Artykuły

Po to robię teatr, żeby się nie podobać

- Ja nie jestem w teatrze, żeby się podobać. Po to robię teatr, żeby się nie podobać. Teatr to nie jest sitcom. To nie jest show-biznes czy estrada. Odkąd istnieje teatr publiczny w Polsce, czyli 240 lat, to przez cały czas ze sceny padają trudne słowa. Polski teatr ma obowiązek mierzyć się z trudnymi problemami - mówi MACIEJ NOWAK, dyrektor Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

W "Śledź te strony" sprzed dwóch tygodni Dorota Stalińska zaatakowała dyrektora teatru Wybrzeże Macieja Nowaka. Zarzuciła mu, że "zdewastował teatr" i zalał go hektolitrami betonu. Nie pozwolił także, aby Stalińska grała w Wybrzeżu swój nowy spektakl "Love Me Tender". - Dla kogo Nowak robi teatr? - atakowała Stalińska. - Dla garstki swoich młodocianych kolegów? I kto mu na to pozwala?! To jest skandal i skrajna arogancja za państwowe pieniądze. Z tymi i innymi zarzutami pod swoim adresem polemizuje Maciej Nowak.

Chyba nie przejął się Pan zbytnio krytyką ze strony Doroty Stalińskiej. Przysłał Pan do redakcji krótki i spóźniony list...

- Bo to nie jest dla mnie żadna sprawa. Każdy ma prawo do opinii na temat wszystkiego, w tym także teatru, więc ja się godzę z tym, że Dorota Stalińska ma swoją opinię. Natomiast jej opinia utwierdza mnie w słuszności moich działań. Zarówno w tym, że odmówiłem jej teatru do prezentacji "Love Me Tender", jak i w tym, że podjąłem słuszną decyzję, zapraszając Stanisława Fiszera, wielkiego europejskiego architekta do przebudowy teatru. Koncept Stanisława Fiszera był taki, żeby to nie był teatr drobnomieszczański, ale operujący nowoczesnymi formami architektonicznymi. Ja wiem, że tego typu gust nie jest powszechny i Dorota Stalińska dała temu wyraz. Moja satysfakcja jest taka, że gdański teatr to - obok giełdy warszawskiej - największa realizacja Fiszera w Polsce. Za tę przebudowę dostaliśmy włoską nagrodę Premio Internazionale di Architettura Teatrale za jedno z najpiękniejszych wnętrz teatralnych w Europie, więc wszystko jest tak, jak być miało... Zaskakuje mnie tylko to, że opinia Doroty Stalińskiej jest tak istotna, że wszyscy się zatrzęśli i że to jest w ogóle pretekst do jakiejś rozmowy.

A nie jest?

- Wolałbym rozmawiać w osobami mądrzejszymi, które istotnie coś znaczą artystycznie i mają większy dorobek, a nie w ciągu ostatnich 20 lat dwa epizody w filmie. No, niestety...

Jej gust nie jest dla Pana wyznacznikiem czegokolwiek?

- W najmniejszym stopniu i to nie tylko dla mnie. Od wielu lat Stalińska nie uczestniczy w życiu teatralnym. To nie jest kwestia mojej złośliwości. To jest osoba kompletnie na marginesie.

I Pana zdaniem nie zna się na architekturze, gdy zarzuca Panu, że Wybrzeże to teraz "pseudoamfiteatr"?

- Chcieliśmy z Fiszerem zrobić widownię amfiteatralną, bo od czasów greckich amfiteatr to najbardziej klasyczna forma teatru. Ważne, że publika patrzy na scenę trochę z lotu ptaka, a scena jest bardzo nisko, co należy do nowej estetyki teatralnej.

A kwestia stu krzeseł, z których rzekomo nic nie widać?

- Z drugiego balkonu zawsze było źle widać. Dotychczas nie był on wykorzystywany, a teraz jest. Tydzień temu zakończyliśmy prace poprawkowe, które usprawniają widoczność. Oczywiście, to jest drugi balkon, więc to jest zupełnie inna optyka. Fiszer zawsze powtarza, że w teatrze każdy ma swoją indywidualną optykę. To nie multikino.

Dlaczego nie chciał Pan, aby Stalińska grała w Wybrzeżu "Love Me Tender"?

- Nie uważam za właściwe, aby instytucja publiczna służyła komercyjnemu show-biznesowi. Nie mogę się zgodzić, żeby za pieniądze publiczne realizować tutaj komercyjne, indywidualne plany, z którymi się estetycznie nie zgadzam. To jest moja konsekwentna polityka. Aktorzy tego teatru są na tyle kreatywni, że tworzą własny teatr. W Polsce i za granicą wiadomo, jaki jest gdański teatr. To nie jest tak, że ktoś z Warszawy przyjeżdża tu jako gwiazda, tylko ludzie z Gdańska są gwiazdami na innych scenach.

Na przykład?

- Grzegorz Wiśniewski, Agnieszka Olsten, Jan Klata, Ingmar Villqist, Grażyna Kania to ludzie, którzy swoją karierę artystyczną związali z Gdańskiem. O nich w Polsce mówią, "O! to jest artysta z Gdańska" i to jest moja satysfakcja. Gdańskie środowisko jest mocne i nie musimy przywozić gwiazdek ze stolicy. Tutaj się mocne rzeczy dzieją. Język reżyserski Grzegorza Wiśniewskiego tu się ukształtował. Wiśniewski, który za chwilę będzie w Narodowym robił, jest artystą, dla którego domem jest gdański teatr.

Jak wyglądała Pana rozmowa ze Stalińska?

- Odbyliśmy rozmowę tu, w moim gabinecie. Argumentów, które Stalińska przedstawiła, nie akceptuję w życiu. Nie załatwiła swojego interesu, ale nie przypuszczałem, że aż tak ją to zaboli.

Co to były za argumenty?

- Nie możemy o tym mówić, bo nie mam obsesji nagrywania rozmów i nie jestem w stanie niczego teraz udowodnić... Jeżeli jednak miałbym polec z powodu Stalińskiej, to byłoby przykre, bo świadczyłoby o tym, że zwycięża wszystko, co jest chałturą i synonimem najgorszego gustu i wykorzystywania instytucji publicznych do prywatnych celów, a to oznaczałoby, że myślenie o teatrze jak o powinności społecznej nie ma racji bytu.

A może Pan polec z innych powodów?

- Zawsze można polec. Przecież nie będę dyrektorem tego teatru do końca świata i nigdy sobie tego nie obiecywałem. Jest szereg spraw, które są istotne i którym chcę stworzyć warunki do zaistnienia. Są młodzi reżyserzy i najlepszy zespół w Polsce. To jest zespół elastyczny, odważny, z charakterem i nie chciałbym tego zmarnować. I dlatego nie chciałbym polec.

Opinie są tu podzielone. Recenzentka teatralna "Dziennika Bałtyckiego" Grażyna Antoniewicz pyta w swoim artykule, "czy perwersja, brutalność i zboczenia zagościły na gdańskiej scenie?", po czym konkluduje: "większość widzów nie chce oglądać przemocy i perwersji na scenie. Często wstydzi się jednak do tego przyznać. Może więc czas powiedzieć: nie. Zauważyć, że król. jest nagi i zastanowić się, co nam proponuje teatr Wybrzeże?". To jak to jest, proponuje nam Pana perwersje i zboczenia czy nie?

- Ja myślałem, że tę dyskusję zakończono sto lat temu. Ktoś, kto nie rozumie, że nagość jest jednym ze środków wyrazu równie dostępnym, jak każdy inny, nie powinien podchodzić do teatru ani jakichkolwiek zjawisk artystycznych. Bo przepraszam, ale co ten ktoś zrobi, gdy zobaczy rzeźbę antyczną? To jeden ze środków ekspresji i wcale u nas nienadużywany. Wręcz przeciwnie. Mnie naprawdę nie interesuje obyczajowa prowokacja, bo to jest nudne. Ale nie będzie u mnie cenzurowania wypowiedzi artystycznej, bo fundamentem naszej nowej rzeczywistości jest to, że uciekamy od cenzury. Jeżeli z tekstu strasznie istotnego, jakim jest "Przed odejściem w stan spoczynku" Thomasa Bernharda - komedii o duszy niemieckiej - w momencie, kiedy wchodzi na ekrany film "Upadek" i kiedy toczą się awantury o relacje polsko-niemieckie, ktoś zrozumiał jedynie, że jest tam wątek związku kazirodczego, to ten ktoś ma jakąś seksualną paranoję. To trzeciorzędny wątek, który pojawia się jako element charakterystyki postaci, nie ma na scenie nic obyczajowo bulwersującego, to wszystko jest w słowach i osoba, która to odbiera i nie widzi kompletnie kontekstu politycznego, tylko skupia się na szczególe, to ja się buntuję, bo ta osoba ma obsesję.

Czy czuje Pan, że wokół Pana jest sporo "nieżyczliwych" czy po prostu niezgadzających się na proponowaną przez Pana wizję teatru?

- Wrogowie są naszym dorobkiem...

Więc nie przeszkadzają?

- Ja nie jestem tutaj, żeby się podobać. Po to robię teatr, żeby się nie podobać. Teatr to nie jest sitcom. To nie jest show-biznes czy estrada. Odkąd istnieje teatr publiczny w Polsce, czyli 240 lat, to przez cały czas ze sceny padają trudne słowa. Polski teatr ma obowiązek mierzyć się z trudnymi problemami. Przecież to jest teatr, którego tradycją jest urąganie Bogu i carowi, jak w Wielkiej Improwizacji. Jeżeli oczekujemy od teatru rozrywki, to nam się coś pogubiło i kompletnie nie wiemy, o co chodzi w teatrze. Mylą nam się porządki. Teatr musi mówić rzeczy trudne, niepopularne, przykre. Artyści biorą publiczne pieniądze właśnie za to, żeby przez swoją wrażliwość opowiadać społeczeństwu rzeczy, których społeczeństwo czy politycy nie chcą słyszeć. Ale ktoś to musi mówić. Tak jak mówią dziennikarze, tak samo musi to mówić teatr.

rozmawiał Sebastian Łupak

Maciej Nowak

dyrektor naczelny Teatru Wybrzeże w Gdańsku oraz Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie. Recenzent kulinarny, smakosz, konferansjer, autor (pisze o teatrze). Na łamach "Gazety" wypowiadał się w sprawie homoseksualizmu, pisząc, że w Polsce, będąc homoseksualistą, można żyć godnie, twórczo i bezpiecznie. Za jego kadencji teatr wystawia 12 premier i 500 spektakli rocznie, a frekwencja wzrosła z 40 do 80 tysięcy widzów. Cały czas boryka się z zadłużeniem teatru (obecnie 500 tys. zł), ale obiecuje, że spłaci dług do końca roku: - Temat długu wałkuje się od wiosny i rozgrzebywanie tej sprawy teraz jest nie fair, gdyż jestem w trakcie jej załatwiania. W jego gabinecie na ścianie wisi wielki plakat "Bush - terroriste nr 1. Resistance", a w akwarium na biurku pływa złota rybka.

KOLEJNY INTERES STALIŃSKIEJ

W "Gazecie Wyborczej Trójmiasto" z 5 listopada br, ukazała się rozmowa z panią Dorotą Stalińską. Wielbiciele talentu megagwiazdy dowiedzieli się z niej, że po dziewięciu latach gotowania na scenie artystka poszerzyła swój repertuar i będziemy mieli okazję popłakać nad losem multimilionerki Kristiny Onasis. Uważnemu czytelnikowi ta informacja mówi tyle, że zupa nie sprzedaje się tak jak przed dziewięcioma laty i pora wziąć się za kolejny interes, czy jak kto woli misję. Na tym można by sprawę zamknąć, ale przy tej okazji p. Dorota Stalińska wylewa kubły pomyj na zespól teatru Wybrzeże, zastraszonego jej zdaniem przez swego dyrektora. Pani Stalińska zapowiada rozprawienie się z marszałkiem województwa i "kilkoma decyzyjnymi kolegami dyrektora Nowaka". Oddanej miłośniczce Gdańska nie podoba się repertuar teatru Wybrzeże i zapowiada pociągnięcie do odpowiedzialności wszystkich winnych jej niezadowolenia. Ten wybuch furii spowodowała odmowa dyrektora Nowaka, dotycząca prezentacji nowego produktu artystycznego p. Doroty Stalińskiej na scenie teatru Wybrzeże. Uczciwość dziennikarska nakazywałaby spytać drugą stronę o rzeczywisty powód odmowy. (...) W dniu 20 października br. "Gazeta Wyborcza Trójmiasto" opublikowała raport pt.: "Uczestnictwo w kulturze mieszkańców Gdańska". Z zamieszczonych tam badań wynika, że w ciągu ostatnich trzech lat z oferty teatru Wybrzeże skorzystał co trzeci gdańszczanin. Pani Dorota Stalińska może czuć się niedowartościowana, że Maciej Nowak nie skorzystał z oferty obejrzenia spektaklu "Love Me Tender", ale nie daje jej to prawa do oceny zespołu aktorów teatru Wybrzeże, gdańskiej publiczności, marszałka województwa i, tu nie wiemy, o kim mowa - decyzyjnych kolegów. Nie wiemy, na jakiej podstawie p. Stalińska opiera swoją ocenę. Wiemy, że nie oglądała żadnego przedstawienia naszego teatru, gdyż jej obecność na jakimkolwiek spektaklu byłaby z pewnością odnotowana, może niejako wydarzenie artystyczne, ale na pewno towarzyskie przez gdańską publiczność i "zastraszony zespół aktorski". Gdańska publiczność nie do końca podziela opinie p. Stalińskiej, skoro ogląda spektakle swego teatru i z wszystkich instytucji kultury "tę stodołę" stawia na pierwszym miejscu.

Teatr Wybrzeże wielokrotnie użyczał swej sceny wybitnym teatrom i wybitnym spektaklom, niekoniecznie z Warszawy. Powody odmowy prezentacji "Love Me Tender" są zatem oczywiste. A furia artystki też jest zrozumiała, jeżeli policzymy wpływy z 630, a nie z 430 miejsc. I na koniec - premiera to pierwsza prezentacja sztuki przed publicznością, a "premiera" w Gdańsku to tani chwyt marketingowy - a niech się prowincjusze cieszą. Pytanie, czy konferencja prasowa na temat teatru Wybrzeże zapowiadana' na piątego grudnia z okazji tzw. "gdańskiej premiery" "Love Me Tender" nie zaszkodzi samemu dziełu. (...)

Z poważaniem

za zarząd koła ZASP przy teatrze Wybrzeże Florian Staniewski

w imieniu Związku Zawodowego Aktorów Polskich Jerzy Gorzko i zastraszony zespól teatru Wybrzeże: Dorota Kolak, Joanna Bogacka, Anna Kociarz, Igor Michalski, Marta Kalmus, Piotr Jankowski, Tamara Arciuch, Ryszard Jasiński, Krzysztof Gordon, Grzegorz Gzyl, Paulina Kinaszewska, Zbigniew Olszewski, Wojciech Kalarus, Mi-lena Lisiecka, Rafał Kronenberger, Andrzej Nowiński, Dobromira Gawrońska, Maciej Brzoska, Maria Mielnikow, Katarzyna Stasiuk, Małgorzata Oracz, Maciej Konopiński, Anna Serafin, Ryszard Ronczewski, Krzysztof Matuszewski, Joanna Januszewska, Maciej Szemiel, Tomira Kowalik, Katarzyna Wołodźko, Cezary Rybiński

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji