Artykuły

Obok stygnących filiżanek kawy

244. Krakowski Salon Poezji. Wiersze poetów żydowskich czytali: Kamilla Baar, Rafał Fudalej i Jerzy Grałek. Śpiewał kantor Benzion Miller. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Młodzian o czystej twarzy chłopca i jasnych, długich włosach, skręconych niczym bokobrody chasydów, mówi: "Spotkanie snu i tęsknoty/ Całuje ciemny błękit". Słowa są stare. Nawet jeśli żydowski poeta Szlomo Abaju ułożył je wczoraj, zeszłej zimy, albo pięć wiosen temu - stare są, bardzo. Rafał Fudalej mówi głosem skulonym. Intonacja? Niespiesznie wędruje po widmowym okręgu leżącym na równinie. To forma nieskończoności. Figura czasu kolistego.

"Spotkanie snu i tęsknoty/ Całuje ciemny błękit". W powietrzu zawisa coś niby pluszowy obłok ulepione z nostalgii, widm i szarego ogromu wysoko nad miastem. Tak się zaczął ostatni przed wakacjami Salon Poezji. W foyer Teatru Słowackiego stało się tak, jak na krakowskim Kazimierzu, na Festiwalu Kultury Żydowskiej rok w rok dzieje się przez jeden lipcowy tydzień.

Na Kupa, na Miodowej, na Szerokiej, w synagogach czynnych i nieczynnych, wszędzie - plusz niewidzialny, lecz wyczuwalny, plusz stary, co łagodzi papuzie dni, spowalnia czas i pozwala pamięć wyłuskać spod łupin krótkotrwałych banałów, choć przecież nie do końca jest to nasza pamięć. Ludzie chodzą ostrożniej, delikatniej patrzą na czarne chałaty, co są jak widma z odległych epok, na dłużej przystają, by posłuchać klezmerów wyśpiewujących przeszłość. Przez tydzień godziny wędrują po okręgu. Dzień w dzień powtarza się smak nostalgii, profile starych duchów, wspomnienie ciemnego błękitu nad dalekim miastem. To wszystko nie jest uchwytne. To dzieje się w sferze muśnięć. Tu raczej nie ma się wiele do powiedzenia. Trzeba być. Tylko tyle. Trzeba być cicho.

Tydzień powtarzających się dni na Kazimierzu - i godzina powtarzających się wierszy na Salonie Poezji. Rafał Fudalej o czystej twarzy chłopca i głosie skulonym. Wciąż dyskretnie uśmiechająca się do czytanych słów Kamilla Baar. Jerzy Grałek wreszcie, pan z głazem w gardle i obliczem jak porżnięte hebrajskim alfabetem macewy na zarastających trawami żydowskich cmentarzyskach Krakowa. Oni i wiersze poetów, co powtarzają wciąż to samo - stare echo. Mantra upartych powrotów. Smakowanie niegdysiejszej utraty.

"Akwarele" Szlomo Abaju. "Ucieczka z Egiptu" Arona Szabtaja. "Spotanie z ojcem" Jehuda Amichaja. Tuvia Ruebner i "Tam". Znów Jehuda Amichaj i "Emigracja moich rodziców". Jeszcze "Ciężka godzina" Itamara Jaoz-Kesta, "Maabara" Pereca Banaja i "Mapa" Awnera Treinina. Jeszcze "Błądząca kobieta" Mosze Ben-Szaula. Jeszcze "Późny Adar" Abrahama Szlonskiego. Jeszcze "Rabbi Mosze Lejb wyjeżdża do ziemi Izraela pełnej kwiatów" i Jonatana Ratosza "Wędrówka". Jeszcze "Zbyt wiele" Jehudy Amichaja i ta fraza, co ją każdy z wymienionych mógł ułożyć: "Zbyt wiele dni do wspominania i za mało/ pamięci. /.../". Tak, już same tytuły wystarczą, by usłyszeć litanię. I wreszcie Chaima Guriego strofy, które Grałek przeczytał z chłodem doskonałym...

"Wydaje mi się, że strzegę murów miasta,/ które dawno temu umarło./.../ Chodzę pomiędzy rzeczami, które porzucił czas./ Dziś mówi się "over"./ A one żyją bez czasu, który stopniowo rozpada się w zegarach.// Wracają do mnie, wracają, ażeby istnieć powolniej,/ ciszej. Obok popielniczek. Obok stygnących filiżanek kawy.// Chodzę długo, rozrzutnie, i rozrzutnie zgaduję,/ i cieszę się dobrodziejstwem wątpienia.// Ale strzegę ciągle ścian miasta, które dawno temu umarło."

Przypomina się, nie może się nie przypomnieć Zbigniew Herbert: "i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden/ on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania/ on będzie Miasto". W niedzielę o poranku każdy wiersz był, czym od początku jest, chce być. On jest, on chce być Miasto, tamto Miasto dalekie, gdzie "Spotkanie snu i tęsknoty/ Całuje ciemny błękit"... Dalekie? Rzeczywiście dalekie i tylko jedno?

W nocy przed żydowskim Salonem Irek Grin - pisarz kryminałów i wydawca, w którego żyłach krążą smugi Narodu Wybranego - w ogródku knajpy "Mleczarnia" nalewając nam gorzałę imieninową, po długiej ciszy rzekł: "Gdy piję w Krakowie - coraz częściej, coraz intensywniej czuję, że piję siedząc pół metra nad starymi kośćmi w ziemi". To wszystko. Nie potrafię inaczej odpowiedzieć na ostatnie pytanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji