Artykuły

Dantejskie sceny w Pałacu Papieży w Awinionie

Tryptyk Romeo Casstellucciego według "Boskiej komedii" Dantego i "Tragedie rzymskie" Ivo van Hove to dwa arcydzieła 62. edycji festiwalu w Awinionie. Oba z pewnością wyznaczą europejski nurt teatralny w najbliższym sezonie - pisze Piotr Gruszczyński w Gazecie Wyborczej.

"Inferno", czyli piekło, ulokowało się na dziedzińcu Pałacu Papieży. Nieprzypadkowo, bowiem Klemens V wylądował u Dantego właśnie w piekle. To historyczne zakotwiczenie jest jednak tylko pretekstem do rozwinięcia niesamowitej wizji. "Nazywam się Romeo Casstellucci" - mówi reżyser, wchodząc na pustą scenę. To nie tylko kreacyjny gest artysty, ale konieczność uwierzytelnienia tego, co za chwilę nastąpi. Na scenie pojawiają się rozszalałe, ujadające psy. Upięte ciężkimi łańcuchami rzucają się w stronę człowieka. A potem trzy kolejne psy już bez uwięzi szarpią Casstellucciego. Choć jesteśmy w teatrze, a psy są szkolone, widok jest porażający. To jest piekło.

Scena powoli zapełnia się ludźmi. 99 osób w pastelowych kolorach sprawuje w piekle zwykłe ludzkie misterium umierania. W wielkim sześcianie z półprzejrzystych luster bawią się kilkuletnie dzieci. Nie widzą wielkiej czarnej meduzy, a może pająka, który pełza po bocznej ścianie pałacu. Ludzie duszą się wzajemnie, podrzynają sobie gardła. Wielopoziomowa kostnica zapełnia się ciałami. Umieranie jest piekielnym zadaniem.

Kto myślał, że w piekielnym widowisku Casstellucci wystrzelał całą amunicję, odkryje nowy arsenał w "Purgatorio". W czyśćcu Dante nakazuje ponownie przeżywać życiowe traumy. Przeżywamy więc (bo oglądanie jest tu nietrafnym słowem) historię kilkuletniego chłopca, który był molestowany seksualnie przez ojca. Oto ojciec wraca z delegacji. Elegancki, nienaganny, nieco rozdrażniony. Matka oświadcza mu, że przestała go kochać. Ojciec i syn zostają sami. Tata w kowbojskim kapeluszu proponuje, żeby znowu zabawili się w kowbojów. Wychodzą. W chwili kiedy ojciec bierze chłopczyka za rękę, napisy nad sceną, które jak w niemym kinie zapowiadały przebieg zdarzeń, przerywa plansza ze słowem "TERAZ". Na scenie jest pusto. Z sypialni chłopca dobiegają odgłosy gwałtu. Trwa to kilka minut. Ojciec wraca na scenę w masce starca, zakrwawiony chłopiec siada mu na kolanach i przytula się. Po tej scenie rozpoczyna się ciąg onirycznych wizji, w których chłopiec ogląda przez zamglone okrągłe okno wielkie kwiaty.

W "Paradiso", czyli raju, możemy być tylko trzy minuty. Przez okrągłe okna patrzymy na zalaną wodą nawę pustego kościoła Celestynów. W srebrzystej wodzie stoi fortepian, leje się na niego powolny strumień wody. Przed oknem co chwila przelatuje groźna czarna płachta, jak gdyby śmierć próbowała dosięgnąć nas swoją chorągwią.

Perfekcyjne obrazy są prawie całkowicie pozbawione pretensjonalności, która towarzyszyła wcześniejszym pracom Casstellucciego. Powtarza za Dantem "w środku ciemnego znalazłem się lasu". A to jest dla artysty najlepsze położenie.

Świat - korporacja

Złożone z tekstów Szekspira "Tragedie rzymskie" wyreżyserował Ivo van Hove. Kolejność: "Koriolan", "Juliusz Cezar", "Antoniusz i Kleopatra", jest inna niż chronologia powstawania dramatów, ale zgodna z porządkiem dziejów. Spektakl trwa sześć godzin w rozległej przestrzeni hotelowego lobby albo centrum kongresowego. Poniżej ekranu, na którym transmitowana jest większość spektaklu, jeszcze jeden ekran z czerwonymi diodami, po którym przepływają przypisy historyczne albo informacje o tym, za ile minut nastąpi śmierć któregoś z protagonistów lub rozpocznie się wojna. Przypomina to biznesowe telewizje, gdzie na ekranie roi się od danych.

Głos z offu, rodzaj inspicjenta albo reżysera, powiadamia o przerwach na zmiany dekoracji i odlicza co do sekundy czas ich trwania. Zachęca widzów do korzystania z barów po bokach sceny, siadania w dekoracjach oraz korzystania z internetu przy komputerach ustawionych w głębi. Proponuje odbiór spektaklu przypominający kontakt z telewizją, rozproszony i nieintensywny. Do czasu.

Jesteśmy wśród menedżerów, czyli władców, którzy żyją w nieprzerwanej świadomości kamer. Zaczyna się od wojny, która ma swój dźwiękowo-wizualny znak, podobnie jak śmierć: to kasza na ekranach wszystkich telewizorów, chwilowe zaburzenie komunikacji. Korporacja świat jest cyniczna i bezlitosna. Co chwila rozlega się narastający łomot, kamera pokazuje stopklatkę ciała wyprężonego w ostatniej konwulsji, a na diodowym wyświetlaczu pojawia się nazwisko zmarłego i daty życia. Historia jako fabryka bohaterskich nekrologów.

Zdyscyplinowane działanie telewizji zakłóca dopiero Marek Antoniusz po śmierci Juliusza Cezara. Wychodzi z przygotowanego kadru, zabiera mikrofon, staje wśród publiczności. Jest odważny i sugestywny, przemawia tuż po przekonanym o swej racji Brutusie. Od razu zaczynamy go kochać, choć trudno uwierzyć, że nie jest to inna, może nawet bardziej cyniczna, bo udająca humanitarną, odmiana manipulacji.

My, widzowie, korzystamy z naszych obywatelskich swobód: toaleta, bar, możliwość zasiadania na scenie w centrum wydarzeń, a nawet wysłania maila, który pojawi się na diodowym wyświetlaczu. Demokracja (po części to ona właśnie jest bohaterką) święci swoje spokojne triumfy. Kochamy Marka Antoniusza za opór wobec korporacji. Reżyser jest przebiegły. Już wszyscy siedzimy w jego pułapce.

Ostatnia część przynosi nagłą odmianę rzeczowej tonacji. Zakochani w sobie Antoniusz i Kleopatra to władcy dekadenccy, zajęci własnym uczuciem. Wreszcie do hotelowego lobby wlewa się życie pełne intymnych emocji. Szekspir nabiera wiatru w żagle z całą poetycką komplikacją swego języka. Samobójstwo Kleopatry, której służące przynoszą żywego węża w plastikowym pudełku, nie ma w sobie nic z melodramatycznej pozy. Jest triumfem życia, nieposłuszeństwa wobec korporacji.

Kiedy spektakl się kończy, na ekranie pojawia się długa lista pytań. Jest i takie: czy polityk może być irracjonalny? "Tragedie rzymskie" dają klarowną odpowiedź: może. Może stać się ludzki. Tyle że przegra.

Przedstawienie van Hove'a zajmuje się władzą i manipulacją, która jest duszą polityki. Patrząc na upadek kolejnych bohaterów, ich szlachetność albo podłość, z pozycji publiczności telewizyjnej - jesteśmy częścią systemu i wzorowo wypełniamy naszą rolę. A to jest naprawdę okropne. Ratuje nas tylko długa owacja na stojąco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji