Artykuły

"Polka galopka" w kościele św. Jana

Najwyższy czas na odkurzenie polskiej ikonografii patriotycznej - zdaje się mówić Robert Florczak w swoim najnowszym spektaklu. I robi to w znakomity sposób. "Polka galopka" zaprezentowana 11 listopada w kościele św. Jana, była przeniesieniem przedstawienia, przygotowanego rok temu na dni kultury polskiej w Brazylii. Jego autorem jest Robert Florczak, kierujący od lat sopockim klubem Sfinks i grupa współpracowników związanych z klubem - pisze Przemysław Gulda w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Autorzy spektaklu zastosowali w nim całą gamę środków wyciągniętych z kolorowej skrzyni stereotypowej ikonografii patriotycznej: kostiumy, przygotowane przez Alicję Grucę mienią się barwnymi pasami, niczym polskie stroje ludowe, w wizualizacjach Macieja Szpicy migają obrazy, którymi każdy Polak karmiony jest od dzieciństwa (Jagiełło krzyżujący miecze przed grunwaldzkim starciem, Wojciech Jaruzelski ogłaszający stan wojenny, powstaniec niosący na rękach rannego kolegę), DJ Romero poskładał oprawę muzyczną z tak charakterystycznych motywów jak choćby "Bogurodzica" ludowe przyśpiewki i piosenki powstańcze, choreografia Krzysztofa Leona Dziemaszkiewicza roi się od nawiązań do tańców ludowych. A jednak cały ten entourage potraktowany jest w zaskakujący sposób. Tak jakby ktoś wyciągnął z kufra stary żupan, wytrząsnął z niego całą naftalinę i założył na lewą stronę. Florczak gra narodowymi symbolami w przenikliwy, inteligentny i przewrotny sposób. Porusza się momentami na granicy obyczajowego skandalu, ubierając jednak wszystko w tak stylową oprawę, że nie sposób mu go zarzucić. Bo jakimż skandalem może być przecież tak naprawdę poruszająco wyestetyzowane "wsamplowanie" pięknej dziewczyny na miejsce posągu maryjnego w przydrożnej kapliczce?

Florczakowi w tej postmodernistycznej grze wcale nie chodzi o tani szok. Jego strategia jest głębsza i przemyślana, a jego głównym celem zdaje się być stworzenie nowej wizji patriotyzmu, znacznie bardziej pasującej do dzisiejszych czasów. Jedyny szok, jaki może z tego wynikać, to zaskakująca oryginalność wizji, wynikających z ożenienia szacunku do patriotycznych wartości z, charakterystycznym dla wszystkich sfinksowych produkcji, uwielbieniem na wskroś współczesnej estetyki.

Bo przecież powstańcy warszawscy, którzy w jednej z najbardziej porywających scen spektaklu walczą za pomocą luster z napotkanym w kanałach bazyliszkiem (co jest wizją nawiązującą do tej, jaką w swoim słynnym komiksie "Złota kaczka" stworzył Jacek Frąś), mogą nosić elegancko skrojone garnitury, niczym modele na skrajnie wyestetyzowanych fotografiach z magazynów mody. Bo przecież Stańczyk może być piękną dziewczyną, w połyskującym cekinami obcisłym stroju. To chyba najlepszy przykład na to, jak wygląda obraz dzisiejszego patriotyzmu w spektaklu Florczaka. Choć może się on wydać szokujący na poziomie wizualnym, na płaszczyźnie ideologicznej okazuje się zaskakującą pochwałą wielu tradycyjnych wartości i wyrazem szacunku do wielu symboli, nawet jeśli potraktowane one zostały przewrotnie i nieortodoksyjnie.

Artyści związani ze Sfinksem w spektakularny sposób udowodnili, że Święta Niepodległości nie trzeba czcić mszami za ojczyznę albo ulicznymi przebierankami za piłsudczyków. Duże brawa za odwagę należą się zarówno autorom i wykonawcom spektaklu, jak i Nadbałtyckiemu Centrum Kultury, które w takim dniu, w takim miejscu, zdecydowało się zaprezentować ten na swój sposób inteligentny i mocny spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji