Artykuły

Gotowa na wszystko

- Bardzo poważnie traktuję publiczność- mówi HANKA BIELICKA.

Tuż przed swoimi 90. urodzinami, znalazła się w szpitalu (zator tętnicy, pęknięte jelito i zapalenie otrzewnej). Po 2,5-godzinnej operacji przebudziła się z narkozy. Niedawno została przeniesiona z oddziału intensywnej terapii na chirurgię. Jak powiedział lekarz dyżurny - już dowcipkuje, chociaż przeszła także kryzys psychiczny i chce być sama. Wszyscy wierzą, że szybko wróci do zdrowia i znowu będzie bawić nas humorem i dowcipem.

Bohdan Gadomski: - Słyszałem, że nigdy nie pokazuje się pani w tym samym miejscu w tej samej kreacji?

Hanka Bielicka [na zdjęciu]: - To prawda, bo bardzo poważnie traktuję publiczność, której należy się taki luksus od Hanki Bielickiej.

- W pani szafie jest aż 60 kapeluszy. Czy tylko kapelusze pani zbiera?

- Właściwie to nie zbieram kapeluszy, bo traktuję je jako element stroju, rekwizyt potrzebny na estradę. Do każdego monologu musiałam mieć nowy kapelusz.

- Nie wspomniała pani o klipsach, których też ma niesamowitą ilość?

- Mam dużą twarz, którą trzeba jakoś zmniejszać. Dlatego wkładam duże klipsy, mam ich około 40 par. Ostatnio są to perły lub sporej wielkości koła. Lubię też pierścionki, bo świetnie się czuję w takiej biżuterii.

- Skąd wzięły się te pasje?

- Moja mama pracowała kiedyś jako garderobiana u pewnej bogatej dziedziczki z ukraińskiego dworu. Do jej obowiązków należało dbanie o toalety pani dziedziczki, która miała ponad 80 szaf pełnych kapeluszy, rękawiczek, szali, parasolek itp. Chodziłam za maminą spódnicą po dworze i razem zaglądałyśmy do tych szaf. Byłam tak oczarowana tym bogactwem, tą wielką ilością garderoby, że później nic innego nie robiłam, tylko się przebierałam.

- Podobno ludzie poznając panią prywatnie są rozczarowani, bo jest pani zupełnie inną osobą: spokojną, świetnie zorganizowaną, wręcz poważną i wcale nie tak szybko mówiącą?

- Już dawno zakończyłam czynne życie towarzyskie, nie zapraszam gości i nie mam czasu na takie przyjemności. Tylko sporadycznie pokazuję się na bankietach i premierach. Ludzie nie wiedzą, jaka jestem poza estradą. Niektórzy myślą, że Hanka Bielicka to Dziunia Pietrusińska, którą można poklepać po ramieniu. Z czymś takim spotkałam się w Ameryce. Ale kiedy dowiadują się, że jestem po studiach i nawet mam dwa fakultety, bo oprócz aktorstwa ukończyłam także filologię romańską, są bardzo zaskoczeni.

- Nie posiada pani od bardzo dawna męża, nie ma dzieci. Gdzie więc znalazła pani spełnienie własnej kobiecości?

- Zdziwi się pan, ale w możliwości nieustannego przebierania się, co wypełniło mnie w przeogromnym stopniu. Już od rana myślę - co założę na siebie, jakie dodatki, gdyż wymyślam wszystko do najdrobniejszego szczegółu, po każdy detal. Nigdy nie żałowałam, że nie miałam dzieci.

- Nie lubi pani dzieci?

- Mimo że z natury jestem opiekuńcza, to nie przepadam za dziećmi.

- Stała się pani wielką samotnicą?

- Tak jestem samotnicą. Lubię samotność, spokój, ciszę swojego dużego mieszkania w centrum Warszawy.

- Starość nie jest dla pani obciążeniem psychicznym?

- Nie jest i wcale nie narzekam, że jestem już taka stara.

- W jednym z wywiadów martwiła się pani, że skoro na estradzie wszystko z siebie wygada, to na starość będzie pusta?

- A wie pan, że towarzysko jestem rzeczywiście pusta? Łapię się na tym, że prywatnie nie mam ludziom prawie nic do powiedzenia. Pójdę w odwiedziny, siadam i słucham, bardzo rzadko coś bąknę.

- Naprawdę?

- Mój repertuar to gra słów, trochę powierzchownych, ale zawsze tak dobranych, żeby ludzie dobrze się bawili, co z kolei mnie daje olbrzymią satysfakcję. Jednocześnie mam niedosyt wewnętrzny, że nie mogę publiczności powiedzieć trochę więcej o tym, co nas łączy, kto to jest Polak, co oznacza Polska, dlaczego trzymamy się razem i jednocześnie nie kochamy. Niestety, nie mam możliwości powiedzieć tego na estradzie i trochę mi żal. Jak mówią: "Urodziłeś się Dymszą i umrzesz Dymszą". Nie ma na to rady.

- Kim pani była w poprzednim wcieleniu?

- Nie wiem, ale za to wiem kim chciałabym być.

- Kim?

- Chciałabym być salamandrą.

- Salamandrą?

- Tak, żeby nic nie robić. Położyć się na słoneczku i tylko żółtymi kolorkami trochę pokusić, powdzięczyć się. Raz nóżka na prawo, raz na lewo. I już. Ha, ha...

- Nie boi się pani śmierci?

- Nie, biologicznie jestem przygotowana na wszystko, również na śmierć. Nawet pośmiertną fotografię na porcelanie sobie zrobiłam, jestem na niej uśmiechnięta, w kapeluszu, niecodzienna. Tak, tak, robię sobie przymiarkę do odejścia z tego świata i spenetrowałam swoje szafy, aby usunąć z nich to, co nie jest lub nie będzie mi potrzebne. Kiedy po mojej śmierci przyjdzie tutaj bratanica i córka chrzestna (nikogo innego z rodziny nie mam) i zajrzą do szaf, szafek, komody i komódek, umrą ze śmiechu, bo zobaczą, że np. szafka jest pełna spinek do włosów lub klipsów, broszek i takich różnych świecidełek, drobiazgów.

- Nigdy nie widziałem pani w okularach, a może nosi pani szkła kontaktowe?

- Nie, jestem dalekowidzem i okulary noszę tylko do czytania. Miałam operację na zaćmę, bo profesor powiedział: "tyle lat patrzyła pani w reflektory, że musi kiedyś zapłacić za to cenę". Starość przyjmuję ze wszystkimi dobrodziejstwami. Byłam wychowana blisko natury, mam

w sobie coś tak biologicznego, że nie boję się żadnego okresu życia człowieka. Łącznie z odejściem. Kwiat się martwi, że więdnie i usycha, ja nie, bo wiem, że tak zostaliśmy zaprogramowani i nie ma na to rady

- Jak z sercem? Czy ono wytrzymuje nieustanne podróże z jednego krańca Polski w drugi?

- Serce mam zdrowe. Żadnych zmian. Śpię bardzo dobrze, chyba jest to największy dar. Wsiadam do autobusu i za 10 minut już mogę zasnąć. Ponieważ wzrok już nie ten, nie rozwiązuję krzyżówek i nie czytam powieści. Za to zdrzemnę się trochę i później jestem świetnie zrelaksowana. W domu, po południu też lubię się zdrzemnąć na godzinkę. Po przebudzeniu napiję się ziołowej herbaty, zjem ciasteczko i już jestem gotowa do wyjścia. Wydaje mi się, że to sen tak wspaniale mnie regeneruje i trzyma.

- Zjada pani ciasteczko, czyli nie dba już o linię?

- Dbam. Nie jadam kolacji, piję tylko szklankę kwaśnego mleka i czasami zjadam łyżkę kaszy gryczanej. A poza tym, od 50 lat noszę pas gumowy, którego prawie nie zdejmuję. Guma uciska i nie pozwala zjeść więcej. Teraz są majtki gumowe, Podobno jeszcze lepsze.

- Po kim w spadku odziedziczyła pani tę imponującą żywotność i nie mniejszy optymizm?

- Po rodzicach, ale więcej po ojcu, który był niezwykle optymistycznym człowiekiem, pogodnym, chociaż nie brakowało mu kłopotów. Walczył z komunizmem, za to go w końcu zabili.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji