Artykuły

W nostalgicznym nastroju

"Nocną porą" w reż. Piotra Trzaskalskiego w Teatrze Telewizji. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

- Te ptaki brzmią tak żałośnie, wszystko brzmi jakby było pełne bólu - mówi Lili, bohaterka spektaklu "Nocną porą", który Teatr Telewizji wyemituje w najbliższy poniedziałek. Te kluczowe dla spektaklu słowa można by umieścić jako motto przedstawienia, oddają bowiem klimat wydarzeń sztuki i stan ducha wszystkich występujących tu postaci. A rola Lili to kolejna wybitna kreacja w dorobku artystycznym wielkiej aktorki Haliny Łabonarskiej. Jakże inna od wcześniejszych. Co nie powinno dziwić, wszak Halina Łabonarska w każdą graną przez siebie postać wnosi nowy, świeży powiew i używa innego rodzaju środków wyrazu. To bogactwo środków artystycznych, którymi - jak widać - swobodnie dysponuje aktorka, pozwala jej na budowanie tak zróżnicowanych psychologicznie, głębokich i pełnych wyrazu ról. Tutaj gra postać babci, która niejako ewokuje zdarzenia.

Warstwa fabularna tej współczesnej sztuki młodej angielskiej aktorki i autorki Rebeki Lenkiewicz jest dość prosta i nieskomplikowana. Rzecz dzieje się w małej, nadmorskiej angielskiej miejscowości. Oto trzy siostry, jak u Czechowa, co ma tutaj pewne przełożenie, jeśli chodzi o klimat utworu. Najstarsza Judyta (wyrazista Edyta Olszówka), średnia Róża (bardzo urodziwa Monika Buchowiec) i najmłodsza Monika, młodzieńczo ekspresywna i niecierpliwa (Katarzyna Kołeczek), oraz ich ojciec Patryk, notoryczny alkoholik (Wojciech Wysocki, przekonywająco poprowadzona rola). Na krótko, ale za to "treściwie", pojawia się w ich domu Jan, młody, przystojny aktor, który w kręconym w tejże miejscowości filmie gra postać znanego irlandzkiego pisarza noblisty Yeatsa (w tej roli modny obecnie Marcin Dorociński, gra na pewnym wyciszeniu). No i babcia Lili, wokół której wprawdzie "kręci się" fabuła, ale przyczyną sprawczą zachowań postaci jest zdarzenie sprzed 15 lat, kiedy to jej córka Esther opuściła męża i trzy córki, wyjeżdżając do Londynu. Od tamtej pory się nie odezwała.

Dlaczego wyjechała? Pewnie dlatego, że jej mąż Patryk pił. Dlaczego pił? Może dlatego, że Esther go nie kochała. Ale tego wszystkiego nie wiemy na pewno, co najwyżej możemy się tylko domyślać na podstawie jakichś strzępków wypowiedzi Patryka. Tak jak i o nim niewiele wiemy, jedynie to, że jest alkoholikiem i że córki pamiętają go z dzieciństwa jako ciągle pijanego ojca. Wiemy też, że był aktorem i to pewnie nie najgorszym, wszak na okładce jakiegoś pisma, które wrzuca do rozpalonego ogniska, chcąc pewnie zamknąć przeszłość, widnieje jego zdjęcie z podpisem: "Aktor Roku". Niejasna sytuacja postaci matki jest wprawdzie jedynym słabym punktem sztuki, ale nie ma to większego znaczenia dla rozwoju wydarzeń. Postać matki, która opuściła dom rodzinny, potrzebna jest wszak do ukazania konsekwencji tego czynu, który okazał się traumą dla wszystkich. I mimo wielu lat, jakie upłynęły od tamtego czasu, piętno owej traumy wciąż daje o sobie znać. Córki nadal tęsknią za matczyną miłością, najmłodsza nawet jej nie zna, była chyba niemowlęciem, kiedy matka opuściła dom. Głód miłości i opiekuńczości zdominował życie dziewcząt. Są w pewnym sensie niepełne, brak im odwagi w podejmowaniu decyzji życiowych. Każdy czuje się tu samotny, jakby częściowo osierocony i odarty z własnej osobowości. Dlatego pewnie piękna Róża płacze nocami, dotkliwie odczuwając samotność. Dlatego pewnie Judyta odtrąca zakochanego w niej narzeczonego, który gotów jest oddać za nią życie (w tej roli Cezary Kosiński). Dlatego też pewnie ojciec rodziny wciąż nie może uporać się sam ze sobą. Może już aż tak bardzo nie cierpi z powodu odejścia żony, jak kiedyś, ale nadal czuje się nie na swoim miejscu, niepotrzebny nikomu, i pewnie dlatego pyta, budząc się na kacu: czy jestem jeszcze wśród żywych.

Wreszcie Lili, diametralnie różniąca się od pozostałych. Halina Łabonarska nadaje Lili dodatkowy wymiar, wzbogaca swoją bohaterkę, nie odkrywając do końca jej świata wewnętrznego. Ta częściowa tajemnica postaci wzbogaca ją i uzasadnia dziwne czasem zachowania Lili. Nie wiemy tak do końca, co myśli naprawdę, co dzieje się w jej duszy, co czuje w swoim sercu. Wiemy natomiast, że ma swój własny świat wewnętrzny i jego logiką kieruje się w świecie rzeczywistym, zewnętrznym. Uważana jest więc przez rodzinę za osobę niezupełnie zrównoważoną psychicznie, za wariatkę. A skoro tak, to wszelkie zachowania Lili nikogo nie powinny dziwić, ani w tym, co mówi, ani w tym, co robi (na przykład czyszczenie butów na stole). Czy wie, że jest śmiertelnie chora na raka i że wkrótce umrze? Być może tak, być może nie. Pokazywana kamerą ze zbliżenia twarz Haliny Łabonarskiej obrazuje dramat przeżywania samotności Lili. Ją także, a może przede wszystkim, dopada głód miłości. I choć bywa chwilami zabawna, to pewnie boi się odejścia stąd w samotności, pewnie pragnęłaby, aby ktoś po jej śmieci zapłakał, zatęsknił za nią.

Uczucia i zmienność nastrojów Lili odbijają się w każdym drgnieniu twarzy Haliny Łabonarskiej, w każdym spojrzeniu aktorki, w modulacji głosu, a także w sposobie chodzenia, poruszania się. Zarówno wtedy, kiedy tańczy (przy swojej ukochanej piosence o Annie Marii, która smutną ma twarz), jak i wtedy, gdy w swojej ostatniej scenie podchodzi do lustra, zdejmuje perukę i patrzy na siebie, jakby chciała przed śmiercią zapamiętać siebie taką, jaka jest naprawdę i zajrzeć głęboko do swojej duszy, wszak przechodzi już na drugą stronę życia. Piękna, głęboka, przejmująca rola Haliny Łabonarskiej. Można by się tylko zastanawiać, czy finałowa scena, kiedy w naturalnej przestrzeni przyrody, nad rzeką, już po pogrzebie Lili widzimy bohaterów spektaklu tańczących przy piosence Seweryna Krajewskiego "Anna Maria", jest tym najwłaściwszym akcentem końcowym, a nawet epilogiem. Myślę jednak, że intencja reżysera została tu czytelnie przekazana. Ten taniec i piosenka o smutnej i samotnej Annie Marii stanowi pożegnanie Lili. I to bardzo w jej stylu.

To świetnie, czysto wyreżyserowane przez Piotra Trzaskalskiego przedstawienie, z montażem dynamizującym dramaturgię całości i wielką dbałością o stronę zdjęciową, z interesująco poprowadzonymi wszystkimi rolami z pewnością należeć będzie do najlepszych premier Teatru Telewizji w rozpoczętym sezonie.

Temida Stankiewicz-Podhorecka

"Nocną porą" Rebeki Lenkiewicz, przekł. Anna Wołek, reż. Piotr Trzaskalski, scenog. Wojciech Żogała, zdj. Piotr Śliskowski, muz. Wojciech Lemański, Teatr Telewizji, emisja 27 października 2008 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji