Artykuły

Nudne związki

"Niebezpieczne związki" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze Komedia w Warszawie. Pisze Barbara Hirsz w Trybunie.

Tego dnia Wyrozumska zamiast na "Niebezpieczne związki" źle trafiła na nieznaną dotąd przeróbkę sceniczną Laclosa pt. "Nudne związki". Też milo, a mniej niebezpiecznie.

Powieść Laclosa, jak sam tytuł wskazuje, to książka niebezpieczna. Nie wierszem, nie prozą, ale w listach, a nie ma nic ciekawszego niż cudze listy. Szczególnie gdy są to listy z Francji i gdy dowiadujemy się z nich, jak się w tym kraju mówi o miłości.

Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że my zaraz chcemy tak samo. Tylko tak można wytłumaczyć fakt, że w życiu prywatnym spokojny i sympatyczny barman Konstanty Marian Kawka spędzający pracowite dni w pensjonacie Pod Różą odkrywa w sobie demonicznego uwodziciela oraz wicehrabiego de Valmont. A mama Pawła zabiegana parę razy w tygodniu po 20 minut o godzinie 20.00 odkrywa, że dotychczas jej barwy szczęścia były szare i od zaraz natychmiast potrzebuje być rozwiązłą metresą oraz markizą de Merteuil.

Zresztą nie piszę tego, żeby się czepiać. Każdy wie, że w naszych czasach nawet Don Kichot mógłby zrealizować swoje niedościgle marzenie i wystartować na prezydenta Polski. Byłoby miło, a mniej niebezpiecznie.

Z tych francuskich listów dowiadujemy się, że mieliśmy swoje miejsce w Europie, bo pisarz uwzględnił naszą narodową obyczajność. Wyrozumskiej podobał się opis naszych saskich ludzi, bo wszystko było takie zepsute, aż miło patrzeć. I jak widać, od tamtych czasów strona uczuciowa nie zmieniła się nic a nic. Bo mama Pawła przyszła do teatru, by jako Mortejka na publicznym miejscu uczciwie pobarłożyć w cenie biletu.

I przez cały spektakl nudzi i nudzi a conto wolnej miłości. W tym czasie ten Kawka jako Valmonter monteruje damy i nowicjuszk. To jest, prezentuje detalicznie od kuchni sas amandi. Wszystko po to, żebyśmy rzucili osobliwie okiem, jak się żyło w historycznej atmosferze obnażającej ludzkie wady, a szczególnie tę stronę męskiego oblicza, co mucha nie siada.

Nasi serialowi bohaterowie nałożyli kostium przeszłości myśląc, że odmienność kroju odmieni im nazwiska. Miało być miło, ale zrobiło się niebezpiecznie. A to wszystko przez europejski zazwyczaj: co strój, to ustrój. Bo mama Pawła, kobieta o urodzie podstawnej, na te epokowe rundki z Laclosa przybrała francuską perukę. I tak się złościła, że ten Valmonter to ma chyba bzika, że od Mortejki z dala bzyka, że zanudziła głośno: - Niech mu w te jego barowe ziemniaki klątwa strzeli!

Co ujęła w kunsztowną formę piśmienną językiem obracając żywo w tych francuskich listach. Tak żywo, że peruka na tej naszej polskiej Francuzce stanęła włosami na głowie dęba i jak nie zacznie fikać i hopsać, i sasać, hopsa-sa!, hej! ta dana! Taką ta dana głowa dała Warszawie pod-glądową lekcję cywilizacji.

I nic dziwnego, że nasza Mortejka uniosła się śmiercionośnie. Taka saska awanturnica chciała mieć amanta wytrawnego a nie wytrawionego. A za cale dwie godziny przedstawienia musiała wypić gorzki kieliszek z powodu tego schyłkowego Kawki.

Wyrozumska ucieszyła się, że możemy obejrzeć w stolicy prawdziwą komedię z moralnością A mianowicie o tym, jak się zazwyczaj peruki na bezbożnych głowach trzęsry ze strachu przed Rewolucją Francuską Cud, że nasi telewizyjni ulubieńcy w tych dawnych ustrojach nie wyzionęli ducha historii.

Przeto w ostatnim słowie zwracam się do Wysokiego Sądu i do Was, kochana publiczności, o uniewinnienie sympatycznej mamy Pawła wraz z Kawką, barmanem z pensjonatu Pod Różą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji