Artykuły

Nie zabijaj (widzów)

W intencji twórców spektakl miał być zapewne niekonwencjonalnym, nieco szalonym podejściem do eutanazji, nadal kontrowersyjnego, rozpalającego dyskusje tematu - o "Klinice dobrej śmierci" w reż. Any Nowickiej w Teatrze Barakah w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Inaugurująca działalność Teatru Barakah premiera porusza, jak zapowiadały założycielki sceny przy ulicy Paulińskiej (Ana Nowicka i Monika Kufel) kontrowersyjny temat. Treść przedstawienia skupia się wokół eutanazji. Do problemu jednak nie podchodzi się "na kolanach". Przerysowana strona estetyczna, wyrazista ekspresja (i męcząca nadekspresja) aktorska oraz sam pomysł wyjściowy sytuują przedstawienie w zdecydowanie nie-poważnych rejestrach.

Umieranie jest dla ludzi. Ta myśl, doprowadzona do ostatecznych konsekwencji, przyświeca bohaterom "Kliniki dobrej śmierci". Zwolennicy eutanazji dla chorych, cierpiących ludzi bledną w porównaniu z bohaterami spektaklu. Ci bowiem chcą, by śmierć na życzenie była dostępna dla każdego. Nie cofają się też przed udostępnieniem jej tym, którzy nie są do końca zdecydowani.

Ordynatora Kliniki i dwie Automatyczne Pielęgniarki, Blond i Kruczowłosą, poznajemy w chwili, gdy mają przyjąć Starszą Panią - klientkę o numerze 5 999. Wkrótce jednak niezłomna postawa Ordynatora zacznie się zmieniać. Pod wpływem rozmowy z Dziennikarzem lekarz wprowadza rozróżnienie między eutanazją a karą śmierci, posługując się własną, pokrętną logiką. Nie przeszkadza mu to posługiwać się ofertą Kliniki jako groźbą. Stopniowo klienci i personel placówki dziwaczeją. Ci, którzy mieli poddać się zabiegowi - żyją, ci, którzy z eutanazji nie chcą skorzystać, są do tego zmuszani, a Kruczowłosa Automatyczna Pielęgniarka działa nawet po rozłączeniu jej obwodów. Wkrada się chaos i nieporządek, które już do końca przedstawienia nie opuszczają sceny.

Ów chaos i niepoukładanie, które odbija się w każdej z postaci (i w efekcie mocno rzutuje na całość przedstawienia), wynikają wprost z niedopracowanego tekstu dramatu. O ile do pewnego momentu wszystkie wydarzenia zdają się budować spójną całość, o tyle w finale można mieć wątpliwości, czy sam autor nie pogubił się w swoim tekście. Postaci działają wbrew swoim intencjom, ich postępowanie przynosi dziwaczne, nieprzystające efekty, a całość przestaje być czytelna, w natłoku wydarzeń ginie sens. Tekst nie wytrzymał próby sceny.

W intencji twórców spektakl miał być zapewne niekonwencjonalnym, nieco szalonym podejściem do eutanazji, nadal kontrowersyjnego, rozpalającego dyskusje tematu. Przedstawienie jednak jest pęknięte, niespójne - i w wielu miejscach po prostu niedopracowane. Początek zapowiada intrygujące widowisko. Campowa i queerowa Blond Automatyczna Pielęgniarka, zapraszająca na salę, wprowadza atmosferę nieprzyjemnej gościnności, niepewności co do statusu widza w tym przedstawieniu. W miarę upływu czasu jednak spektakl zaczyna męczyć, niekiedy nużyć, momentami razi niedoróbkami. Drobiazgi techniczne (dźwięk czy projekcje niezgrane z działaniami scenicznymi) psują budowane przez cały spektakl wrażenie osaczenia widzów, swoistej opresji, w jakiej wszyscy się znajdujemy.

Spektakl nie ma wysokich ambicji artystycznych. Pragnie raczej dostarczyć rozrywki. Wobec dość - mimo wszystko - błahej treści, uwaga widza skupia się przede wszystkim na aktorach. Niestety, nierówny poziom wykonawców jest w przedstawieniu uderzający. Nie do wytrzymania jest Ordynator Jana Mancewicza, który w miarę rozwoju spektaklu popada w coraz większą nadekspresję. Można rozumieć, że postać miała rozwijać się w stronę coraz większego szaleństwa, jednak dobór środków aktorskich jest zdecydowanie sztampowy i jednoznaczny.

Niewiele ciekawego do zaprezentowania ma też Franciszek Muła w roli Zrezygnowanego Pana. Pozbawiony atrakcyjnego rekwizytu (porusza się na segwayu) przemknąłby przez scenę pewnie w ogóle niezauważony. Bardziej interesująca jest Starsza Pani w interpretacji Małgorzaty Brożonowicz-Sienkiewicz: niby szykuje się na śmierć, ale wciąż jeszcze korzysta z ciętego języka, jej ruchy są energiczne, zdecydowane, przeczą stereotypowi, o który niekiedy ociera się tekst utworu. Dziennikarz w wykonaniu Karola Zapały (w obsadzie premierowej Piotr Jędrzejek) to przeciętny pracownik redakcji, wysłany, by wykonał kolejne zlecenie. Wbrew jego wielokrotnym deklaracjom trudno uwierzyć, by problem eutanazji rzeczywiście obchodził go osobiście. Aktor buduje dystans do przekonań swojej postaci, trudno jednak pojąć, czemu ma to służyć. Pod koniec zaś wydaje się całkiem pogubiony w wydarzeniach, jakie rozgrywają się wokół niego.

Bardziej interesująca jest Zdesperowana Samobójczyni Moniki Kufel. Ma precyzyjniej wytyczony wektor rozwoju i choć jej postać ewoluuje w niewielkim stopniu, zmiany te są wygrywane na tyle atrakcyjnie, że postać przykuwa uwagę widza i budzi jego zainteresowanie.

Gwiazdą wieczoru jest obsadzony w rolach obu Automatycznych Pielęgniarek Krzysztof Prystupa. Kruczowłosa ma twarz ściągniętą w jednym grymasie, surową, bez wyrazu, chodzi spokojnie, jakby odurzona. Jej głos jest ciemny, niemal ostentacyjnie męski, jak u "niedokończonej" drag queen. Blond natomiast (wbrew nazwie postaci aktor w tej roli nosi różową perukę) drobnymi kroczkami przemieszcza się po scenie, uśmiecha się sztucznie i piskliwym głosem pyta, kto następny w kolejce do zabiegu. Aktor na zmianę peruki i charakteru postaci ma bardzo mało czasu, tym bardziej należy zauważyć precyzję i znakomity warsztat Prystupa. To dwie najlepsze role wieczoru.

Szkoda, że otwierająca nową placówkę premiera okazała się mało zajmującym, niekiedy wręcz drażniącym wydarzeniem. Ambicje i możliwości młodego krakowskiego teatru są zdecydowanie wyższe, niż mało zabawna nieomal-komedia. Wypada poczekać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji