Artykuły

Operacja "Opera"

"Większość konkursów na obiekty publiczne w Krakowie wygrywa Loegler. Może by go ktoś wywiózł na taczkach?" - to jeden z delikatniejszych cytatów z internetowego forum architektów - pisze Zbigniew Bartuś w Dzienniku Polskim.

DOLA ARCHITEKTA. Bardzo znamienne jest to, co działo się w środowisku krakowskich architektów i budowlańców po pierwszych doniesieniach Centralnego Biura Antykorupcyjnego o akcji pod Kielcami. CBA informowało początkowo o wzięciu milionowej łapówki "przez architekta współpracującego z Operą Krakowską". Internetowe forum dyskusyjne architektów rozgrzało się wtedy do czerwoności. W końcu ktoś zapytał wprost: "Czy chodzi o Romualda Loeglera?" "Większość konkursów na obiekty publiczne w Krakowie wygrywa Loegler. Może by go ktoś wywiózł na taczkach?" - to jeden z delikatniejszych cytatów z owej gorącej "dyskusji". Słynny architekt przebywał wówczas za granicą i o akcji CBA usłyszał przez telefon. Prezes Stowarzyszenia Architektów Polskich Jerzy Grochulski poczuł się zobowiązany oświadczyć, że "osoba oskarżona o przyjęcie korzyści majątkowej nie jest członkiem krakowskiego oddziału SARP". Było już wtedy wiadomo, że ową osobą jest mgr inż. Rafał S., były kierownik działu inwestycji opery, odpowiedzialny za przetarg na wartą ponad 30 mln zł technologię sceny. Jak twierdzi prokuratura, wziął milion złotych za pozytywne zaopiniowanie projektu technologii.

Choć stało się oczywiste, że Loegler nie ma z aferą nic wspólnego, dyskusja o rzekomych wpływach znanego architekta wcale nie osłabła. Dowodem na wspomniane "wpływy" miała być przede wszystkim wielka liczba publicznych obiektów zbudowanych na podstawie jego projektów.

W połowie 2005 r., za czasów marszałka Janusza Sepioła, samorząd wojewódzki finansował 11 przedsięwzięć (nie licząc dróg i mostów). Trzy z nich zaprojektowało Atelier Loegler: Małopolskie Centrum Monitoringu i Atestacji Żywności na Akademii Rolniczej w Krakowie, Zakład Radioterapii przy Szpitalu Wojewódzkim w Tarnowie i Operę Krakowską.

Ktoś wprawdzie zauważył na forum, że zarzucanie architektowi, iż tworzy świetne projekty zwyciężające w otwartych konkursach, jest objawem paranoi, ale został skontrowany: "Zastanów się, kto rozstrzyga te konkursy!".

No właśnie - kto? Weźmy konkurs na projekt modernizacji i przebudowy Opery Krakowskiej z 2002 r. Sąd konkursowy składał się z 9 osób. Oto one (z funkcjami z tego okresu):

1. Janusz Sepioł - wicemarszałek województwa małopolskiego, SARP Oddział Krakowski;

2. Jan Wieczorkowski - członek Zarządu Województwa Małopolskiego;

3. Jacek Purchla - dyrektor Międzynarodowego Centrum Kultury;

4. Krystyna Łyczakowska - prezes SARP Oddział Krakowski;

5. Franciszek Gałuszka - dyrektor administracyjny Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie;

6. Konrad Kucza-Kuczyński - SARP Oddział Warszawski, przewodniczący Sądu Konkursowego;

7. Bogusław Nowak - dyrektor Opery Krakowskiej

8. Andrzej Wyżykowski - Główny Architekt Miasta, SARP Kraków;

9. arch. Artur Jasiński, SARP Kraków - sędzia referent.

Zwolennicy teorii spiskowych wskazują, iż ponad połowę członków tego gremium stanowią członkowie SARP, czyli "koledzy pana Loeglera". To jednak zarzut chybiony, bo przecież wszyscy praktykujący projektanci w Polsce, a więc także uczestnicy konkursów, muszą być członkami SARP.

Krytycy "układu" nie odpuszczają: czy to normalne, że wpływowi członkowie jednej korporacji mają w zasadzie monopol na ocenę projektów, a więc decydują o tym, co może powstać na terenie polskich miast i wsi, a co nie?

I jeszcze jeden smaczek: przewodniczącym sądu konkursowego był prof. Kucza-Kuczyński, wcześniej promotor doktoratu Loeglera. A władze wojewódzkie reprezentował Janusz Sepioł, którego entuzjastyczna opinia o Loeglerze znakomicie reklamuje pracownię architekta na jej internetowej stronie.

"To, co Loegler robił w architekturze, na innych polach artystycznych robili inni" - pisze Sepioł. I wymienia: Jana Pawła II, Andrzeja Wajdę, Tadeusza Kantora, Krzysztofa Pendereckiego oraz dwóch laureatów Literackiej Nagrody Nobla. Czy ktoś, kto ma takie mniemanie o Loeglerze, może obiektywnie rozstrzygać konkursy z udziałem Mistrza?

Sęk w tym, że sąd konkursowy pracuje "w ciemno". Projekty poddane ocenie nie są opatrzone nazwiskami autorów ani innymi znakami, które pozwoliłyby ich zidentyfikować. Tak było również w konkursie na operę, na który zgłoszono 37 prac.

- Dowiedziałem się, że wybraliśmy projekt Loeglera, kiedy otwarto koperty - wspomina Franciszek Gałuszka. - Jasne, że po otwarciu kopert pojawił się komentarz: "no tak, znowu Loegler". Ale nasz wybór był całkowicie obiektywny - zastrzega Artur Jasiński, sędzia referent, który sporządził listę "za i przeciw". - Tuż przed otwarciem kopert wraz z wicemarszałkiem Sepiołem zastanawialiśmy się, który z wielkich twórców zaproponował tak spektakularną rzecz - opowiada prof. Purchla. - Świetnie znam twórczość Romualda Loeglera, ale podobnie jak pozostali członkowie sądu konkursowego nie domyślałem się, że to on jest autorem zwycięskiego projektu, nie rozpoznałem jego nowego języka.

Nie wszystkim się ten język podoba. Powstającej operze prześmiewcy przylepili łatkę "makabryły". Na pierwszej stronie krakowskiego dodatku "Gazety Wyborczej" budynek opery znalazł się wśród "gargameli", koszmarnych budowli szpecących miasto.

- Słyszę głosy, że się podoba. Ale są i takie, że to jest np. supermarket z garażem. Rzecz gustu, ale na pewno część budynku, w której będziemy realizować spektakle i podejmować gości ma duszę. To zasługa architekta - podkreśla Bogusław Nowak.

Jurorzy konkursu na operę mówią zgodnie, że propozycja Loeglera była zdecydowanie najlepsza.

-Ale ten typ architektury ma wielu przeciwników, którzy lubią głośno wybrzydzać - komentuje Artur Jasiński. - W Krakowie krytyka jest szczególnie nasilona, zwłaszcza wobec obiektów powstających w pobliżu ścisłego centrum. Wiedzą o tym wszyscy znani twórcy.

SALA NISKA, ALE DOBRA

Złośliwe opowiastki krążą także o rzekomo kiepskiej funkcjonalności zaprojektowanych przez Loeglera obiektów. Jedna z nich dotyczy nowej części Biblioteki Jagiellońskiej. Niewielkie pomieszczenia biurowe mają tam 4 metry wysokości, a sala wystawiennicza - niewiele ponad 3,7 jak tam eksponować większe przedmioty? - pyta krakowski plastyk.

Wicedyrektor biblioteki Aleksandra Cieślar-Korfel przyznaje, że sala jest dość niska. - Ale my zajmujemy się głównie nauką i dydaktyką, nie jesteśmy pałacem sztuki! Eksponujemy książki i rękopisy, a te z łatwością mieszczą się w gablotach - podkreśla, chwaląc funkcjonalność sali. - Trzeba też pamiętać, że architekt sam tego nie wymyślił. Na pewno zaprojektował wszystko zgodnie z potrzebami zgłaszanymi przez inwestora, czyli naszą instytucję.

W gmachu nowej opery jedni narzekają, że nie mogą się minąć na korytarzach, idąc z instrumentami, inni, że garderoby są zbyt ciasne, zwłaszcza dla artystów w strojach historycznych. - Ależ Loegler zaproponował w konkursie na operę zdecydowanie najlepszy obiekt pod względem funkcjonalności! - dziwi się Franciszek Gałuszka, którego interesowało przede wszystkim właśnie wnętrze opery: układ sceniczny, widownia i zaplecze.

Słyszał już kiedyś inne krytyczne uwagi pod adresem projektów Loeglera, ale -jego zdaniem - ich powodem było zawsze złe wykonawstwo. - Co jest winien architekt, który zaprojektował na Akademii Ekonomicznej szkło zatrzymujące promienie IN, a wykonawca zamontował inne? - pyta Gałuszka.

- Architektura innowacyjna jest trudna w realizacji, więc o efekcie decyduje także jakość wykonania - popiera go Jasiński.

Romuald Loegler przyznaje, że miewa "ostre spięcia z wykonawcami, zwłaszcza gdy "chcą zaoszczędzić". Sypie przykładami. A "do druku" zaznacza, że "skoro firma Hoehtief [która wygrała przetarg na budowę opery - przyp. aut.] potrafi trzymać standardy w Niemczech, to powinna i w Polsce".

RAPORT Z AKADEMII

Krytycy wytykają też Loeglerowi rzekome błędy projektowe. Dowodem ma być m.in. raport NIK, opisujący rozbudowę Akademii Ekonomicznej. Czytamy w nim: "Dokumentacja projektowa opracowana przez Atelier Loegler (...) wymagała wprowadzenia wielu zmian i uzupełnień w trybie nadzorów autorskich, (...) posiadała błędy projektowe". Zdaniem NIK doprowadziło to do wzrostu kosztów i opóźnień na budowie.

Podobne zarzuty pojawiły się w trakcie budowy opery i innych obiektów. Romuald Loegler odpowiada, że wysuwający je ludzie nie wiedzą, co - zgodnie z prawem - zawierać ma projekt budowlany. Podkreśla, że projekty atelier zawsze spełniają wszystkie wymogi. Uściśleniem zawartych w nich rozwiązań są projekty wykonawcze, dochodzą do tego projekty wnętrz, uwzględniające funkcję budynków, a np. w budynku opery tak podstawową sprawę, jak akustyka.

Zgodnie z Ustawą o zamówieniach publicznych, projektantowi nie wolno też robić szczegółowych rysunków warsztatowych, bo musiałby je wykonać pod konkretnego wykonawcę, a ten ma być przecież wybrany w przetargu.

- Jeśli ktoś nie znając tych uwarunkowań twierdzi, że "dokumentacja jest niekompletna", zwyczajnie się ośmiesza - mówi architekt.

"PANIE, CZY TO SIĘ WALI?"

Prof. Jacek Purchla mówi, że "wizjonerom wyprzedzającym swój czas" nigdy nie jest łatwo. I przypomina anegdotę z czasów budowy Teatru im. J. Słowackiego (lata 1889-93):

- Zawistni konkurenci robili wówczas projektantowi teatru, Janowi Zawiejskiemu coś, co dziś nazywamy czarnym PR-em. Do tego stopnia skutecznie, że po Krakowie zaczęła krążyć płotka, iż teatr się wali. Któregoś dnia szedł w kierunku budowli jegomość z teczką i zapytał napotkanego mężczyznę, nie wiedząc, że to Zawięjski: "Panie, czy to się wali?".

- Tak, ale w mordę - odparł projektant.

Wszyscy doskonale wiedzieli, że za 15 milionów zł nie da się zbudować nowej opery, a już na pewno tego, co zaproponował Romuald Loegler. A jednak budowa ruszyła. Tak oto, na oczach podatników, 15 milionów urosło do 110. Ponoć wybudowaliśmy za nie... najtańszą operę nowożytnej Europy!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji