"Ślub" z Krakowa
"Ślub" Witolda Gombrowicza jest jedną z niewielu sztuk, które prowokowały mnie do podjęcia ponownych realizacji. W ciągu ostatnich kilkunastu lat wielokrotnie próbowałem zmierzyć się z jej problematyką i materią - wyznał Jerzy Jarocki przed bez mała dwudziestu laty i aż trudno uwierzyć, że jego fascynacja nie tylko nie osłabła lecz wręcz przeciwnie. Znakomity reżyser, jak to sam określa, zmierzył się ze "Ślubem" przed niespełna rokiem w krakowskim Starym Teatrze. I choć jest to realizacja najbardziej dojrzała można mieć nadzieje, że nie ostatnia.
Znawcy współczesnego dramatu są zgodni, że właśnie "Ślub" - sztuka powstała między "Iwoną, księżniczką Burgunda" (1938 r.) a "Operetką" (1966 r.) jest najdoskonalszym dziełem dramaturgicznym Gombrowicza. Jego konstrukcja i poziom filozoficzno-egzystencjalnych rozważań porównywane są chętnie do Szekspirowskiego "Hamleta". Ale Gombrowicz gra jeszcze głębiej - wprowadza akcję w grę świadomości z podświadomością. Cała akcja rozgrywa się w czasie snu, zmyślenia Henryka. Tylko on jest realnością, w kwestii pozostałych osób czy rekwizytów nie da się powiedzieć nic konkretnego.
Jarocki wyczytał to bardzo dokładnie w tekście. Dlatego zaczyna od odsłonięcia czarnej kurtyny, za którą jest... czerń. To jakby nic nie zmienia w scenerii spektaklu, to rzecz możliwa tylko we śnie - wpadanie w kolejne jego fazy. Prof. Jan Błoński twierdzi, że świat "Ślubu" rodzi się powoli - z materializujących się językowych skojarzeń, gestów, z prywatnych obsesji i zbiorowych szałów. I dokładnie tym tropem idzie Jarocki. Jest przy tym wyjątkowo oszczędny, ascetyczny. Do minimum redukuje rekwizyty - to ledwie kilka krzeseł, szafa-podium, korona, berło. Redukuje barwę do trzech podstawowych - czerni, bieli i purpury. Ale ileż osiąga dzięki tym zabiegom znaczeń, głębi Gombrowiczowskich myśli. Jarocki znając twórczość Gombrowicza, a ten dramat w szczególności, wie, że trzeba ten skomplikowany tekst podać maksymalnie prosto, nie udziwniać (co tak chętnie czyni wielu reżyserów). Ale ma też Jerzy Jarocki doskonałych współtwórców sukcesu tego "Ślubu". Przede wszystkim Jerzego Radziwiłowicza - aktora mogącego dzięki sile swojej osobowości, sprostać roli Henryka - człowieka, w którego świadomości zmieścił się kosmos. A przecież jest jeszcze Jerzy Trela jako Ignacy, Krzysztof Globisz (Pijak), Dorota Segda (Mania). I Stanisław Radwan budujący swoją muzyką nieodzowny klimat.