Artykuły

Triumfy

Pesymiści już chcieli zapraszać na stypę, grzebiąc nasz teatr przedwcześnie. Tymczasem on sam pokazuje, że stać go, nawet w utrudnionych warunkach egzys­tencji, na wzloty. W ten najbardziej spektakularny sposób dowodzi, że jest wart, by go chronić, walczyć dla niego o takie miejsce w hierarchii potrzeb duchowych, na jakie zasługuje - z podstawą materialną, rzecz jasna.

Tradycji stało się zadość i odbyły się już XXI Warszawskie Spotkania Teatralne. Okrojone - to prawda. Zmieściły się tylko cztery wizytówki. Ale jakie! Nie zabrakło formułki, do której się przyzwyczajamy: "dzięki życzliwości i hojności naszych sponsorów...". A byli nimi Fundacja Kultury, Centrum Edukacji Teatralnej w Gdań­sku i "Forum". (Pozyskał ich organizator Instytut Teatru Narodowego). Stołeczny hotel przyjął aktorów pod swój dach na dogodnych warunkach finansowych. A właśnie o te koszty rozbija się niejeden wyjazd. Gdyby nie ta bariera, teatry mogły­by żywiej krążyć po kraju, nie tylko od święta. Chciałoby się, żeby oglądanie naj­lepszych przedstawień nie było przywilejem jednego miasta, choćby tak króle­wskiego jak Kraków.

Z jakąż wdzięcznością warszawska publiczność, która na co dzień ma pod bokiem dwadzieścia kilka teatrów, przyjmuje rzadkie odwiedziny Starego Teatru. Tym razem pokazał okrzyknięty największym zjawiskiem ubiegłego roku, obsypany wieloma nagrodami, "Ślub" Witolda Gombrowicza. To wielki triumf Jerzego Jarockiego. Przykład na to, jak pięknie owocuje wieloletnia praca w jednym zespole.

To przedstawienie przenika wzajemne wyczucie, zrozumienie, wrażliwość nie tylko na własną osobę, ale i współpartnerów. Dochodzi do rzadko spotykanej w teatrze jedności w łańcuszku: autor, reżyser, aktorzy, scenograf, kompozytor. Mo­żna powiedzieć, że Jarocki zżył się ze "Ślubem". Inscenizował już kilka razy ten dramat, którego bohaterem jest sama istota ludzkiej natury. Henryk (wspaniały Jerzy Radziwiłowicz) dokonuje niezwykłej autoanalizy włas­nej psychiki. Próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, co jest jawą, a co snem; rze­czywistością i wyobraźnią. Penetruje granice między podstawowymi opozycjami: podległością a władzą, naturalnością a sztucznością, prawdą a kłamstwem. Do­świadcza na sobie, do czego zdolny jest człowiek na drodze do samopoznania.

Mądrość tego przedstawienia idzie w parze z wielką urodą teatralną. Objawia się ona przede wszystkim w wyrafinowanych kompozycjach figuralnych, jakże wspa­niałych w ascetycznie pustej przestrzeni, w zderzaniu kolorów stonowanych i jas­krawych.

Widz rozkoszuje się prawdziwym koncertem gry aktorskiej. Każdy w tej obsa­dzie, począwszy od Króla (Jerzy Trela), Królowej (Danuta Maksymowicz), służącej Mani (Dorota Segda), aż po Damę IV (Beata Paluch) ma wyrazisty rysunek, formę, od której nie odstępuje.

Krzysztof Globisz, który rolę Pijaka zalicza do najlepszych, określił próby z Jarockim jako "generalne sprzątanie w sobie".

Największy hołd oddał jednak mistrz mistrzowi z tego samego teatru. Andrzej Wajda podczas występów Starego Teatru w Paryżu powiedział Francuzom, że spektakl Jarockiego jest krystalicznie czysty i jasny: "Gdy zobaczyłem to przedsta­wienie, ze zdumieniem uświadomiłem sobie, że zrozumiałem "Ślub" Gombrowicza, a przecież czytałem go wielokrotnie i widziałem wiele razy na scenie". Tę opinię potwierdzają widzowie.

Na warszawskiej widowni Teatru Dramatycznego były zajęte nawet wszystkie miejsca na podłodze. I długo nie milkły brawa.

Obok renomowanego szyldu Starego Teatru pojawił się nowy: Towarzystwo - Wierszalin - Teatr - prywatny! Nazwa wywodzi się od dawnej sekty religijnej w okolicach Białegostoku. Twórców Towarzystwa Piotra Tomaszuka, prezesa i Ta­deusza Słobodzianka, wiceprezesa interesuje, jak mówią, kultura pogranicza. Od­dycha nią inscenizacja "Turlajgroszek".

Najkrócej można by ją określić jako szlachetną prostotę. Jest to moralitet, w którym walczą o lepsze duch i materia, grzech i cnota, na zasadzie Brechtowskiej: że człowiek skłania się raczej ku dobru niż złu, lecz okoliczności nie pozwalają mu. Akcja jest prosta. Chłopiec sprzedany przez biednych rodziców handlarzowi (który okazuje się diabłem) - by wrócił do domu z bogactwem - ulega wielu pokusom i czeka go za to oczywiście pokuta. Historyjka jest zagrana z autentycznym przeję­ciem przez wszechstronny zespół - w surowych regułach obrzędowości. Za sce­nografię służy im tło z desek i prosty stół, który urasta do rytualnego symbolu. Główni bohaterowie występują jako drewniane świątki, które ożywają w rękach sprawnych aktorów: poważnych, żartujących, przepełnionych emocjami, śpiewają­cych z całą żarliwością. Wierzą w moc oczyszczającą swoich praktyk.

Dzięki Spotkaniom stolica mogła wreszcie zobaczyć ostatnie dzieło nieodżało­wanego Tadeusza Kantora "Dziś są moje urodziny" (pisałam o nim po premierze krakowskiej), twórcy, który stworzył własną epokę w teatrze, poruszył świat swoimi scenicznymi wizjami życia i śmierci.

A ten czwarty wybrany na tegoroczne Konfrontacje - to był Ośrodek Praktyk Teatralnych "Gardzienice", o którym napiszę osobno.

Widzowie długo będą rozmawiać o czterech ucztach, każdej w innym stylu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji