Artykuły

Ale świnia z tej świnki!

"Opowieść o tym, jak Tygrysek pewnego dnia nie wrócił do domu" w reż. Piotra Seweryńskiego w Teatrze Pinokio w Łodzi. Pisze Dariusz Pawłowski w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Dziwny spektakl. Łódzki Teatr Lalki i Aktora "Pinokio" zrobił przedstawienie dla dzieci, które jest aż za bardzo dla dorosłych. W dodatku o niczym.

"Opowieść o tym, jak Tygrysek pewnego dnia nie wrócił do domu" zrealizowano na podstawie tekstu Janoscha (Niemiec urodzony, co warto przypomnieć, w Zabrzu), niezwykle popularnego autora literatury dziecięcej. Przyznam się szczerze, że niezbyt rozumiem ten fenomen, a spektakl "Pinokia" w jego zrozumieniu mi nie pomógł. Uznanie mogą budzić charakterystyczne ilustracje Janosha - które zresztą przeniosły się na udane scenografię i lalki autorstwa Elżbiety Iwony Dietrych - jednak jako opowiadacz jest on, moim zdaniem, marny.

Równie marne pod tym względem jest przedstawienie "Pinokia". Trudno tu mówić o jakiejś akcji (słowo "opowieść" w tytule to nadużycie), przygodzie lub choćby emocjonujących zdarzeniach pomiędzy bohaterami. Mamy za to - być może w sposób niezamierzony - zbudowane dwuznaczności, bez znaczenia dla dzieci, za to dorosłym niebezpiecznie się kojarzące.

Oto w leśnej chatce mieszkają Miś z Tygryskiem, którzy zajmują się spaniem, sprzątaniem i przygotowywaniem jedzonka. Dla dzieci to, że Miś i Tygrysek żyją w jednym domu jest oczywiste, jednak - wydaje mi się - jeśli wynikają z tego jeszcze bardziej bajkowe, czyli dla dzieci oczywiste, sytuacje. Podkreślanie zaś codzienności bohaterów, obawiam się, że dla maluchów jest nudne, a dla dorosłych trąci wątkami homoerotycznymi (Miś i Tygrysek mają jedno łóżko i jakąś leżankę, miś jest wyraźnie starszy, to on ma na głowie dom, ale i wychowanie Tygryska). Idąc dalej, istotą opowiadanej ze sceny anegdoty jest postępowanie podstępnej Świnki, która odciąga Tygryska od jego obowiązków w kierunku zabawy i beztroski. Tymczasem w interpretacji reżysera Piotra Seweryńskiego i aktorki Żanety Małkowskiej, Świnka jest wyraźnie rozochocona, by nie powiedzieć seksualnie pobudzona, na widok Tygryska. Dalsze wydarzenia te skojarzenia tylko powiększą. Oczywiście, skojarzenia to problem dorosłych, którzy nie są głównym adresatem przedstawienia, jednak takie ich nagromadzenie w spektaklu, który nie jest pastiszem, odbiera bajce ewentualny urok, a dzieci - mam nadzieję czytające spektakl na innej płaszczyźnie - tak naprawdę nie dostają niczego w zamian. Można odnieść wrażenie, że największym ukłonem w ich stronę jest Lew, nic niewnoszący do przedstawienia, za to goniący zbója Kieliszka (no nie, znowu! - czy kieliszek jest ulubionym przedmiotem dzieci?) i co chwila pytający maluchów, czy nie widziały uciekiniera. Udział Lwa kończy się przesłaniem, że jak ktoś jest niegrzeczny, to należy go pożreć.

Widowiska nie ratują zgrabne piosenki Tomasza Bieszczada (teksty) i Tomasza Walczaka (muzyka). Nie ratuje go fakt, że nareszcie w "Pinokiu" jest to spektakl z klasycznymi lalkami animowanymi zza parawanu. Może wszystko byłoby lepsze, gdyby ci sami ludzie wzięli w ręce po prostu lepszą historię?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji