Artykuły

Niszowy Festiwal Dialogu Czterech Kultur

VII Festiwal Dialogu Czterech Kultur w Łodzi podsumowuje Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Tegoroczny Festiwal Dialogu Czterech Kultur (5 - 12 bm.) prezentował się w odmienionej formule. Nic z dawnych planów włączania w nurt wydarzeń tzw. szerokiej widowni. Organizatorzy są zadowoleni, że - choć inaczej prorokowano - na imprezach sale nie straszyły pustką.

Nie zmienia to jednak faktu, że program wiódł od niszy do niszy. Taki festiwal też jest potrzebny, ale ten zgubiły proporcje między wysokimi szczeblami artystycznej abstrakcji a strefą propozycji mogących trafić nie tylko do środowisk twórczych i studentów oraz przekonywać przekonanych.

Festiwal tak dalece "uciekł" z kulturalnej przestrzeni miasta, że nawet na piątkowym koncercie finałowym dla mas: "Muzyka bez kompleksów" w Manufakturze frekwencja nie dopisała. Grała Kapela ze Wsi Warszawa, mołdawski Zdob si Zdub, izraelski Hadag Nahash, ale festiwalowi, oprawionemu wcześniejszymi zdarzeniami dla mocno wysublimowanej publiczności, już tylko ona dowierzała.

Krakowscy szefowie artystyczni Agata Siwiak i Grzegorz Niziołek zadbali, by Kraków mocno zaznaczył w Łodzi swoją obecność - od przeniesienia do nas Cricoteki i wykładów krakowskich naukowców o Kantorze, przez wystawy "C.D.N." i "Master&Monster" zahaczające o krakowski Bunkier Sztuki, inscenizację "Wieczór sierot" (mocno chybioną) przygotowaną przez związanego z Krakowem Michała Borczucha.

Otwierając festiwal prezydent Jerzy Kropiwnicki wychwalał ideę tej imprezy wymyślonej i powołanej do życia przez nieżyjącego już Witolda Knychalskiego. Najmocniej podkreślał, jak bardzo walczył z nim, by w programie znalazła się Łódź, łódzkie instytucje kultury. Wyraźnie zrezygnował z walki, bo Łódź ledwie zaistniała, a instytucje kultury służyły głównie jako lokum.

Do jakich konkluzji miał doprowadzić po raz pierwszy przydzielony festiwalowi temat wiodący: figura ojca? Nade wszystko stał się inspiracją do wspomnień. Najbardziej przejmujące okazały się te, które w wykładzie o ojcu naziście przywołał austriacki pisarz Martin Pollack, autor "Śmierci w bunkrze".

Dla teatromanów interesujące było poznanie Deutsches Theater Berlin, który przyjechał ze sztuką Heinera Müllera "Hamlet Maszyna" dowodzącą, że Hamlet jest wieczny, wciąż "czyta się" na nowo, ale coraz ciszej brzmią jego racje. Spektakl opiera się niemal wyłącznie na słowie, więc tylko znający niemiecki mogli rozważać niuanse tekstu, innym zostały skróty wyświetlane na ekranie i gra aktorska, która niestety nie dodawała im siły wyrazu. W muzyce Czterech Kultur najdobitniej zapisało się Chicago i jazzowa Exploding Star Orchestra.

Festiwal zrealizowany za około 2,6 mln zł minął. Nie ma (jak to niegdyś bywało) długów, tym bardziej więc będzie czas, by zająć się przede wszystkim myślą o następnym.

A jest o czym dumać. Radość z tłoku w niszy to za mało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji