Artykuły

Dramat konserwatysty

Dramat Holoubka w ostatnich latach jego życia polegał, w moim przekonaniu, na tym, że głosząc, trochę na zasadzie głosu wołającego na puszczy, kulturowy konserwatyzm, nie stworzył Holoubek ekwiwalentu w postaci dzieła teatralnego, które artystycznie byłoby na miarę wyznawanego światopoglądu - nie archaiczne czy muzealne, lecz nowe - pisze Janusz Majcherek w Teatrze.

W pierwszym odruchu chciałoby się powiedzieć, że Gustaw Holoubek był konserwatystą. Ale od razu pojawia się kłopot, bo tak nazywali go ci, którzy słowa "konserwatyzm" używają jako wyzwiska albo - w najlepszym razie - jako określenia dyskwalifikującego, przynajmniej w towarzystwie ludzi postępowych. Jeśli przyjąć, że obecnie toczy się w Polsce rewolucja teatralna (a chyba się toczy), to wypada przypomnieć, że pierwsze głośne wystąpienie hunwejbinów, napierających na Warszawę z hasłem "Transfuzja", odbyło się pod Teatrem Ateneum i było wymierzone w Holoubka, postrzeganego jako uosobienie sztuki zachowawczej czy też, mówiąc językiem rewolucyjnym, reakcyjnej. (Uderzono w człowieka ciężko już wtedy chorego, ale od hunwejbinów nikt roztropny nie oczekuje kurtuazji). Co prawda, całkiem niedawno maszerująca na czele rewolucji młoda recenzentka, która z pasją kontynuuje tradycje myślowe Melanii Kierczyńskiej, oznajmiła, że teatralna Warszawa nadal jest konserwą i - jeśli dobrze zapamiętałem użyte słowa - trzeba ją rozwalić. Zważywszy na to, że Holoubek nie żyje, należałoby wnosić, że rewolucja będzie permanentna.

To, że hunwejbini właśnie w Holoubku dostrzegli największego wroga, nawet dobrze świadczy o ich rozeznaniu w obozie przeciwników. Holoubek manifestacyjnie obstawał przy tradycji, głosił poglądy bez wątpienia konserwatywne, posuwając się niekiedy do granic prowokacji, która przejawiała się zarówno w myślach, jak i w gestach. Na znak protestu wyszedł z "Dziadów" Swinarskiego, uważając (moim zdaniem najniesłuszniej), że jego inscenizacyjne eksperymenty świadczą o kompletnym niezrozumieniu arcydramatu (chodziło o obecność prawdziwych żebraków w prologu przedstawienia). Zresztą, inscenizatorzy ("istni dyktatorzy, by nie rzec satrapowie") budzili szczególną niechęć Holoubka, uważał - nie bez racji - że wyprowadzili teatr na manowce. Pławiąc się w estetyce szoku, zburzyli tradycyjny ład sztuki scenicznej, oparty na aktorze i poezji. "Aktor - powiada Holoubek - stał się jednym z komponentów widowiska, szeregowym elementem spektaklu podporządkowanym w równie arbitralny sposób reżyserskiej koncepcji, co reflektory, kotary, barwa kostiumów, dźwięk, itd.". (Co prawda do dziś mam w oczach, jak w 1980 roku, w Teatrze Dramatycznym, w prapremierowej wersji "Pieszo" Mrożka, Holoubek, w roli wzorowanego na Witkacym Superiusza, w chłopięcym marynarskim ubranku chodzi z wdziękiem wytrenowanego akrobaty po linie. Tak sobie życzył Jerzy Jarocki, ale on chyba nie należy do inscenizatorów w rozumieniu Holoubka).

O tekście: zdaniem Holoubka, traktowany jest tyle niefrasobliwie, co pogardliwie. "Zmasakrowano Mickiewicza, Słowackiego, Szekspira, Wyspiańskiego, Moliera i paru innych tej klasy autorów, nie szczędząc nawet nestorów klasyki - tragików greckich".

Te cytaty wyjąłem z wypowiedzi pochodzących sprzed prawie trzydziestu lat, z książki "Teatr jest światem", w której z Holoubkiem dialoguje, cokolwiek pretensjonalnie, mądry skądinąd Andrzej Hausbrandt. Proces rozpadu klasycznego teatru Holoubek widział więc od dawna, jego nowsze, skrajnie nieprzychylne opinie na temat tendencji w polskim teatrze minionej dekady są wyrazem światopoglądu wyznawanego stale i konsekwentnie, a nie idiosynkrazji starzejącego się aktora. Przed laty Holoubek wzbudził konsternację, gdy podczas debaty w ZASP-ie (Związku Artystów Scen Polskich) trafnie i z przenikliwą inteligencją wyszydził Petera Brooka, szukającego inspiracji wśród ludów prymitywnych i egzotycznych. Pozostał wierny samemu sobie, gdy pod koniec życia od czci i wiary odsądzał młody teatr: "Kiedyś nie mogło być na scenie nawet krztyny okrucieństwa. Wszelkie obcinanie głów, wyłupywanie oczu i tym podobne straszliwe rzeczy działy się poza nią. Publiczność dowiadywała się o tym z wypowiedzianych kwestii. A dziś młodzi twórcy nie tylko w okrucieństwie, chamstwie i patologiach społecznych znajdują twórcze natchnienie, ale decydują się nawet na pokazywanie kopulacji czy masturbacji".

I jeszcze: "Przedmiotem dociekania twórców stają się procesy fizjologiczne. Kuper kury w momencie składania jajka - przekrwienie, ból, krwawienie Niby dlaczego nie pokazywać Hamleta mającego kłopoty z prostatą? Awangarda zamienia duchowość w szok. Lecz widz bardziej potrzebuje ładu i piękna niż drastyczności".

Dramat Holoubka w ostatnich latach jego życia polegał, w moim przekonaniu, na tym, że głosząc, trochę na zasadzie głosu wołającego na puszczy, kulturowy konserwatyzm, nie stworzył Holoubek ekwiwalentu w postaci dzieła teatralnego, które artystycznie byłoby na miarę wyznawanego światopoglądu - nie archaiczne czy muzealne, lecz nowe. Czy to jest w ogóle możliwe? Owszem, świadczy o tym, przynajmniej w obszarze literatury, twórczość wielkich modernistów, którzy, jak choćby Eliot, Pound, Yeats, Valéry, ba, nawet Joyce, byli konserwatystami, ale tradycję odnawiali w bardzo nowoczesnym języku i formie. W tym sensie niejako ostatnie dzieło Holoubka, czyli dyrekcja Ateneum, świadczy przeciw niemu. Holoubek w Ateneum bodaj tylko raz spróbował, z dobrym skutkiem, zderzyć tradycję z innowacją w sposób godny nowoczesnego konserwatysty. Myślę o wystawieniu "Króla Edypa". Przeważnie jednak Ateneum za Holoubka nie twórczo redefiniowanej tradycji się trzymało, lecz jałowego tradycjonalizmu i wygodnej rutyny. I jakkolwiek siejące zamęt wnuczęta czy raczej praprawnuczęta Aurory budzą we mnie odrazę, to przecież muszę im oddać, że celując swój strzał w Ateneum, wymierzyły celnie. Płynie z tego jakaś nauka dla wszystkich, którzy nie utożsamiają się z rewolucją, ale też, obstając przy ładzie kultury, niekoniecznie pragną spędzać życie w muzeach sztuki teatralnej. Zwłaszcza, że gdy się dobrze zastanowić, to tych

muzeów już nie ma.

Janusz Majcherek - krytyk teatralny, w latach 1996-2006 redaktor naczelny "Teatru"; prodziekan Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji