Był sobie Rosjanin, Polak i Niemiec
"Transfer!" przywieziony do Moskwy nabrał niejednoznacznego wydźwięku. I zasadniczą rolę odegrał w tym oczywiście nie tylko karykaturalny Stalin śpiewający "Podmoskownyje wieczera" i przygrywający na basie, a raczej niby nieznaczące i niezbyt akcentowane przez reżysera historie o radzieckich żołnierzach - o "Transferze!" Klaty w Moskwie pisze Jelena Daniowa na www.akado.com.
Na Festiwalu Nowaja Drama Stalin, Churchill i Roosevelt grali w karty, zaśpiewali "Podmoskownyje wieczera" a przy okazji przykroili Polskę.
[] Inscenizacja Klaty zdobyła już uznanie po obu stronach polsko-niemieckiej granicy. I opowiadając o niej, europejska krytyka podkreślała poruszony przez reżysera problem wzajemnych stosunków tych dwóch sąsiadujących państw.
Opowieści świadków historii jako najbardziej efektywny środek wpływania na emocje publiczności - to nie najnowsze odkrycie. Dlatego pomysł, by wpleść do spektaklu i zmusić do mówienia uczestników wydarzeń sprzed 60 lat, będąc dość oryginalnym dla teatru, nie jest odbierany jako coś rewolucyjnego.
Tonacja polskich i niemieckich historii jest taka sama i gdyby nie język, to dość trudno byłoby określić narodowość opowiadających. Wygnani z ojcowizny Polacy i Niemcy przedstawieni są w spektaklu jako wspólnota, zjednoczona wspólnym bólem. Antagoniści - mocarze tego świata - to komiczna trójca liderów państw-zwycięzców, zasiadająca nad sceną i rozporządzająca losami żałosnych ludzików tam na dole.
Przeciwstawienie jest jasne i oczywiste. Błaznujący aktorzy i żywi ludzie, anegdoty i prawdziwe tragedie, absurdalna polityka i bezwzględna logika realnego życia.
Polacy intensywnie przeżywający historyczną niesprawiedliwość i Niemcy ze swoim kompleksem winy oczywiście nie mogli zobaczyć w tym wzruszającym spektaklu żadnych sprzeczności.
Jednak "Transfer!" przywieziony do Moskwy nabrał niejednoznacznego wydźwięku. I zasadniczą rolę odegrał w tym oczywiście nie tylko karykaturalny Stalin śpiewający "Podmoskownyje wieczera" i przygrywający na basie, a raczej niby nieznaczące i niezbyt akcentowane przez reżysera historie o radzieckich żołnierzach. "Radzieccy" w kontekście spektaklu okazali się wybitnie nie "nasi". I widzowie gotowi zareagować współczuciem na straszne przeżycia z młodości i dzieciństwa opowiadane przez przyjemnych starszych ludzi, nieoczekiwanie ocknęli się po drugiej stronie barykady.