Artykuły

Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej. Odsłona piąta

O Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Po jednodniowej przerwie teatr Compagnie Drift znów powrócił na deski BCK. Tym razem ze spektaklem "machine a sons - sounds machine" ("maszyna dźwięków"). Wspólnym mianownikiem obu przedstawień, oprócz twórców, okazało się absurdalne poczucie humoru. Poza tym dwa spektakle, które obejrzała publiczność Konferencji Tańca Współczesnego, więcej dzieli niż łączy.

"machine a sons" z tradycyjnie rozumianym teatrem tańca niewiele ma wspólnego. To raczej performance z elementami instalacji, teatru ruchu oraz teatru muzycznego. Zastawiona biurkami, stolikami i krzesłami scena już na samym początku nie pozwala widzowi oczekiwać rozbudowanych układów choreograficznych, ale to, co otrzymuje w zamian, zupełnie zbija go z pantałyku. Artyści fundują mu zaskakujący pokaz pełen absurdalnych sytuacji, surrealistyczno-dadaistycznego humoru i szalonych eksperymentów.

Właśnie naukowe eksperymenty trójki tancerzy: Beatrice Jaccard, Massimo Bertinelli i François Gendre wyznaczają oś fabularną przedstawienia, choć fabuła to chyba za duże słowo dla sekwencji obrazów prezentowanych przez Compagnie Drift. Ta trójka szalonych naukowców przypomina takie postaci, jak doktorzy Caligari czy Frankenstein, tyle, że ich głównym celem jest wydobywanie dźwięków z wszystkiego, co stanie im na drodze, nawet z ciała koleżanki. Obserwujemy badania nad kwiatem doniczkowym, który niespodziewanie okazuje się schronieniem dla pary kochanków, śledzimy "przesłuchiwanie" napoju musującego czy też ludzkiego stawu kolanowego. Instrumentem muzycznym staje się nawet zwykła zapalniczka. Dzięki ekranowi umieszczonemu z tyłu sceny możemy dokładnie widzieć eksperymenty przeprowadzane na pomidorach, ogórkach i orzeszkach ziemnych. Na tymże ekranie pojawiają się także wspomniani kochankowie z doniczki czy mężczyzna piłujący deskę, na krańcu której siedzi.

Eksperymenty przerywane są popisami wokalnymi tancerzy z towarzyszeniem niewidzialnych instrumentów, których wirtuozami są Massimo Bertinelli i François Gendre. Beatrice Jaccard jest główną prowodyrką i wykonawczynią popisów choreograficznych również niepozbawionych elementów groteskowych. Działania te potęgują odczucie absurdalności sytuacji, ale także absurdu egzystencji ludzkiej. Kiedy tancerze serwują widzom kolejną nonsensowną sytuację, jesteśmy przekonani, że nic więcej już wymyślić nie mogą. Ale nasze przekonanie trwa zaledwie chwilę - do momentu, w którym okazuje się, że jednak mogą, a co ważniejsze, czynią to z coraz większą ochotą i premedytacją, jak gdyby sprawdzali, ile jeszcze wytrzymamy, zanim sami zaczniemy "przesłuchiwać" na przykład fotele teatralne.

W "machine a sons" wszystko doprowadzone jest do tak wielkiego absurdu, że widz nie może być pewny już niczego. Może poza jednym - że kiedy wyjdzie z sali teatralnej nigdy już nie będzie tym samym człowiekiem, który wszedł tam przed godziną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji