Artykuły

Starą Gazownię przegramy, ale walczyć warto

Uczestnicy dyskusji toczącej się na łamach "Gazety Wyborczej" uparcie przekonują możnych tego miasta do korzyści wynikających z niebanalnego zagospodarowania terenu Starej Gazowni. Rzecz w tym, że dla władz nie są to żadne korzyści, bo przecież zmierzyć ich się nie da. Hurtownia to miejsca pracy i dochody z podatków. Artyści, to wydatki, a czasem i bałagan - pisze Jarosław Piotrowski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Kłaniam się nisko redaktorom, którzy wywołali na łamach "Gazety Wyborczej" temat Starej Gazowni [na zdjęciu], bo dobrze przysłużyli się Poznaniowi. Trochę im też zazdroszczę, bo to dla dziennikarza wielka satysfakcja znaleźć tak ważny temat i doprowadzić do gorącej dyskusji, w której bierze udział grono niezwykle zacnych poznańskich osobowości. Nie zmienia to wszakże mojego przeświadczenia, iż cała ta akcja skończy się porażką - Aquanet sprzeda dawną przepompownię, jej nowy właściciel uruchomi tam ową przysłowiową hurtownię płytek, zaś władze Poznania będą nam wszystkim po raz kolejny udzielały "lekcji ekonomii".

Skąd ten mój pesymizm? Najkrócej mówiąc - z doświadczenia. Od lat bowiem prezydent Ryszard Grobelny i jego najbliżsi współpracownicy preferują model rozwoju miasta, w którym liczą się wyłącznie wskaźniki. Dobre jest to, co się da przetworzyć na słupki. Jeśli słupków nie ma, to wedle władz Poznania nie ma rozwoju.

Stąd bezsensowne jest mówienie o kulturotwórczej roli miejsc takich, jak Stara Gazownia. Tego się przecież nie da wyliczyć ani w złotówkach, ani nawet w euro; dla ekonomicznej szkoły Ryszarda Grobelnego i jego współpracowników nie ma to więc żadnej wartości. Stowarzyszenia? A cóż one produkują, jakie płacą podatki? Chcą tylko miejskich pieniędzy i ciągle mają o coś pretensje.

Wiem, że szarżuję, że może jestem trochę dla władz Poznania niesprawiedliwy. Czynię to świadomie, bo uczestnicy dyskusji toczącej się na łamach "Gazety Wyborczej" uparcie przekonują możnych tego miasta do korzyści wynikających z niebanalnego zagospodarowania terenu Starej Gazowni. Rzecz w tym, że dla władz nie są to żadne korzyści, bo przecież zmierzyć ich się nie da. Hurtownia, to miejsca pracy i dochody z podatków. Artyści, to wydatki, a czasem i bałagan.

Gdyby myślenie było inne, to już od dawna byłby porządek organizacyjny w całej tak zwanej sferze kultury. Tymczasem przeciętny poznaniak nie zdaje sobie sprawy z absurdów tu panujących. Nie wie na przykład, że jeden teatr jest w gestii marszałka, a drugi - prezydenta. Nie wie, że Filharmonia, nomen omen, Poznańska finansowana jest przez samorząd wojewódzki. Jej kłopoty lokalowe, podobnie, jak Polskiego Teatru Tańca biorą się pewnie i z tego "umocowania" organizacyjnego. Stąd, choć kibicuję i kiedyś nawet brałem czynny udział, nie wróżę pani dyrektor Ewie Wycichowskiej sukcesu w heroicznej walce o własną siedzibę.

Nie namawiam oczywiście do tego, by całą sferę poznańskiej kultury przejął samorząd miejski. Dziwię się natomiast, że nie ma żadnej na ten temat dyskusji, że nie koordynuje się programów inwestycyjnych związanych z kulturą. Bierze się to z tego, o czym już pisałem wyżej - dla władz Poznania kultura jest po prostu kosztem.

Dopóki tego rodzaju myślenie będzie dominować, nic nie wyjdzie z żarliwych publikacji artystów, urbanistów i architektów. Oni wydrukują szlachetne wizje zagospodarowania Starej Gazowni, a prezydent Frankiewicz powie, że nie ma pieniędzy. Oni będą przekonywać do budującego poznańską społeczność planu stworzenia jakiegoś centrum kultury, a prezydent Grobelny omówi powinności ekonomiczne Aquanetu, jako spółki. Prezydent Stępień zaś nie będzie o niczym wiedział.

Znowu daję się ponieść emocjom. Nie umiem jednak być spokojnym, gdy od lat nie dostrzega się w Poznaniu tej prostej prawdy, że kultura jest niesłychanie opłacalna, że tworzenie miejsc magicznych, centrów, w których artyści spotykają się ze społeczeństwem, to ogromna korzyść. To prawda, trudna do zmierzenia, ale przecież dzięki sztuce, kulturze ludzie są lepsi. A to się opłaca również w wąsko pojmowanych kategoriach ekonomicznych.

I jeszcze trochę o polityce. W tej dyskusji wypowiadali się europoseł Filip Kaczmarek i wicemarszałek Senatu Marek Ziółkowski, zabrakło natomiast (przynajmniej do tej pory) głosu przewodniczącego Rady Miasta - Grzegorza Ganowicza. Tych trzech panów łączy jedno, są członkami partii, która w miażdżący sposób wygrała w Poznaniu wybory parlamentarne. Jeśli chce wygrać następne, musi zacząć zajmować jasne stanowisko w poznańskich sprawach. Szlachetny głos profesora Ziółkowskiego niestety nie wystarczy. Poza tym prezydent Grobelny udzielał już lekcji Platformie, może przyszedł czas na rewanż

Dzieląc się pesymizmem, nie wierząc w to, że dyskusja o Starej Gazowni zakończy się sukcesem, mimo wszystko się cieszę. Mocno bowiem wierzę w to, iż coś się w Poznaniu zmieni. Nawet jeśli nikt nie będzie teraz rozmawiał z wymyślonym przez redaktora Włodzimierza Nowaka stowarzyszeniem stowarzyszeń, to ono powstanie, będzie krzyczeć, będzie inspirować i w końcu przekona władze miasta, że Poznań, to coś więcej niż słupki, tabelki i wykresy. Już wiemy, że książki nie płoną, pora dowieść, iż rozumiemy, że miasta żyją. Życie zaś, to i ciało, i dusza. Na przykład zaklęta w Starej Gazowni.

* Jarosław Piotrowski, publicysta, w latach 2005-2008 redaktor naczelny "Głosu Wielkopolskiego"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji