Złota klatka bez Andersenowskiego słowika
"Słowik" w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Guliwer w Warszawie. Pisze Jolanta Gajda-Zadworna w Życiu Warszawy.
Para poszła w... scenografię. Dopracowane dekoracje, ruch i kostiumy w premierze Guliwera okazały się pustym opakowaniem.
Dwoje artystów, nagradzanych za scenograficzne i reżyserskie projekty, z doświadczeniami zdobytymi na różnorodnych deskach - począwszy od Opery Narodowej przez Teatr Dramatyczny po Wierszalin - budziło nadzieję. Nadzieję na przedstawienie nie tylko piękne wizualnie, ale też świetnie przenoszące na scenę przesłanie Andersenowskiej baśni. O wartościach, które łatwo przeoczyć, bo bywają ukryte. Jak zniewalający głos zamknięty w niepozornym ciałku słowika.
Ewelina Pietrowiak - reżyserka, która do swoich wcześniejszych spektakli tworzyła także scenografie - oraz scenograf Szymon Gaszczyński mieli wyrazistą koncepcję "Słowika". I konsekwentnie ją zrealizowali. W minimalistycznych dekoracjach znakomicie zagrały różnej wielkości ażurowe wachlarze, kolory i światło. Zaskoczyły też, na plus, wyobrażenia niektórych postaci jak choćby śmierci - ubranej w czerwień i czerń wojowniczki. I na tym kończą się atuty premiery Guliwera.
Stworzona w czasach komuny przez czeskiego pisarza Frantiśka Pavlicka adaptacja, sporo miejsca poświęcająca dworskim intrygom, mogła być intrygującym aneksem. Ostatecznie jednak zdominowała spektakl, spowolniła akcję i zanudziła młodych odbiorców.
Stało się to, przed czym przestrzegał Andersen. Pozy i maski scenicznego dworu przysłoniły prawdziwe wartości. Także naturalność. Mały, szary słowik śpiewa na scenie... operowe trele.