Artykuły

My czyli cialo przepadłe

- Ten spektakl nie jest "ładny". Ciało, które pojawia się za pomocą postaci na scenie to ciało złamane, chore, ciało nieistniejące. To ciało, które już nie przekracza, nie uczy się, które nie zgłębia i nie zdobywa - gdyż ono już w ogóle nie istnieje. To ciało przepadłe - mówi lubelski tancerz TOMASZ BAZAN przed premierą spektaklu "My".

Marian Milczarewski: Skąd tak krótka ale niezwykle wymowna nazwa dla twojego spektaklu..?

Tomasz Bazan: Prawdę mówiąc nie wiem. Jak wszystkie nazwy i słowa kluczowe, którymi określam swoje działania tak i to nadeszło nagle i idąc za tym przedziwnym głosem intuicji postanowiłem zaufać temu słowu i tak znalazło się "imię" dla kolejnego rozdziału w życiu.

Imię życiowego rozdziału? Wytłumacz szerzej.

- To bardzo proste. W naszym życiu każdy z nas posiada pewne okresy, które potrafi wyszczególnić, wyłonić z całego ciągu czasu, w którym żyjemy. Dla mnie moje spektakle to zawsze taki ciąg. Każdy spektakl to historia pewnego odcinka czasu mojego i ludzi, których spotykam, z którymi żyję i których kocham. Tak stało się i teraz. Ten spektakl to pewnego rodzaju miejsce. Bardzo konkretne. To swoisty dom, w którym żyjemy, spotykamy się i jesteśmy. Nagromadzenie historii, śmiechu, tragedii, beznadziei i prostego, szarego życia.

Jaki impuls pchnął cię do wygenerowania kolejnego spektaklu?

- To wszystko, co złożyło się na moją decyzję, aby wyciągnąć z szafy myśli ten spektakl na światło dzienne było bardzo proste. Niedawno wyjechałem w swoje rodzinne strony, w których nie byłem od dłuższego czasu. Zmęczony, umordowany jak to się mówi, niemal w sensie dosłownym pracą, obowiązkami, spektaklami wybrałem się pewnego dnia na przechadzkę po łące na której w dzieciństwie leżałem i oglądałem niebo. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że łąka nie istnieje, a zamiast niej rozciąga się ogromne, zaorane po horyzont pole. Poczułem się tak, jakby ta właśnie łąka była tym straconym czasem, do którego choćbyśmy niewiem jak się starali nie powrócimy. Czasem, o którym śnimy po nocach, do wspomnień, które były najpiękniejsze i jedyne na świecie. Do naszego domu, który już nie istnieje. Tęsknota do pewnej naiwności, kiedy rzeczy nie były tak do końca poznane, nasze życie ułożone, doskonałe i zorganizowane a przez to czasami tak martwe. To właśnie stało się kanwą spektaklu.

I co dalej się stało?

- Usiadłem na tej ziemi i wziąłem ziemie do rąk. Tak trochę to przypominało naiwny, rzewny, stary film. Jakkolwiek to brzmi poczułem się wtedy na zmianę najszczęśliwszy i najbardziej nieszczęśliwy na świecie. Dla mnie ta ziemia na tamtą chwilę była jak najcenniejszy skarb. To była przecież część mojej łąki, cząstka tego co utracone - odnaleziona. A to nieczęsto zdarza się w naszym życiu. Wtedy przyszła decyzja - spektakl.

Wróćmy do spektaklu. W jaki sposób to wydarzenie zaważyło na jego realizacji?

- Może w to trudno uwierzyć, ale to był dla mnie przełom. Gruda ziemi. Odnaleziona po latach. Przed oczami przebiegło mi tysiące obrazów. Poczułem się wtedy tak, jakbym już dawno zrobił ten spektakl. Już wtedy siedziałem sobie w nim, z moimi postaciami, z muzycznością i rytmiką. Z tą całą dziwną zgrają myśli, wspomnień, osobowości. To wszystko kroczyło w przód i w tył, łamało się, krążyło, machało rękoma. To nie żadna choreografia, to po prostu wspomnienia, życie. I tak to się potoczyło. Razem z tą ziemią wydobyliśmy się na światło dzienne.

W "Krótkim smakowaniu życia" choreografia i ruch przesycone były mistycyzmem i pewnego rodzaju celową naiwnością. W "Jiu" ciało wyróżnia się skrajnością wizerunków jakie kreujesz w demiurgicznej i brutalnej choreografii - jak widmo śmierci pokazują się w uwerturze Jasłowska i Boruń. Co zobaczymy w spektaklu "My" ?

- Na pewno nie będzie tam nic z pięknej i wymuskanej powłoki "Krótkiego smakowania życia". Nie zobaczymy za wiele z brutalnej jak to określiłeś i mistycznej choreografii "Jiu". Ten spektakl nie jest "ładny". Ciało, które pojawia się za pomocą postaci na scenie to ciało złamane, chore, ciało nieistniejące. To ciało, które już nie przekracza, nie uczy się, które nie zgłębia i nie zdobywa - gdyż ono już w ogóle nie istnieje. To ciało przepadłe, puste. Daleka reminiscencja tego co było. Podmuch dalekich wydarzeń. Rozbiegane domino, układanka, przypadek i celowość. To po prostu 'MY' - skrzywieni, niedoskonali, potykający się, bez maski.

Co masz na myśli mówiąc "ciało upadłe"?

- Ciało upadłe to dla mnie takie, za pomocą którego potrafię nakreślić uczciwie jak potrafię to co chcę wyrazić w tym moim, nowym spektaklu. To ciało bez ogródek. Nie ma dyskusji na temat warsztatu, techniki, czy układu choreograficznego. To wszystko staje się zbędne. Ciało upadłe, czyli ciało wyzwolone. Ono idzie do przodu. To jest piękne.

Znasz już ostateczny kształt spektaklu, czy trwają jeszcze próby?

- Kształtu ostatecznego nie znamy i znać nie chcemy, przynajmniej ja. Boje się tego jak niczego innego. Nie interesuje mnie ostateczny kształt i nie daj boże abym go osiągnął - a raczej naiwnie sobie pomyślał że tak jest - oznaczałoby to wtedy koniec pracy i nie widziałbym żadnego sensu aby pokazywać coś takiego na scenie. Próby owszem trwają - pewne sprawy techniczne trzeba ugruntować. Widz, zobaczy pewną całość, ułożoną, wyreżyserowaną, dopiętą (daj boże) na ostatni tak zwany guzik. Ale my znamy prawdę: to tylko cząstka, i kolejna ukaże się podczas naszego kolejnego spotkania. Nie chcę pokazywać ostatecznego kształtu. Chcę się spotkać z nami-widzami, bo nie należy zapominać, że MY również, będąc na scenie obserwujemy, patrzymy, jesteśmy.

W "Krótkim smakowaniu życia" widzimy drzwi śmierci połączone z balerinami , w "Jiu" jak straszny upiór pokazują się obozowe buty? Zdradzisz co ukaże się nam w "My"?

- Ziemia była katalizatorem wszystkiego i na niej wszystko się zakończy.

Nie rozumiem? Możesz wyjaśnić?

- Wyjaśni się na spektaklu. Sam jestem ciekaw.

Jaki skład aktorski wypełnia twój nowy spektakl?

- Przede wszystkim Kinga Boruń i Justyna Jasłowska - tworzące wraz ze mną te teatr. Bez ich pracy - nie istniałyby te spektakle. To one wykształciły naszą własną metodę ruchu i specyfikę postaci. W tym spektaklu pojawia się również zaproszona przeze mnie do współpracy Barbara Bujakowska - zdolna, świetnie wykształcona i utalentowana, niezależna tancerka z Krakowa, którą poznałem podczas pracy nad poznańskim projektem "solo projekt". Muzykę do całego przedsięwzięcia skomponował Marcin Janus - niezależny, krakowski awangardowy muzyk. Oczarowany jego wcześniejszymi dźwiękami powierzyłem mu warstwę muzyczną spektaklu.

Jeszcze krótko o muzyce. Z tego co wiem, zawsze ty sam tworzyłeś muzykę do wszystkich swoich spektakli i przykładałeś do tego wielką uwagę. Dlaczego zdecydowałeś się na to, aby tym razem zrobił to ktoś za ciebie?

- Jak już mówiłem - Marcin oczarował mnie dramaturgią swoich utworów muzyczno-dźwiękowych. Muzyczność jaką posiadają jego zestawienia dźwiękowe była bardzo bliska mojemu poczuciu muzyczności. Marcin usiadł i stworzył dla nas muzykę - w zasadzie bez wielkich ustaleń i uzgodnień. Bez wielkich słów trafił w sedno mojej grudy ziemi. Ja nie musiałem już dodawać nic od siebie.

Kiedy zobaczymy premierę spektaklu?

Przewidziana jest na 8 listopada podczas 12 Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca - dzięki dużemu zaufaniu dyrektor festiwalu Hanny Strzemieckiej, która zaprosiła nas do tej edycji i ujęła niezwykle szczerym dialogiem na temat tej prezentacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji