jacek Hałubowski. Grana przez nich muzyka towarzyszy licznym, bo stanowiącym dwie trzecie spektaklu, śpiewanym przez Ziębę po francusku piosenkom. Choć nastrój utworów jest zawsze odpowiedzią na atmosferę opowiadanych wątków z życia artysty i towarzyszących im uczuć, to jednak strona muzyczna dominuje w spektaklu, który momentami przemienia się w istny, brawurowo zagrany i zaśpiewany koncert.

W części dramatycznej muzycy, w razie potrzeby, przyjmują również role poszczególnych postaci z życia Montanda: jego rodziców, czy nauczycieli. Muzycy nie kryją teatralności i szkicowości swoich ról, dlatego są one lekko, dowcipnie zarysowane, a sceny z ich udziałem są zawsze zabarwione humorystycznie (głównie dzięki rozbrajającej sile komicznej Haliny Jarczyk). Na ich tle Tadeusz Zięba zyskuje niesamowitą siłę wyrazu i autentyzmu. Aktor wydaje się szczerze podzielać pasję swojej postaci, dlatego grając rolę Montanda i wykonując jego piosenki - cały czas wydaje się pozostawać sobą, co nadaje roli niewymuszony, szczery ton.

Spektakl grany jest w małej, surowej przestrzeni Sceny pod Bramą. Ciasnota tego miejsca i otaczające zarówno widzów, jak i artystów gołe, ceglane ściany - tworzą świetny klimat dla tego typu przedstawienia, oddaje bowiem atmosferę knajpianego występu. Przestrzeń gry, choć ciasna - pozostawia aktorowi swobodę. Towarzyszą mu jedynie wysokie krzesło oraz umieszczona z boku szafka. Te nieliczne rekwizyty i zawieszone na szafie elementy garderoby pozwalają ubranemu w szare spodnie od garnituru, białą koszulę i czarny podkoszulek aktorowi swobodnie przekształcać się z małego chłopca, we fryzjera, francuskiego amanta, czy gwiazdę estrady i granego przez nią kowboja. Wszystko dzięki kilku kapeluszom, beretowi i jednej apaszce oraz towarzyszącemu ostatnim piosenkom - eleganckiemu, srebrnemu mikrofonowi.

"Głowa pełna słońca" to fantastyczny spektakl dla ludzi, którzy lubią piosenki Montanda lub ten rodzaj muzyki. Fragmenty dramatyczne, choć bardzo sprawnie poprowadzone i dobrze zagrane, stanowią element epizodyczny. Czyni to przedstawienie nieco hermetycznym - zwłaszcza, że piosenki śpiewane są w języku francuskim, więc ich treść pozostaje dla większości widzów niejasna. W rezultacie zaciera się znaczenie przywołanego na początku motta spektaklu. Trochę szkoda

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji