Artykuły

Beckett - wersja son

"Orkiestra Titanic" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Czy świat jest stacją kolejową, czy może teatrem? A może snem? Takie pytania padają w "Orkiestrze.

Opuszczona stacja kolejowa. Czworo ludzi, którzy nie wiadomo skąd się na niej znaleźli, ale wiadomo, że nie mają szansy jej opuścić. Na stacji nie zatrzymują się bowiem pociągi; jedyne, na co mogą liczyć jej mieszkańcy, to niedojedzone kanapki i butelki z niedopitym alkoholem wyrzucane przez pasażerów. Jest jeszcze inna przyczyna niemożności opuszczenia stacji: decyzja autora, który postanowił stworzyć sytuację jak z Becketta (lekko przyprawionego Czechowem) i wygłosić kilka teorii na temat kondycji człowieka.

Beckettowskie jest więc miejsce, z którego nie ma wyjścia, i pewna abstrakcyjność sytuacji. Echa czechowowskich marzeń o wyjeździe do Moskwy odzywają się w słowach Prodana (Maciej Jackowski), byłego kolejarza, który wciąż układa trasę wyjazdu - przez Pragę, Warszawę, Moskwę, Vancouver - dookoła świata. Pozostali bohaterowie to Meto (Jerzy Światłoń), ponury drab, ponoć muzyk i filozof z wykształcenia, niewahający się przed morderstwem, Ljubka (Kornelia Trawkowska), dziewczyna o dziecinnej buzi, doświadczona przez miłość, i Doko (Grzegorz Mielczarek), opiekun zwierząt, płaczący wciąż za niedźwiedzicą, która zdechła z głodu. Wszyscy są nieudacznikami, którzy wypadli z życia, ale ani autor, ani reżyser nie starają się o głęboką psychologię. Postaci to raczej literackie koncepty, nie żywi ludzie - zwłaszcza że grane są dość beznamiętnie. Niczego ciekawego się o bohaterach nie dowiadujemy, istnieją oni jako raz na zawsze określone (paroma cechami) dziwaczne typy, których zadaniem jest zilustrowanie tezy autora.

Nieco ożywienia wprowadza pojawienie się Harry'ego (Marcin Kuźmiński), iluzjonisty, który wypada (w wielkiej skrzyni) z pociągu. Harry wyczarowuje zimne piwo, banknoty, a nawet wymarzony pociąg - z którego jednak mieszkańcy stacji uciekają przerażeni, bo nie ma w nim maszynisty ani innych pasażerów. Harry pokazuje swoim podopiecznym siłę iluzji i przekonuje ich, że świat nie jest (jak sądzili) stacją kolejową, ale teatrem, snem, sztuczką, wyobrażeniem. A ludzie - orkiestrą na tonącym Titanicu. Uciec ze świata można nie pociągiem, ale przedostając się w sferę ducha za pomocą magicznej skrzyni. Co też bohaterom się udaje - z wyjątkiem Doko, który być może był tym, któremu wszystko się śniło.

Cała ta filozofia wygląda dość podejrzanie, zwłaszcza że Bojczew wykłada ją dużymi literami, a Domalik traktuje ze śmiertelną powagą, przez co, paradoksalnie, spłaszcza do wymiarów efekciarskich złotych myśli na temat kondycji ludzkiej. Brakuje w tym spektaklu dystansu, lekkości, poczucia humoru - a w dramacie, mimo irytującej dobitności wykładu głównych myśli, jest go sporo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji