Artykuły

Warszawa. "Hrabina Marica" w Operetce

O zazdrości Grzegorzewskiego, węgierskiej finezji i dowcipie oraz o aktorach w teatrze muzycznym mówi filmowa reżyserka, która przygotowuje operetkę "Hrabina Marica". Premiera w piątek.

Jak to się stało, że wybitna reżyser kina psychologicznego znów przygotowuje w Warszawie operetkę?

Marta Meszaros [na zdjęciu]: Żyjemy w Europie Środkowej, w krajach o skomplikowanej historii i określonych uwarunkowaniach politycznych. I zawsze sądziłam, że reżyserzy mają tu do spełnienia szczególną misję. Muszą mówić prawdę o dziejach swego narodu, przypominać o wielu bolesnych sprawach, przestrzegać przed systemem totalitarnym, opowiadać o jego ofiarach. Ten nurt był mi rzeczywiście bliski i z tym rodzajem kina istotnie kojarzę się najbardziej. Ale przecież nie poprzestawałam na tego rodzaju filmach. Zrobiłam kilka produkcji muzycznych, które cieszyły się sporym powodzeniem nie tylko na Węgrzech. I kiedy Mazowiecka Operetka zaproponowała mi realizację kolejnej premiery, zgodziłam się natychmiast. Pamiętam, jak Jerzy Grzegorzewski powiedział mi kiedyś: "Bardzo ci zazdroszczę, że będąc kojarzona z tak poważnym reper- tuarem, robisz operetkę. Ja mogę o tym tylko pomarzyć".

W Polsce operetka wydaje się tworem anachronicznym, który został wyparty przez musical

- Absolutnie tego nie rozumiem i się z tym nie zgadzam. Zainteresowanie operetką jest wciąż w Polsce bardzo duże, o czym świadczą pełne sale widzów na spektaklach. Nie uważam, że musical jest gatunkiem szlachetniejszym od operetki. Widziałam kilka bardzo złych musicali i kilka bardzo dobrych operetek, których szlagiery śpiewało się długo po wyjściu z sali. Operetkowy teatr w Budapeszcie ma wieloletnią, wspaniałą tradycję i prowadzony jest na bardzo wysokim poziomie. Jeździ po całym świecie, niedawno odbył tournee po Chinach i Japonii. Grają w nim prawdziwe gwiazdy uwielbiane przez publiczność. Pojawiają się w nim też wspaniali aktorzy dramatyczni, którzy dodają szczególnego wymiaru tym przedstawieniom.

Brzmi to jak piękna bajka

- Tak może być naprawdę. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce w operetkach oprócz śpiewaków nie występują aktorzy dramatyczni. Przecież to oni nadają wiarygodność kreowanym postaciom. Śpiewacy mogą mieć świetny głos, ale w scenach dramatycznych wypadają często dość słabo, bo nie posiadają odpowiednich umiejętności.

Dlaczego, pani zdaniem, o operetce pisze się u nas z pogardą?

- Tu rzeczywiście w odbiorze krytyków operetka wydaje się czymś błahym, głupim, sentymentalnym. Nie rozumiem tego. Ale nieszczęściem jest to, że większość operetek Kalmana i Lehara była tłumaczona nie z węgierskiego oryginału, tylko z języka niemieckiego. Pozbawione zostały przez to swej finezji i dowcipu. W wielu przypadkach są to więc opowieści dość sentymentalne i melodramatyczne, a nie - jak chcieli autorzy - ironiczne i śmieszne. W Polsce zwykle jakiś śpiewak wchodzi na scenę i z nadmiernym patosem recytuje kwestię. Potem śpiewa partię, znów mówi dwie frazy i znowu śpiewa.

A jak będzie w pani "Hrabinie Marice"?

- Przygotowując ją i kompletując obsadę, starałam się korzystać z wzorców węgierskich. Udało mi się zaprosić do partii tytułowej obiecujące młode głosy - Dorotę Laskowiecką, Aleksandrę Chacińską, a także znakomitych aktorów. Będzie Anna Seniuk, Grażyna Szapołowska, Ewa Telega, Bohdan Łazuka i Wojciech Pokora. Wystąpi nawet światowej sławy skrzypek Vadim Brodski. Wszyscy oni stworzą pełne wdzięku postacie. Do tego dochodzą oczywiście wspaniałe melodie - naprawdę światowa klasyka. W badaniach, jakie przeprowadzono niedawno, okazało się, że we wszystkich stacjach radiowych na świecie najczęściej prezentowane są melodie Mozarta, a zaraz potem Kalmana, twórcy "Księżniczki czardasza" i właśnie "Hrabiny Maricy".

Czy może istnieć operetka objazdowa bez siedziby i stałego zespołu? A taką jest przecież nasza mazowiecka.

- To absurd, że stolica państwa Europy Środkowej, mając taką ilość sal teatralnych, nie ma miejsca na siedzibę dla operetki. Dyrektor Włodzimierz Izban prowadzi tę instytucję w jakichś ekstremalnych warunkach.

Kiedyś operetka korzystała z sali Teatru Polskiego

- To były jedyne spektakle grane w tym teatrze przy pełnej widowni. Okazało się jednak, że to najbardziej denerwowało obecną dyrekcję, więc odmówiono nam dalszej możliwości grania. Oni wolą występować dla prawie pustej sali niż wypożyczyć dużą scenę na coś, co sprzedaje się z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Ale nie dajemy się i korzystamy z gościnności Teatru Dramatycznego. A potem jedziemy w objazd. Mam nadzieję, że publiczność i tym razem nas nie zawiedzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji