Artykuły

Oni odchodzą

"Zatrudnimy starego klauna" w reż. Justyny Celedy w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Dorota Kryszkowska w Teatrze.

W Łodzi jeszcze nie ma czterogwiazdkowych hoteli. W sobotni wieczór, zimny i deszczowy, pustoszeje Piotrkowska. Zamknięte są sklepy z używanąodzieżą. Totalna wyprzedaż z powodu likwidacji. Melancholia. Smutek. Za to parę przecznic od placu Wolności tętni życiem Manufaktura. Centrum handlowe z artystycznymi ambicjami. Moloch, miasto w mieście, maszyna. Najmodniejsze marki odzieżowe, hamburger i cola. Tłumy.

Gdzieś pomiędzy stoi Teatr Powszechny. Centrum Współczesnej Komedii - jak widnieje na znaczku. Dziś premiera "Zatrudnimy starego klauna". Przed teatrem zatrzymują się samochody. Wysiadają zaproszeni goście. Szale, płaszcze, kwiaty. Siódma wieczór. Zanim się zacznie na dobre - mały skandal. Kilkadziesiąt osób nie ma gdzie usiąść. A miało być tak kameralnie. Zrezygnowano z tradycyjnej widowni. Aktorzy i widzowie połączeni na scenie w jedno. Drastyczne ograniczenie miejsc. Obsługa techniczna postanawia, że nie będzie przepraszać, bo wina leży po stronie gości, którzy nie raczyli potwierdzić swojego przybycia. Wreszcie, po konsultacjach z reżyserką Justyną Celedą, udaje się przynieść dodatkowe krzesła i usadzić najbardziej oburzonych. Wielu osobom nie pozostaje nic innego, jak w milczeniu i na stojąco obejrzeć spektakl. A przybyli tu, aby świętować z Michałem Szewczykiem, aktorem Teatru Powszechnego, jego jubileusz pięćdziesięciolecia pracy artystycznej. Spektakl się zaczyna.

Sztukę "Zatrudnimy starego klauna" napisał rumuński pisarz Matei Vişniec, od lat osiemdziesiątych przebywający na emigracji w Paryżu. To portret trzech mężczyzn w podeszłym wieku, z zawodu klaunów, którzy odpowiedzieli na anons w gazecie. Teraz spotykają się przypadkowo przed drzwiami, za którymi ma się odbyć przesłuchanie.

Klaun, błazen, kuglarz, aktor - to postacie często pojawiające się u wielkich reżyserów kina, takich jak Chaplin, Bergman czy Fellini. Grzegorz Królikiewicz w swoich szkicach o Fellinim pisał o klaunach, że występując pomiędzy numerami mrożącymi krew w żyłach, rozładowują napięcie. Przyjmują niewdzięczną rolę naszego krzywego zwierciadła, ludzkiej karykatury. A widownia przenosi na nich własne lęki i frustracje. Ile jest w klaunie z aktora?

Tymczasem cyrk odjechał. Namiot zwinięty. Nie ma orkiestry w liberii ani dzikich zwierząt. Został stary klaun. Najbardziej żałosna, pozbawiona miejsca w programie, postać. Zostało wspomnienie. Notka w gazecie, stary gag. Zużyty i nieśmieszny. Bolesne istnienie wbrew wszystkim. Wbrew starości. Za drzwiami ma się odbyć przesłuchanie. Było ogłoszenie w gazecie: "Zatrudnimy starego klauna". Kto się stawił? Kogo jeszcze nie ma? Pierwszy jest Filippo, tuż za nim Nicollo, ostatni będzie Peppino. Trzech mężczyzn w podeszłym wieku. Spotkanie trzech starych klaunów, znających się od lat, na tym samym korytarzu. Wiecznie taszczą te same ogromne walizy, oklejone znaczkami z całego świata. Ubrani w eleganckie, choć znoszone stroje, czarne spodnie na szelkach, buty z wypukłymi nosami, białe koszule (w mankietach spinki). Twarze pokryte pudrem, a w ruchach cień dawnej sprawności.

Ile jest w klaunie z aktora? Zawód, który wymaga ekshibicjonizmu, w którym bez dozy samouwielbienia nie dałoby się przeżyć. Trzeba się podobać. Mimo zmęczenia wciąż przeć do przodu. Liczą się tylko nowe gagi, niespodzianki. To nieustanna walka ze sobą. Trzeba zdobyć publiczność. Przeciągnąć ją na własną stronę. Inaczej los odstawi nas na boczny tor. A tam pozostaje tylko wzdychać za dawnym powodzeniem. Dusić w sobie nienawiść i krytycznym okiem obserwować innych. Przed drzwiami przesłuchania spotykają się właśnie ci odsunięci na dalszy plan. Ci, dla których już w cyrku miejsca nie ma. Tam potrzebna jest świeża krew.

Przesłuchanie wciąż się opóźnia. Przestaje być istotne, kto zamieścił w gazecie ogłoszenie. Czy to kpina, czy sprawa serio. Ważne, że pod wpływem anonsu zapomniani artyści wracają do życia. Stają się swą małą publicznością, zapełniają pustkę. Zaczynają się prężyć, prezentować swe stare sztuczki - gra na powrót się toczy. Jest spięcie, wybucha kłótnia. Który z nich miał w cyrku większe powodzenie? Czyje gagi kochała publika?

Znana historia. Znana i smutna. Dziwna nerwowość opanowuje trzech klaunów. Rozpala ich niespodziewana rywalizacja. Ich gagi są żałosne, wykonane na ostatnim oddechu. Żyją swoją wielką przeszłością. Są okrutni wobec konkurentów i bezkrytyczni wobec siebie. Ciężko dyszą, wkładają w pokaz całych siebie. To ich ostatni wielki pokaz. Oni zaraz umrą - przemyka przez głowę. Tymczasem publiczność dobrze się bawi. Klaszcze i śmieje się. Choć wcale do śmiechu nie jest. "Dziś już nikt nie wie, co to jest prawdziwe zawodowstwo" - mówi w pewnej chwili Nicollo. Widzowie kiwają głowami. W końcu mówi to aktor z pięćdziesięcioletnim stażem. Specjalnie staje na podwyższeniu i dobitnie wypowiadato zdanie. Oto kwintesencja dramatu. Ale tragizm nie może przytłoczyć widzów. Dalej akcja przędzie się lekko i strawnie.

Ogromny smutek bije z tej sceny - żal i gorycz starego aktora. Ta rola to zmarnowana szansa Michała Szewczyka. Mogła stać się jego wyznaniem i rachunkiem sumienia. Bilansem zysków i strat. Tymczasem wymiar tragiczny postaci Nicolla rozmywa się i traci swoją ostrość w komediowym sztafażu. Ginie w gagu. Samokontrola nie pozwala pójść o jeden krok dalej, nie pozwala pójść aż do końca. Aktorzy spełniają oczekiwania publiczności. Bawią. A może sami boją się spojrzeć w głąb siebie? Nicollo zdejmuje ubranie, by zademonstrować nieudolną pantomimę.

A gdyby tak, nie rozbierając się, stać się nagim i przejrzystym jak łza? Cóż pozostało? Paść na kolana i bić się w piersi. Zakrzyknąć: "Nie wiem! Jestem bezradny, jestem niewolnikiem, jestem uwikłany!". Ale na to brak odwagi. Aktor musi wiedzieć. Nie może wątpić. Zawsze dystansem do swojej roli. Jest tylko rzemieślnikiem, panującym nad warsztatem. Nie da się porwać chwili i wzruszeniu. Jest wielki i kontroluje sytuację.

I wzrusza mnie to, czego ukryć się nie da. Drżenie kolan przy zdejmowaniu spodni. Pot płynący po pudrze na twarzy. Zapach ciała starego i umęczonego. Tego nie zapomnę.

***

Dorota Kryszkowska - studentka Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji