Artykuły

Salonowy sposób bycia

Koncert Jacka Kleyffa, połączony z promocją fantastycznej książki Tadeusza Nyczka "Salon Niezależnych. Dzieje pewnego kabaretu", to bez wątpienia jedno z najistotniejszych wydarzeń tegorocznego Studenckiego Festiwalu Piosenki - pisze Jerzy Armata w gazecie Wyborczej - Kraków.

Jacek Kleyff - człowiek-orkiestra, człowiek-symbol, artysta kompletny. Z zawodu architekt, z zamiłowania kabareciarz, pieśniarz, poeta, kompozytor, aktor, malarz. Był - obok Janusza Weissa i Michała Tarkowskiego - współzałożycielem słynnego kabaretu Salon Niezależnych, z jednej strony wielokrotnego laureata wielu festiwali (FAMA - 1971, 1973, 1974; Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie - 1972; Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu - Złota Szpilka w 1972), z drugiej - często dotkliwie szykanowanego przez władze, z całkowitym zakazem występów w 1976 roku włącznie.

Na początku lat osiemdziesiątych Kleyff przeniósł się ze stolicy do pewnej podlubelskiej wsi, gdzie powstał zalążek Orkiestry Na Zdrowie (ONZ), której - jako autor większości tekstów, kompozytor, pieśniarz i gitarzysta - jest wierny do dziś (w 1995 r. na Przystanku Woodstock zespół zdobył Złotego Bączka).

Przed dwoma laty Kleyff bezskutecznie starał się o mandat radnego miasta stołecznego Warszawy z listy komitetu wyborczego Gamoni i Krasnoludków. Widać, w naszym kraju czas niezależnych spod znaku Gamoni i Krasnoludków jeszcze nie nadszedł.

Teksty Kleyffa towarzyszą mi od blisko 40 lat. "Ballada o niespełnionej miłości na terenie magazynu kółka rolniczego" przypomina erotyczny aspekt PRL-u, od "Jajca holenderskiego blues" zaczęła się chyba moja fascynacja bluesem, a "Huśtawki" stały się wręcz życiowym drogowskazem:

"Jeden jest rytm, jeden rytm,

jeden jest wydech i wdech,

nasyć się równym oddechem,

nasyć się dzisiaj za trzech.

Raz tylko dany ten czas,

ani on twój ani czyj,

z czasem się wszystko ustoi,

żyj na huśtawce, żyj."

Książka Tadeusza Nyczka znakomicie dokumentuje dokonania Kleyffa i Salonu Niezależnych. Ale nie tylko, to także frapujący portret czasów, w których przyszło im tworzyć i żyć - siermiężnego PRL-u i późniejszych (dziesięć lat temu w Studiu Radiowym im. Agnieszki Osieckiej odbył się benefis Salonu). Czy te czasy aż tak bardzo się od siebie różnią? Oto fragment słynnej kleyffowskiej "Telewizji":

"Patrzy prawy obywatel,

mija dzień za dniem, godzina,

a z nim razem na kanapie

relaksuje się rodzina.

Z telewizji jego matka,

Z gazet dzieci do zrobienia,

Żona jakby wzięta z radia,

A on cały z obwieszczenia."

Ten tekst pochodzi z 1972 roku, kiedy "misja" była również nadrzędnym zadaniem publicznych środków masowego przekazu.

Imponowała mi zawsze u Kleyffa, Weissa, Tarkowskiego przenikliwość spojrzenia oraz zawarta w nazwie ich kabaretu - owa niezależność i salonowość. Oni owszem chcieli, ale nie musieli, a poza tym jeśli już za coś się brali, to zawsze miało to klasę i... odzew. Bo salonowiec to nie tylko osoba wyrobiona towarzysko, ale pewna popularna, niekiedy dość brutalna gra, w którą często pogrywali.

W pamiętnym "Źródle" Kleyff śpiewa:

"Przychodzą do mnie różni ludzie

i patrzą tak jak na raroga,

chcą mnie wyleczyć albo pognać,

dać aspirynę, bo gorączka.

Leczyć się nie chcę, uciekać nie chcę,

Zostaje tylko rozmowa jeszcze..."

Ostatnio o tym znów jakbyśmy zapomnieli. Przypomina się dawny Salonowy monolg "Bażant i kura": - Jak idzie kura na śmierć... Tak podejdzie do tej szosy. Pończochy ma takie zwałkowane, ubrana jest, wiesz, nieładnie, jesionkę taką ma... - Takie siaty. - tak stanie przy tej szosie, tak podfrunie, podbiegnie, stanie. Wróci, pójdzie.- Pierdnie... - A bażant ma, wiesz, jak leci na śmierć, to tak się wypręży i tak pazurami, tak tupie..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji