Artykuły

Znów pocałować tatę

"Odpoczywanie" w reż. Pawła Passiniego z Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie, gościnnie w Fabryce Sztuki w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Genialne przedstawienie Pawła Passiniego nie tylko zwraca Stanisławowi Wyspiańskiemu odebraną twarz. Ono zwraca ojca jego osieroconym dzieciom. I widzom - sierotom - także.

"Odpoczywaniu", spektaklu o losach dzieci Stanisława Wyspiańskiego, najbliżej jest do teatru Tadeusza Kantora (i nie jest to porównanie na wyrost). Nie dzięki tropom estetycznym, jak kukła Wyspiańskiego, animowana przez aktora, brak fabuły czy ingerencja reżysera w materię spektaklu - ale przez Kantorowską figurę pomnażania bytów. Te same motywy, zwielokrotnione i powtarzane, tworzą kolejne coraz bardziej ekstremalne, coraz trudniejsze do zniesienia, coraz bardziej wzruszające obrazy.

Oto dzieci Stanisława Wyspiańskiego: Helenka, Teodor, Miecio i Staś, portretowane przez ojca niezliczoną ilość razy pastelami. Dzieci wyobrażone na archiwalnych zdjęciach. Dzieci pochłonięte na scenie zabawą, grzebiące w ziemi, fikające koziołki. Niedzieci, grane przez dorosłych aktorów, do tego chłopcy przez kobiety. Starcy, o wszechwiedzy płynącej ze śmierci. Dzieci martwe od dziesięcioleci, błąkające się po omacku w zaświatach.

Gdy na scenę wchodzą prawdziwe dzieci - mali aktorzy Teatru "Śmiechotek" ze Szczawina w odświętnych strojach - ich postacie skupiają w sobie wszystkie obrazy jednocześnie. Sieroty po Wyspiańskim, sieroty po wszystkich ojcach świata zostają zwielokrotnione przez projekcje wideo na muślinowych zasłonach: dzieci czworo - dzieci ośmioro - dzieci szesnaścioro...

Widzimy psychicznie chorego Teodora o niemal przezroczystej twarzy (Barbara Songin), który wygięty w spazmatyczny łuk raz po raz wali się na glebę. Helenkę (Anna Bogdanowicz), która usypuje górkę z ziemi i z całej siły wciska w nią twarz: pył pozostawia na niej maskę śmierci. Miecia (Katarzyna Tadeusz), który z karabinem na ramieniu maszeruje w takt "Szarej piechoty", by zgnić w jakimś moskiewskim szpitalu. Stasia (Dominika Jarosz), który w pustce nie-do-zaświatów przychodzi zatańczyć i powiedzieć wierszyk. Ale układ choreograficzny jest za krótki. Więc chłopiec powtarza taniec. Ale układ wciąż jest tak samo krótki.

Reżyser dobrotliwie rozmawia ze Stasiem przez mikrofon, pozwalając mu zmagać się z tańcem. I pokazuje jednocześnie zmaganie człowieka z życiem i aktora z materią teatru.

W rewelacyjnym monologu Maciej Wyczański opowiada o zmaganiu z rolą Stanisława Wyspiańskiego. O przepaści, jaką między 27-latkiem, warszawiakiem, beztalenciem w dziedzinie sztuk plastycznych a genialnym krakusem tworzy dekada (Wyspiański zmarł w wieku 37 lat), mieszcząca zarówno mistrzostwo i syfilis artysty. I aktor mówi to, zawinąwszy głowę w koszulę. Bez twarzy.

Passini pokazuje, że Wyspiański nie ma twarzy. Bo twarz zawłaszczył tzw. naród. Skatalogował jako wizerunek wieszcza. Umieścił na PRL-owskim banknocie 10 000 zł. Więc Passini pokazuje Wyspiańskiego jako bezgłową lalkę, otuloną wodewilowymi mydlanymi bańkami. A twarz odnajduje się na wtykanych w ziemię balonikach z nadrukowanym słynnym autoportretem z 1907 r. - portretem - balonem.

Passini przywraca prawdę o artyście, każąc Wyczańskiemu grać walczące z kiłą zombie. Oraz bufona, prezentujące francuskojęzyczne juwenilia (na potrzeby spektaklu po raz pierwszy wyjęte z archiwów). Ale także - tatę, który zabiera pociechy na wystawę malarstwa i bawi się z nimi w pociąg. W końcu dzieciaki zakopują ojca w ziemi, jak w piasku. A jednocześnie widać w nich naród, sypiących poecie nowy Kopiec Kościuszki, nowy Giewont co najmniej. Śpiewający w pompatycznym uniesieniu Hejnał Mariacki.

"Odpoczywanie", któremu blisko do Kantora, nie jest jednak widowiskiem ani o śmierci, ani o pamięci. To rodzaj czuwania między ciemną wilgocią cmentarnej ziemi a zamykającą scenografię bramą niebios, którą ręka dziecka wymalowała w chmurki. To "Finnegans Wake", groteskowa biesiada przy trupie do taktu niemilknących organów Hammonda. Ale intensywność genialnego przedstawienia Pawła Passiniego sprawia, że czekanie przy zwłokach staje się równocześnie czekaniem na zwłoki. Na chwilę, w której każdy z nas dołączy do cmentarnego towarzystwa. Jak Helenka, która umiera 28 listopada 1971 r. I może nareszcie znów pocałować tatę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji