Artykuły

O nim bez niego

"Zazdrość" w reż. Moniki Powalisz Towarzystwa Teatrum w Warszawie gościnnie w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

"Zazdrość" Esther Vilar to opowieść trzech kobiet o sobie i o jednym mężczyźnie. Wszystkie mieszkają w tym samym apartamentowcu, ale nigdy się nie spotkały. Różni je wiek i pozycja zawodowa. Co je łączy? Mężczyzna właśnie.

Esther Vilar zbudowała sytuację teatralną z listów, jakie wymieniają między sobą kobiety kochające tego samego mężczyznę. Jego w sztuce nie ma, o nim się mówi. A mówi się o nim albo dobrze, jak to potrafią tylko zakochane kobiety, albo tylko źle, jak to czynią zwykle kobiety porzucone. Vilar pokazuje, że niezależnie od tego, w jakim kobieta jest wieku, potrafi się zakochać i zazdrościć, podobnie odczuwa porzucenie. Co je różni? Dojrzałość i mądrość życiowa. Helen - prawniczka, prawowita żona, najstarsza w tym gronie, wie, że mąż wróci skruszony, rozczarowany, bo to z nią czytał te same książki, słuchał tej samej muzyki...

Vilar w "Zazdrości" łączy elementy komediowe i farsowe z dyskretną obserwacją świata, psychiki kobiet, ale i mężczyzn. Reżyserka doskonale dobrała obsadę. Osią, wokół której toczy się akcja, jest Helen (Joanna Żółkowska). Pozostałe aktorki - Katarzyna Taracińska-Badura (Yan) i Anna Kózka (Iris) - muszą się wobec niej określić. Żółkowska daje mistrzowski popis gry aktorskiej. Reżyserka wbrew pozorom nie ułatwiła im życia, każąc czytać listy. Aby to dobrze zrobić, trzeba tekst znać na pamięć, a z tym bywało różnie. Kładę to na karb tego, że panie niezbyt często grają to przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji