Artykuły

Oda do młodości

"Słodki ptak młodości" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Monika Żółkoś w Teatrze.

Dramaturgia Tennessee Williamsa nieznośnie się zestarzała. Nie służy jej oderwanie od sytuacji kulturowej, z której wyrosła - Ameryki lat pięćdziesiątych, z charakterystyczną dla tego okresu pruderią obyczajową i konserwatywnym modelem życia. Pierwotny kontekst dobrze tłumaczył i uwiarygodniał "bebechowatość" tej dramaturgii, inspiracje psychoanalityczne, wydobywanie pożądań i niskich instynktów ukrytych za fasadą społecznego porządku. Już sam sposób mówienia bohaterów brzmi dziś sztucznie, jak spowiedź popędów na freudowskiej kozetce. W sztukach Williamsa dominuje język emocjonalnego obnażenia, rozmyślnie nurzający się w tym, co brudne i wstydliwie ukryte. Jego dzisiejsza anachroniczność bierze się z przekonania, że życie wewnętrzne można w pełni ujęzykowić, a podświadomość nie stawia słowom żadnego oporu. Mam wrażenie, że dramaturgiczny kryzys języka, który oczywiście przyszedł po dziełach Tennessee Williamsa, jest tak trwale wpisany we wrażliwość współczesnych odbiorców, że twórczość amerykańskiego pisarza niejednego będzie razić naiwną elastycznością słowa.

A jednak "Słodki ptak młodości" Grzegorza Wiśniewskiego to dobry, sprawnie wyreżyserowany spektakl. Jak to możliwe? Otóż wydaje się, że twórcy inscenizacji wykonali swoją pracę ze świadomością, że wzięli na warsztat utwór, który trąci myszką - i że trzeba go odzyskać dla współczesności, okroić, pozwolić mocnym akcentom wybrzmieć w nowych miejscach.

Dramat Williamsa biegnie dwoma splatającymi się nurtami. Jeden z nich to opowieść o mieście rządzonym przez prawicowego polityka Bossa Finleya (w spektaklu wcielił się w tę rolę Krzysztof Matuszewski), który przy pomocy sprawnie maskowanych kłamstw kreuje się na troskliwego i kompetentnego działacza, oddanego wszystkim obywatelom. Drugi wątek dotyczy tytułowej młodości i wprowadzony zostaje dzięki wyraziście zarysowanej parze postaci. Dobiegający trzydziestki Chance Wayne, który wyjechał z miasteczka gnany pragnieniem zrobienia kariery aktorskiej, a obecnie pracuje jako chłopiec do towarzystwa, oraz Alexandra del Lago, aktorka po trzydziestce, żyjąca wspomnieniami niegdysiejszej świetności, rekompensująca sobie marną teraźniejszość alkoholem, narkotykami i seksem z atrakcyjnymi młodzieńcami. Wiśniewski wycisza pierwszy wątek, choć i tak obraz politycznego pozera wydaje się mocno banalny - prawdziwy, ale podszyty oczywistościami. Jego kulminacją jest scena publicznej przemowy, w której otoczony rodziną Boss kreuje się na wcielenie wszelkich cnót. W granej przez Matuszewskiego postaci jest dużo ohydnej, cynicznej słodyczy. Nie unosi się gniewem, jest stonowany, ale i tak z udanym spokojem daje odczuć synowi Tomowi (Michał Kowalski) oraz córce Heavenly (Emilia Komarnicka), że jego władza jest bezgraniczna, a oni w pewnym sensie stanowią jego własność. W jednej ze scen przygotowuje swoją córkę na publiczne wystąpienie, przemienia ją w skromną, niewinną dziewczynę, ubiera niczym lalkę, a ona pozostaje bezwolna, całkowicie mu podporządkowana. Jak całe miasteczko.

W spektaklu Wiśniewskiego najmocniej brzmią sekwencje skupione na tytułowej młodości. Reżyser eksponuje kumulujące się wokół niej tęsknoty i złudzenia, pozwala wybrzmieć wszystkim gorzkim akcentom. Michał Kitliński jako Chance Wayne cynicznie wykorzystuje atuty swojego wieku i atrakcyjności, wręcz upokarza Alexandrę własną młodością. Jest w tej roli rys desperacji, gotowości na wszystko. Wayne Kitlińskiego żyje bowiem naiwnymi złudzeniami; wierzy, że może stać się hollywoodzką gwiazdą - ale tak naprawdę jest u kresu swojej młodości i znajduje się o krok od straty złudzeń. Młodość wymyka się też jego ukochanej, Heavenly Finley. Kilka lat wcześniej pojechała za Wayne'em, wiedziona podobnym pragnieniem sławy i kariery, ale została zgwałcona, a po powrocie - wbrew swojej woli - poddana aborcji. Dziewczyna utraciła marzenia i młodzieńczą zdolność buntu, stać ją tylko na nieustanne rozpamiętywanie przeszłości i kabotyńskie gesty, którymi nadaremnie próbuje ośmieszyć swego ojca podczas oficjalnego przemówienia.

Bohaterowie spektaklu dzielą się na tych, którzy właśnie tracą młodość (Wayne), na tych, którzy ją stracili, ale jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy (Heavenly) i na tych, którzy doskonale wiedzą, że są od młodości odcięci na zawsze. Taka jest Alexandra del Lago Doroty Kolak. To świetna, w każdym calu przekonująca kreacja. Jej bohaterka jest całkowicie świadoma, że najlepsze dni ma już za sobą, znajduje niemal masochistyczną przyjemność we wspominaniu swej świetnej młodości i opisach dojmującej tęsknoty, jaką za nią obecnie odczuwa. Próbuje być atrakcyjna, ale kompromitują ją atrybuty dojrzałego wieku - tabletki na różne dolegliwości, maska tlenowa... Alexandra Doroty Kolak jest gorzka, cyniczna, boleśnie szczera wobec samej siebie, a jednocześnie - żałosna w próbach przytrzymania przy sobie młodości za wszelką cenę. Gotowa płacić Wayne'owi, rozebrać się publicznie, dać się sponiewierać, byle tylko wkupić się w łaski kogoś młodego i oddalić wizję samotności. W jednej ze scen schodzi do hotelowego baru, gdzie wdzięczy się do poniżających ją młodzieńców, rozbiera, gdy skandują "pokaż cycki!", wręcz skamle o cień zainteresowania. To ważna kreacja w dorobku Doroty Kolak. W wielu rolach granych na deskach Teatru Wybrzeże pokazywała niebanalną sprawność warsztatową, ale chowała się za techniką, nie budowała roli prywatnie. Zamykała się w wyrazistym, lecz rzadko przekraczanym emploi. Rolę starzejącej się aktorki buduje odważnie, intymnie, a warsztat chroni ją przed osunięciem się w sceniczny ekshibicjonizm.

Nie oszczędza swojej bohaterce upokorzeń, nie chroni jej, pokazuje jako rozpaczliwie uzależnioną od młodości. Ale pozwala jej też na błyskotliwą metamorfozę: kiedy okazuje się, że ostatni film Alexandry odniósł sukces, a jej powrót ogłoszono "wielkim", ze złamanej, podstarzałej aktorki przeobraża się w dumną, pewną swej siły kobietę. W miarę jak bohaterka Doroty Kolak nabiera mocy, Wayne Kitlińskiego traci nadzieję, że aktorka uczyni z niego gwiazdę. Gaśnie, niemal starzeje się w oczach. Młodość okazuje się pułapką, w którą wpadają niemal wszyscy bohaterowie Wiśniewskiego. W jego spektaklu młodość jest źródłem złudzeń i zakłamujących rzeczywistość marzeń, ale też wartością nadrzędną, rozpaczliwie pożądaną przez tych, którzy jej nie mają i cynicznie wykorzystywaną przez tych, którzy łudzą się, że będą ją mieć zawsze.

Monika Żółkoś - doktor Uniwersytetu Gdańskiego, laureatka Konkursu im. Andrzeja Wanata (1998). Autorka książki "Ciało mówiące. Iwona, księżniczka Burgunda Witolda Gombrowicza" (2002).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji