Artykuły

Rozmowa z Igorem Przegrodzkim

60 lat pracy obchodzi wrocławsko-warszawski aktor Igor Przegrodzki. Z jubilatem rozmawia Małgorzata Matuszewska.

- Taki piękny jubileusz, a Pan w Warszawie, zamiast u nas w domu. Dobrze tam Panu?

- Już dobrze. Mieszkam w apartamenciku w teatrze przy Wierzbowej, jestem zajęty w siedmiu sztukach. W "2 maja" Andrzeja Saramonowicza gram sympatyczną rolę - takie maciupcie wydarzonko dla mnie.

- Wspomina Pan czasem początki pracy?

- Ojciec marzył, żebym został lekarzem albo inżynierem. Kiedy zdałem do studium dramatycznego przy teatrze w Wilnie, mama mi powiedziała: "Rób, co chcesz - abyś był szczęśliwy". Staszek Milski wybrał dla mnie rolę Freda w "Pigmalionie" Shawa, to było w 1944 roku w Teatrze Polskim w Wilnie. Potem musiałem wyjechać z Wilna do Polski, a 15 sierpnia 1948 roku zdałem pełny egzamin przed komisją aktorską. Myślę teraz - kiedy te lata minęły? Czuję, jakby to było wczoraj... Jestem wierzący i myślę, że Bóg chodzi z mamą na kawę i ona mi "załatwia" dobre rzeczy.

- Kiedy Pana zobaczymy we Wrocławiu?

- Nie wiem, jeszcze nie miałem z dyrektorem Toszą spotkania artystycznego [Igor Przegrodzki jest aktorem Teatru Polskiego - red.].

- A Wrocław za Panem tęskni.

- Wszystkim się kłaniam: kto mnie lubi i kto nie lubi też.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji